Garść moich wrażeń po ostatniej rozgrywce:
O dziwo jej wadą nie okazał się wcale jej niesamowicie ponury klimat, lecz:
1. Trudność grania przeciwko mechanice - jeden statek blokuje 2 regiony i czasem trzeba wybierać mniejsze zło / stratę czegoś co dałoby duży zysk. Zła decyzja też potrafi mocno zaboleć. Nie daje się np. dokupić statków, żeby jakoś się wspomóc
2. Losowość - niestety bardzo odczuwalna, mam wrażenie, że karty nie są do końca zrównoważone. Od ich wylosowania bardzo dużo zależy - mogą się trafić bardzo dobre karty, których nie da się wykorzystać np. przez brak własnych znaczników wpływu w regionie. W następnej rundzie możemy mieć już znaczniki ale inne karty, które niewiele nam już dadzą
3. Trudność zdobycia surowców i odrobinę niesatysfakcjonujące walki - trudno jest wybić oddziały tubylcze, które na logikę powinny być 2x słabsze od naszych

może się zdarzyć, że nowe znaczniki wpływu po prostu zginą, nie zabijając nikogo - z tego względu akcja dołożenia znacznika wpływu jest bezużyteczna w regionie, w którym wcześniej nie było żadnej wyrzynki. Zastanawiałem się, dlaczego autorzy nie poszli w kierunku "1 oddział zabija 1 oddział".
Ogólnie powiedziałbym, że gra wymaga minimalnego dopracowania (trochę bym zrównoważył, trochę ułatwił). Prawdopodobnie znacznie lepiej by się grało z większą ilością kart na ręce. I oczywiście nie jest to moje ostateczne zdanie - na pewno lepiej będę umiał w to grać po kilku rozgrywkach. Na początku na pewno nie jest łatwo.