piton pisze: ↑20 mar 2024, 22:40
Rozgrywa ich jak w makao.
...albo w pana, czy jak tam się to inaczej nazywało.
piton pisze: ↑20 mar 2024, 22:40
A towarzystwo jeszcze lepsze.
Potwierdzam. Starałem się dużo uśmiechać, komplementować mistrza gry i miałem świeżo wymyte zęby. No, ale guru gier wszelakich (tfu, przecież już nie muszę) też dał radę.
Trzy stoliki, czyli frekwencja dopisała.
Na dwóch stolikach było djunowane i była nowa arka.
Na trzecim trzyosobowym stoliku imprezowo-dzięcięco-lajtowym się mocno i bogato działo. Zaczęło się od familijnego astrokocianego kościanego mlem'a. Klikałem w to niedawno ciut na BGA, ze wszystkimi modułami i w więcej graczy. Gierka w miarę fajna, na luźne popykanie. Trochę jej czegoś brakuje by wywoływała jakieś większe emocje. W mniej graczy nie czuć presji zajmowania księżyców.
Na drugą nóżkę FlotsamFajt - tutaj nie mam zdania, bo nie udało mi się tego maleństwa przegryźć. Niby miałem jakiś mikropomysł na wykładanie kart w końcu rundy, ale czy noszący znamiona skuteczności na dłuższą metę - wątpię. Wczoraj się sprawdził.
Potem weszły Startupy. Bardzo zmyślna mechanicznie i przemyślana mała gierka. Pomysłowe, działające, setkolekszynowe maleństwo. Na plus. Idea diksitowa - mieć w kolekcji dużo danego koloru; nie na tyle dużo, by inni też poszli w ten kolor, ale mieć go najwięcej na koniec partii. Do tego limit kart na ręce i ograniczona kasa, zmuszające by jednak iść w coś co nie do końca nam pasuje. No i wykładanka na koniec będąca trochę elementem zaskoczenia (choć jak się śledzi stół to się wie, że Czarek ma te 3 brązowe ósemki na ręce i się jest w tyłku na chwilę przed końcem partii).
Potem moja gra wieczora, pt. zostań sygnalistą donoszącym dzwoneczkiem coraz bardziej czerwonemu ze złości kierownikowi, człekokształtnemu panu Staszkowi Durianowi. Się donosi na poprzedzającego współgracza, który być może przeholował, przy ograniczonej wiedzy o stanie dżunglowego magazynu, z zamówieniami. Na domiar złego donosiciel ma dokładnie w takim samym stopniu ograniczoną wiedzę - jest ryzyko, są banany. Esencja dobrej luźnej zabawy. A w takim doborowym gronie osobowym to niezapomniane wesołe chwile. Jak najbardziej do wyciągnięcia na wieczornej nasiadówce z niegrającą rodzinką. Aż się zastanawiam, czy nie nabyć tego małego pudełeczka.
Następnie mistrz gry ustąpił pola i Drakula z VanHelsingiem mogli się dwuosobowo ze sobą zmierzyć. Partia na szybko, bez zaangażowania z mojej strony, z dużym wsparciem vanhelsinga przez kolor atutowy, że nawet nie musiałem się starać. Liczyłem na więcej, ale zwalmy to na karb tego, że grane w pośpiechu (mam wyrzuty sumienia, gdy ktoś nie gra, by grać mógł ktoś) i jedynie zapoznawczo, bez doświadczenia w przebiegłym graniu w ten tytuł.
Po oddaleniu się Podróżnika (kiedy on w ogóle wyszedł? człowiek-ninja) jeszcze, w towarzystwie Czarka (albo jego sobowtóra), powtórka w Startapa i Duriana. Narzekania nie słyszałem. Może za tydzień przy lajtowym stoliku przybędzie, kosztem stolika z nową arką.
Bardzo udany wieczór, jak dla mnie. Wszyscy zadowoleni. Składam podziękowania na rękę naszego mistrza gier małych i dużych. Wielkie dzięki, Piton. Jeśli najdzie Cię znów ochota na przewietrzenie się poza dusznym przedziałem wagonu niezbyt szybkich opolskich kolei regionalnych, zawsze jesteś mile widziany na bocznicy, tam gdzie wino i śmiech (kobiet brak).
Pozdrowienia na nadchodzący tydzień.
PS. Nie, Piton, nie przebiłem opony tam pod apteką - musiałem tylko odebrać telefon i wysłuchać kilku ważnych słów na temat promocji na papier toaletowy w biedrze.