Może mały ślad historyczny. Odbył się Sylla, w składzie: niżej podpisany, "Staszek", Chiapas i Smerf Maruda. Taka też była kolejność na mecie...
Padły głosy, że gra nieco schematyczna (choć rówolegle z głosami tych samych nawet osób - że im się gra podobała...), ale jak porównuję z opiniami ludzi mających w niej nieco więcej doświadczenia, to niedoświadczeni gracze mogli raczej nie dostrzec innych dróg zwycięstwa, choć istniały. Prosty przykład - ktoś miał duży problem z głodzem, a w poprzedniej partii, w której grałem, głód stanowił minimalne zagrożenie (tylko jeden gracz wówczas grał na głód, ale został pokonany na innych polach, a w krytycznym momencie współpraca konkurencji dała piękny spichlerz). Tym razem odwrotnie, mimo szalejącego głodu tylko jeden gracz nie kupił pola, no i tylko jeden głosował na spichlerz...
Co do mnie, grałem mocno ryzykownie - dość często na pierwszego konsula, w głosowaniach na wielkie dzieła tak umiarkowanie (często przypadały na poprawy w nieważnych dziedzinach) Nikt nie grał konsekwentnie na niewolników/chrześcijan.
Wygrałem dzięki masie znaczników porządku - miałem ich 11, po 3 punkty, dzięki temu, że w ostatniej turze kupiłem tawernę, która zablokowała tę dziedzinę. Miałem też farta, że udało mi się uniknąć kryzysu - a w niebezpiecznym momencie uniknąłem pokusy kupowania słabych znaczników, tylko stawiałem wciąź na porządek.
Satysfakcję mam jednak znikomą, pomimo wymagających przeciwników i ciekawej partii. A to dlatego, że ktoś mnie notorycznie i coraz bardziej poganiał. W stopniu przekraczającym granice zabawy. Partia zajęła ok. 2 h (może mniej, jeśli odjąć zliczanie punktów), czyli w granicach standardu. Grałem może najdłużej ze wszystkich, ale tez wielu graczy miało wiele ruchów dłuższych od moich. Po prostu 3 razy miałem chwile dłuższego namysłu (tym dłuższego, że poganianie mnie rozpraszało), ponieważ musiałem przemyśleć całe sekwencje ruchów - kto kupi kilka budynków, kto po czym na co zagłosuje, jak skończą które znaczniki, a to wszystko było sprzężone. Może nie za szybko wykonuję takie zliczenia, ale też często gracze dumali nad rzeczami, które mi wydawały się oczywiste - a nie robiłem się niemiły... Łączny czas rozgrywkl miałem pewnie najdłuższy, ale nie jakoś rażąco, bo poza momentami "analitycznymi" ruszałem się szybko, a inni różnie...
W związku z czym stawiam sobie pytania: czy gramy, żeby dobrze się bawić, czy żeby za wszelką cenę jak najszybciej kończyć partię? Oczywiście rozumiem, że zbyt długie myślenie męczy innych - ale czy każde dłuższe niż parę sekund jest zbyt długie? Czy mam być dla wszystkich niemiły, kiedy myślą nad czymś, co mi akurat wydaje się w danej chwili proste? Czy w graniu w te głębsze gry chodzi o satysfakcję z dobrze poprowadzonej rozgrywki, czy też wyłącznie o to, że wszyscy robią wesołe ruchy, a wygrywa ten, kto przypadkiem pamięta, o co w danym tytule chodzi? Bo jeśli tylko o szybkie ruchy i błyskotliwe żarty chodzi, to może dla takich osób powinny być gry "imprezowe", nie te ciężkie? Mógłbym się pocieszać tym, że osoba, która mnie zażarcie krytykowała, skończyła z wynikiem słabszym od mojego o 20 punktów (w Sylli to przepaść). Łatwo by było o złośliwości w stylu "myślał za krótko". Co prawda wszyscy poza mną grali w tę grę po raz pierwszy, ale to doświadczeni, groźni zawodnicy
![Smile :)](./images/smilies/icon_smile.gif)
Zresztą Jan_S, jak pamiętam, o ile pamiętam, jak grał w to po raz pierwszy, rządził.
![Wink :wink:](./images/smilies/icon_wink.gif)
...ale nie o to chodzi. Tylko o to, że po raz pierwszy, niezależnie od wyników, wróciłem ze spotkania growego wkurzony, zniesmaczony i jest mi zwyczajnie przykro. Jeśli o to komuś chodziło, to gratuluję
![Mad :x](./images/smilies/icon_mad.gif)