Kolejne pudełeczko rozpakowane więc nie byłbym sobą, jakbym nie skrobnął czegoś od siebie.
Na początek kwestia wypraski lub właściwie jej braku. Powiem szczerze, że to bardo dobry krok. Nie oszukujmy się, to wypraskopodobne cudo z pierwszej edycji zdecydowanie nie spełniało swojego zadania. Teraz zaś mamy klimatyczny insert z grafiką przedstawiającą powierzchnię Marsa (chyba

), za którą można fajnie powciskać mniej używane karty. No właśnie, karty...
Po tych wszystkich dyskusjach na ich temat odpieczętowywałem je z trwogą, głównie ze względu na te słabe i nierówne grafiki, jak niosła wieść. Ale muszę przyznać, że zostałem miło zaskoczony. Oczywiście, kilka grafik (krowa, pies, krzaki) mogłaby być lepiej dobranych, ale 80-90% kart wygląda naprawdę fajnie i zdecydowanie nie powoduje żadnych negatywnych skojarzeń. Jednakże już sama gramatura papieru owych kart pozostawia nieco do życzenia. Grubość jest na poziomie kart z Agricoli, co w mojej opinii jest niewystarczające. Doczepię się także do zaokrągleń rogów, które sprawiają wrażenie wykonanych... obcinaczką do paznokci.
Owo wrażenie oszczędności na materiałach i wykonaniu zwiększa także instrukcja, która wykonana została na dość delikatnym papierze i nie dorównuje jakością większości manuali z planszówek. Na szczęście merytorycznie owa książeczka już się broni. Większość zasad przekazana jest przejrzyście i zrozumiale, a przykłady dodatkowo ułatwiają ich przyswojenie. Jedynie akapit o przygotowaniu do rozgrywki nie różnicuje należycie wariantu dla początkujących i normalnego, przez co wprowadza trochę zamieszania. Przydałby się także skrót zasad na końcu książeczki, bo ten na kartach został niepotrzebnie rozwleczony (aż 4 karty ze skrótem zasad) i jest przez to nieporęczny. Na wielki plus instrukcji uznaję za to wstawki naukowe przybliżające czytelnikowi ideę terraformacji. Dodają fajnego smaczku i sprawiają, że lektura instrukcji staje się przyjemniejsza.
Jeśli w sprawie kart była zawierucha, to w przypadku planszetek można już mówić o tornadzie.

Szczerze mówiąc tutaj także byłem... mile zaskoczony. Planszetki, owszem, nie są z tektury, ale nie są też jakieś przesadnie wątłe. Mają znośną chropowatość i grubość (podobną do np. tych z Blood Rage). Oczywiście, można w nie przypadkowo pierdyknąć ręką, ale to samo (i z takim samym skutkiem) można zrobić chociażby w Cywilizacji. Czemu tam nikt nie wymaga planszetek z wyżłobieniami? Oczywiście z chęcią powitam takie ulepszenie, ale nie jest to coś, co rujnuje tę planszówkę. Jeśli pamiętamy, że gramy w grę z dość delikatnym ułożeniem kosteczek, a nie kierujemy ruchem na skrzyżowaniu, to powinno obejść się bez przygód. Sama funkcjonalność planszetek pozostawia jednak nieco do życzenia. Brakowało mi zwłaszcza mnożników dla oznaczania przychodów większych niż 10. Obecny system z dwoma kostkami na jednym torze jest dla mnie nieporęczny. Ich wygląd, hmm, no faktycznie nie jest to jakieś arcydzieło grafiki, ale jest... czytelnie. Generalnie, ta gra nie jest graficznie przygotowana na wzór pozycji FFG czy DoW, gdzie wszędzie roi się od klimatycznych detali i całość sprawia wrażenie małego arcydzieła. Tutaj postawiono raczej na czytelność. Innymi słowy, wygląda, jakby graficznie tę pozycję przygotował rzemieślnik, a nie artysta.
Na koniec wtrącę jeszcze dwa słowa o cenie. Wiele osób twierdzi, że jest ona bardzo przystępna. Ja natomiast powiem, że jest ona... zwyczajna, a nawet delikatnie zawyżona (oceniając oczywiście samą jakość komponentów). SCD na poziomie 160 zł to wszakże nie jest aż tak mało. Oczywiście rozumiem i nie potępiam takiego stanu rzeczy, wszak to jest obecnie bardzo popularny i chodliwy tytuł więc równie dobrze mogliby cenę wywindować w kosmos (fajnie, że tego nie zrobiono przy okazji drugiego wydania i cena wciąż jest sensowna). Osobiście jednak podbiłbym SCD o 20-30 zł i wydał produkt na poziomie TTA (w myśl zasady- świetne gry powinny mieć świetne wydanie).