
Skład obecny na 125% standardowej niedzielnej listy obecności, ale wiadomo: "przed wyruszeniem w drogę, należy zebrać drużynę". Stawili się:, kubam, Perf, sednrill i po raz pierwszy, a może i nie ostatni krzysiekx.

Na tapetę wzięliśmy tym razem dwa tytuły, a patrząc na plany zakupowe kolegów, ta paranoja by co spotkanie uczyć się nowych gier prędko się nie skończy... Z jednej strony fajnie, z drugiej kilka tytułów aż się prosi o lepsze ogranie. Jeszcze trochę takiego czołgania i chyba se podcasta założę w celu odreagowania, a co!?

Na pierwszy ogień poszło legendarne tu i ówdzie Lords Of Waterdeep. Wygląda trochę sucho...

Ale powiedzmy, że towarzystwo nad stołem i dyskusja o analogiach twórczości Tolkiena do "Nad Niemnem" czy domniemanej pustce prozy Sapkowskiego trochę sytuację ratowały. Początek za to miałem wymarzony, wyrwałem się na prowadzeniu tu i ówdzie zamieniając się z sendrillem miejscami. Ba, 3-4 tura, a my powiększamy przewagę.

Szło za dobrze, Kuba przygotował combosa i wywinął się w dwie tury na prowadzenie. Krzysiek robił postępy i również zaczął się zbliżać, za to Perf wlókł się na końcu. Dziwnie jakoś tak być liderem. Okay, 3 pomagier i dalej do przodu przeskakuję się z Kubą, za rogiem czają się Krzysiek z sendrill'em, a na końcu Perf. Gra w sumie mija mi miło, ale intrygi jakieś takie nie szczwane. Liczyłem na chłostę, a tu tylko jedna bryła więcej... Ewentualnie dwie...

Tak turlaliśmy się powolutku do końca... A właśnie, wyżej pisałem coś o chłoście? Właśnie przyszła... Mandatory Quest, tego się nie spodziewałem, a już miałem 3 ścieżki na ostatniego questa za 10 punktów, a tu dupa. Tego nie miałem szans uzbierać za całe 3 punkty.

Ostatnia runda już na stojąco, pojawiły się emocje, których u mnie nie było przez zadanie ze zdania wyżej. Finalnie wygrał: kubam (okolice 120 punktów). Na podium zmieścił się jeszcze Perf (102 punkty), który na koniec wyłożył piękne combo, no i ja ze 101 punktami, gdyby nie ten głupi quest byłoby ze 111.


Podsumowując, nasłuchałem się w Gradaniu jak ta gra jest dobra, a tu tylko niezły worker placement. Niezły, a nie będący zmyślnym, bądź eleganckim. Ma za to potencjał stać się jedną z ulubionych gier mojej lubej kiedy wreszcie w nią zagra. Mechanizm questów ciekawy, ale mogłyby być bogatszy. Budynki też okay. W sumie co 15 minut z sendrillem powtarzaliśmy Puerto Rico i coś w tym jest.
Przerwa obiadowa, w jej okolicy niestety wyłączył mi się mózg, co zaowocowało stwierdzeniami a la: "okay, spory językowe będzie rozstrzygał kolega, bo studiuje filatelistykę angielską". #Filologię_Głupcze
Następnie na stół wjechała Gra o Tron: Żelazny Tron. Wygląda naprawdę ładnie, te małe korony rządzą...

Od początku miałem pod górę, co drugą kartę kolejny gracz wyciągał konflikt z Lannisterami, którymi grałem. Skórę ratował mi lider Tywin Lannister, który miał zdolność zmuszania za opłatą innych graczy do sojuszów. Inna sprawa, że zbyt szczęśliwi z tego nie byli, więc połowicznie ze słabej ręki, jak i braku ich pomocy przerżnąłem większość bitew.

Mocno odskoczył Krzysiek, Kuba z sendrill'em trzymali się gdzieś w okolicach połowy z Perf'em. Za to ja wyraźnie przegrywałem. W sumie było gorzej, nie zrozumiałem się do końca z Perf'em który tłumaczył zasady i myślałem, że gra jest symetryczna... Nie jest ani trochę. Ród determinuje totalnie sposób gry, zacząłem się gubić i nie doczytywałem kart. W pewnym momencie musiałem wyglądać jak pies z mema...

Dobra, jeden konkurent mi odpadł. Krzysiek wybił się tak mocno do przodu, że wszyscy zaczęli grać przeciwko niemu. Stwierdziłem, że mogę zawiązać z nim szybki sojusz, typowe pływanie rozpaczliwcem, ale liczyłem, że może zauważy, że bez mojej pomocy nie ma żadnych sens na zwycięstwo. Oczywiście chciałem go w kolejnej walce zdradzić, ale on zrobił to szybciej. #Pechunio
Okay, po takim kopniaku przestałem kombinować, wyłączyłem się z gry i zacząłem spokojnie spróbować zrozumieć zasady jeszcze raz. Odkryłem też, że karty jednak nie są jednakowe u każdego. Ha, nawet udało mi się założyć skuteczną pułapkę na Perf'a, gdy reszta myślała, że z powodu nieogarnięcia właśnie przegrywam im grę.


Uffff, odzyskałem jako taką kontrolę. Nawet o dziwo zapunktowałem całkiem nieźle i udało mi się wybić na pierwsze miejsce, na którym już siedzieli Perf i Krzysiek. Wtedy zaatakował Kuba i wszystko zależało od tego czy przyjmie ewentualną pomoc oraz czy nie wyślizgnie sojusznika na ostatniej prostej. Zaryzykowałem w jego czyste intencje, ja też kiedyś spieszyłem się na autobus i chciałem finiszować jak najszybciej bez bawienia się w szczwaność no i...

...wygraliśmy tą zakichaną grę.

Tak bardziej serio, niezła gra, bardzo dobrze oddająca duch serialu jak i sposób zdobywania wpływów poszczególnych rodów. Pewnie skuszę się na kolejną partię, chciałem nawet w kolejną niedzielę, ale nie wiem czy się odważę.
