Dziękując planszomaniakom, dzięki którym poznałem wczoraj nowości, śpieszę z wrażeniami z rozgrywek:
Diamonds Club
Bardzo ładnie wydana gra, gdzie jako angielska arystokracja (znudzona ciągłym piciem herbaty) zajmujemy się się importowaniem różnokolorowych klejnotów, by potem inwestować je w rozbudowę naszego ogrodu. Czyli zakup fontann, ogrodów różanych, oranżerii, drzew, zwierząt i czego tam jeszcze. Od strony mechanicznej gdzieś tam daleko na horyzoncie majaczy nam Goa. Czyli znów mamy swoje plansze na których rozwijamy trzy dziedziny i wystawiamy kafelki, znów mamy planszę centralną na której coś kupujemy, znów mamy kupowanie budynków za określone kombinacje dóbr, itp. Na szczęście gra jest na tyle inna, że wspomnienie Goa zupełnie tu nie przeszkadza. Całość jest lżejsza, mniej abstrakcyjna i ma jedno rewelacyjne rozwiązanie - zakup akcji. Otóż co rundę mamy losowo rozłożone akcje (kwadraty) na planszy centralnej. I po kolei je kupujemy. Każda akcje bazowo kosztuje jedną monetę, którą kładziemy na akcji. Ale gdy kupujemy akcję, która sąsiaduje bokami z już zakupionymi akcjami (czyli takimi na których są monety) to płacimy o tę ilość monet więcej. Np. gdy kupujemy akcję, z którą sąsiadują z lewej dwie monety a z góry jedna, to płacimy za nią aż cztery. I właśnie to świetnie sprawdza się w praktyce.
Ogólnie Rudiger (nie Ludwik) Dorn dał nam solidną i elegancką eurogrę, w którą bardzo dobrze się gra.
Race for the Galaxy z dodatkiem
The Gathering Storm
Co tu dużo pisać, po prostu jeszcze więcej Race'a w Race'ie. Graliśmy w 5 osób z celami i moim zdaniem (na ten moment) nie psują one gry, a wręcz dodają jej głębi. Nowe światy startowe są całkiem ciekawe. Nowe karty (mimo, że nie ma ich tak wiele) potrafią całkiem nieźle wpłynąć na pewne aspekty rozgrywki (np. karta pozwalająca na podwójne zasiedlenie planet [Settle]). Sam grałem z nowym światem Obcych (Alien), który pozwala mi produkować dobro za cenę odrzucenia karty. Co ciekawe, wcześniej na moim miejscu grał Yosh, który też zaczynał z tym światem i zdecydowanie wygrał idąc w karty Obcych. Ja też w nie poszedłem (tak wyszło) i też udało mi się wygrać (choć nie tak zdecydowanie). Ogólnie mi się spodobało i chętnie pogram więcej. Choć trudno mi tu być obiektywnym, bo Race po prostu idealnie trafia w moje gusta.
Nefertiti
Fajna gra licytacyjna, ładnie wydana, szybka i z ciekawymi pomysłami (zamykanie rynków, czy zarabianie pieniędzy). Choć w pierwszej rozgrywce na pewno nie wie się za bardzo, jak korzystać z kart specjalnych. Ogólnie chętnie jeszcze zagram.
Dominion
No cóż, do chóru osób zachwyconych tą pozycją na razie nie zamierzam dołączyć. Gra nie jest zła, fajnie wykorzystuje mechanizm budowania talii, chętnie jeszcze zagram, ale na razie jakoś mnie to wszystko za bardzo nie rajcuje. Ot, dobieramy karty, wykonujemy akcję, kupujemy następne karty, odrzucamy resztę kart z ręki i dobieramy kolejne pięć. W efekcie nasz stos szybko się kończy i trzeba go często przetasowywać. A w kartach mamy gotówkę, punkty zwycięstwa i karty specjalne. Te karty specjalne pozwalają nam wykonać dodatkowe akcje lub zakupy, dobrać więcej kart do ręki, zmusić innych do odrzucenia lub dania nam swoich kart, dają nam dodatkowe pieniądze do wydania, itd. Ogólnie wszystko przebiega szybko (chwilami nawet za bardzo) i cała zabawa w zasadzie polega na wciąganiu do swojej talii kart, które będą nam razem ładnie działać i pozwolą nam na drogie zakupy dodatkowych kart specjalnych, kart pieniędzy i, co najważniejsze, punktów zwycięstwa. Tak, punktów zwycięstwa, bo te po prostu kupujemy i trzeba to zacząć robić w odpowiednim momencie. Kto wykupi ich najwięcej, wygra rozgrywkę ale zbyt wczesne ich kupowanie tylko zaśmieca talię. I to rozwiązanie (sposób zdobywania punktów) jest jak dla mnie mało eleganckie i dodaje grze abstrakcyjności. Z resztą tematyki w grze prawie nie czuć, wszystko bardzo szybko przeradza się w szybkie zbieranie i używanie odpowiednich kart i klimatu jest tyle, co na ilustracjach kart specjalnych. Bo karty punktów zwycięstwa (teoretycznie prowincje, księstwa czy majątki) czy pieniądze (teoretycznie miedziane, srebrne i złote) mają tylko tło i różnią się napisami i liczbami. Do tego dochodzi ciągłe tasowanie swojej talii i branie nowych kart, co na dłuższą metę jest męczące. A co ważne, tasować karty wypada porządnie. Bo używając akcji po sobie, czy robiąc duże zakupy, często odrzucamy pewne kombinacje kart. I jak słabo potasujemy stos, to potem znowu trafiamy na te kombinacje.
Podsumowując, nie specjalnie rozumiem te wszystkie zachwyty. Owszem, gra jest na swój sposób innowacyjna (budowanie talii), gra się całkiem nieźle, ale całość jest dla mnie dość abstrakcyjna i chwilami nużąca. I nie chodzi tu o to, że słabo mi szła rozgrywka, po prostu nie czuję, że koniecznie muszę znowu zagrać i, że to jest TO. A po pierwszej rozgrywce w Race for the Galaxy (która poszła mi zupełnie słabo) tak właśnie czułem.
Z resztą sami zobaczcie poniższe zdjęcia*
*Opisy są zamierzenie żartobliwe i nie odpowiadają rzeczywistości
