Nie wiem dlaczego, ale przeczytałem "Made with child labor" i zastanawiałem się, czemu oni się tym chwaląMichalStajszczak pisze:Firma "Władysław Węgiel" umieszcza na produkowanych przez siebie grach napis "Made without child labour"
![Smile :)](./images/smilies/icon_smile.gif)
Nie wiem dlaczego, ale przeczytałem "Made with child labor" i zastanawiałem się, czemu oni się tym chwaląMichalStajszczak pisze:Firma "Władysław Węgiel" umieszcza na produkowanych przez siebie grach napis "Made without child labour"
Może i nie da się naprawić, ale będziesz rozliczony z tego czy próbowałeś.Ravn pisze:Mnie chinskie raczki skladajace gry nie wzruszaja, gdyby nie one to te dzieciaki albo by umieraly z glodu, albo skladaly smartfony. Swiata sie nie da naprawic.
Za to troche mnie denerwuje marnowanie materialow, jak widze np. w Magicu milion slabych kart ktorymi nikt nie gra, albo 3 core sety LCGa i polowe kart lezacych odlogiem .
Nie wiem, dlaczego się chwalisz, że źle przeczytałeśGambit pisze:Nie wiem dlaczego, ale przeczytałem "Made with child labor" i zastanawiałem się, czemu oni się tym chwalą
Przypomniała mi się podobna dyskusja gdzieś pod dokumentem o plantacjach kakaowca. Nie wiem, czy niektórzy w ogóle filmu nie obejrzeli, czy pewne rzeczy do nich nie dotarły, ale w przypadku kakao spora część produkcji opiera się na niewolniczej pracy - w tym dzieci. Nie dostają zapłaty, pracują ponad siły, próba ucieczki może skończyć się ciężkim pobiciem, a nawet śmiercią. Nie wiem jak w takiej sytuacji można mówić, że bez tej pracy mieliby gorzej. Do tego dzieci jest znacznie łatwiej zmanipulować, zastraszyć i przetrzymywać wbrew woli.Ravn pisze:Mnie chinskie raczki skladajace gry nie wzruszaja, gdyby nie one to te dzieciaki albo by umieraly z glodu, albo skladaly smartfony.
Nikt nikogo nie rozliczy, bo to kwestia indywidualnego, wolnego wyboru, a nie religijnej histerii. Każdy sam sobie niech odpowie w spornych kwestiach etycznych. Ja też generalnie zapłaciłbym więcej za grę, jeśli jej produkcja byłaby przyjazna dla środowiska, osób pracujących, itp. Istnieje jednak problem, jak to sprawdzić? Nieskończona jest pomysłowość ludzka, jak kombinować, ciąć koszty, spróbować oszukać w niektórych sytuacjach. Największy problem to chyba brak obiektywnych sposobów uzyskania gwarancji, że produkcja faktycznie jest przyjazna w każdych okolicznościach (nawet mimo systemu norm jakości, gwarancji prawnych ochrony praw człowieka, itp.), bo kontrole są dziurawe takich wrażliwych rzeczy. W praktyce chyba trudno o sytuację zgodnej umowy społecznej konsumentów i przedsiębiorców według zasady: "my płacimy więcej, my produkujemy przyjaźnie".DREADNOUGHT2 pisze:Może i nie da się naprawić, ale będziesz rozliczony z tego czy próbowałeś.Ravn pisze:Mnie chinskie raczki skladajace gry nie wzruszaja, gdyby nie one to te dzieciaki albo by umieraly z glodu, albo skladaly smartfony. Swiata sie nie da naprawic.
Za to troche mnie denerwuje marnowanie materialow, jak widze np. w Magicu milion slabych kart ktorymi nikt nie gra, albo 3 core sety LCGa i polowe kart lezacych odlogiem .
Magic czy LCG to dużo więcej niż połowa kart leżących odłogiem... gra maxymalnie 30%. Może trochę więcej w Magicu bo tam nie każdy ma dostęp do złożenia "najlepszej talii"
Masz na myśli jakieś konkretne artykuły i opracowania dotyczące szkodliwości gier planszowych? Pod żadnym pozorem nie chcę Cię atakować, chętnie poczytam na ten temat (konkretnie w ujęciu planszówkowym), jak już tutaj wspominałem.kamron6 pisze:Gry planszowe mają praktycznie zerową szkodliwość w porównaniu do innych rzeczy które robimy, radzę poczytać na ten temat ochrony środowiska czy 'klimatu'.
Z samym podejściem "zerowej szkodliwości" i "zostawiania samym sobie" się nie zgadzam, ale to już nie temat na forum o grach. Widocznie mamy zupełnie inny stosunek do środowiska, dzieci i pewnie jeszcze kilku innych rzeczy, ale nie ma co tutaj tego roztrząsać. Jeśli masz jednak jakieś rzetelne artykuły na ten temat, to podeślij proszę w wiadomości albo wrzuć do tematu, pewnie kogoś jeszcze mogą zainteresować.kamron6 pisze:Czyli podsumowując: gry planszowe zostawcie samym sobie, środowiskiem i dziećmi zajmujcie się osobno, inaczej marnujecie czas, pieniądz i energie dla marnych efektów, za te +10% kupisz sobie czyste sumienie, nie rozwiązanie czegokolwiek.
W temacie ochrony środowiska trochę się orientuję, może kiedyś ktoś zainteresuje się też planszowkami pod tym kątem. W sumie napiszę chyba do kilku wydawców z pytaniem, jak to u nich wygląda - może czegoś się dowiem, a i będzie materiał na tekst na blogu.kamron6 pisze:a) Na temat planszówek i środowiska nigdy się nie spotkałem, ale wystarczy spojrzeć jaki jest obrót(dlatego napisałem aby poczytać na temat ekologii, portali, filmów czy opracowań jest multum, zaczynając od ziemia na rozdrożu czy zrównoważona energia - bez pary w gwizdek (te zawsze polecam na początek, pomimo kilku nieścisłości czy zamydleń oczu)
b) Dyskusja o tym że można przekopać Saharę łyżeczką czy jednak potrzeba armii koparek jest za długa, ale przedstawię swoją perspektywę w dużym skrócie: 1) Jest problem z ww. sprawami 2) Są to bardzo duże problemy (systemowe) 3) Problemów systemowych nie rozwiązuje się małymi szczegółami d) Gry planszowe to mały szczegół
Transport morski jest tani, bardzo tani. Niecałe 70% wszystkich towarów na świecie sunie Cieśniną Malakka. To ujście na świat z Chin, Indonezji, Tajlandii, Kambodży, itp. Krajów fabryk.DREADNOUGHT2 pisze:Jeżeli ktoś produkuje w całości planszowke w PRC to coś jest na rzeczy, ile sam transport go kosztuje.
Ja też staję po stronie osób dla których temat jest absurdalny. I nie chodzi tu o znieczulice, brak świadomości czy co jeszcze nam zarzucicie. Po prostu nie ma co dywagować nad tematem, na który nie mamy żadnego wpływu. Znaczki odpowiedzialności biznesu to bzdura. Dziś niemal każdy certyfikat można sobie załatwić albo tak ukryć co, jak i gdzie jest wytwarzane, że nie ma to znaczenia i wasze dyskusję nic nie zmienią. Mimo to powodzenia.rattkin pisze:Jak już ktoś cierpi na problemy tego rodzaju to mam rezolutną drogę wyjścia z takiego impasu: powiedzieć sobie, że to, co gry planszowe zabiorą naturze, bo wycinka itd. to gracze zwrócą, np. przez oszczędność prądu - bo nie bedzie chodził telewizor czy komputer, wyjdzie na zero. Reszta, to tak niebezpieczny grunt, że podobnie jak kolega wyżej, nie ryzykuję wchodzenia na tę minę.
Temat na forum cen gier FFG też nie zmieni, a jednak cieszy się powodzeniemseki pisze:Ja też staję po stronie osób dla których temat jest absurdalny. I nie chodzi tu o znieczulice, brak świadomości czy co jeszcze nam zarzucicie. Po prostu nie ma co dywagować nad tematem, na który nie mamy żadnego wpływu. Znaczki odpowiedzialności biznesu to bzdura. Dziś niemal każdy certyfikat można sobie załatwić albo tak ukryć co, jak i gdzie jest wytwarzane, że nie ma to znaczenia i wasze dyskusję nic nie zmienią.
Dzięki!seki pisze:Mimo to powodzenia.
Bez tej pracy mieliby gorzej (albo tak samo), bo albo dostaliby kulkę w łeb, albo zasuwali tak samo przy narkotykach, gdzie zbrojny wjazd na plantację nie jest niczym niezwykłym... ew. dostaliby kałacha w łapę i ganiali po dżungli w imię interesów tego czy tamtego.Przypomniała mi się podobna dyskusja gdzieś pod dokumentem o plantacjach kakaowca. Nie wiem, czy niektórzy w ogóle filmu nie obejrzeli, czy pewne rzeczy do nich nie dotarły, ale w przypadku kakao spora część produkcji opiera się na niewolniczej pracy - w tym dzieci. Nie dostają zapłaty, pracują ponad siły, próba ucieczki może skończyć się ciężkim pobiciem, a nawet śmiercią. Nie wiem jak w takiej sytuacji można mówić, że bez tej pracy mieliby gorzej. Do tego dzieci jest znacznie łatwiej zmanipulować, zastraszyć i przetrzymywać wbrew woli.
Dzięki za idealne potwierdzenie moich słów. Kolejny przykład z serii "filmu nie obejrzałem, ale zgaduję na podstawie moich wyobrażeń na temat danej społeczności". Nie mogę dokładnie powiedzieć, jaki procent tych dzieci jest porywanych, ale to się zdarza - porywane od rodzin, które niekiedy poszukują je przez wiele lat. Nie wiem jak Ty, ale mając wybór wolałabym bardzo ubogie życie wraz z rodziną, niż zmuszanie do pracy ponad siły pod groźbą okaleczenia lub śmierci. Nie popadajmy w absurdy, nie każde biedne afrykańskie dziecko może wybierać tylko pomiędzy morderczą pracą, narkotykami lub wojną.costi pisze:Bez tej pracy mieliby gorzej (albo tak samo), bo albo dostaliby kulkę w łeb, albo zasuwali tak samo przy narkotykach, gdzie zbrojny wjazd na plantację nie jest niczym niezwykłym... ew. dostaliby kałacha w łapę i ganiali po dżungli w imię interesów tego czy tamtego.Przypomniała mi się podobna dyskusja gdzieś pod dokumentem o plantacjach kakaowca. Nie wiem, czy niektórzy w ogóle filmu nie obejrzeli, czy pewne rzeczy do nich nie dotarły, ale w przypadku kakao spora część produkcji opiera się na niewolniczej pracy - w tym dzieci. Nie dostają zapłaty, pracują ponad siły, próba ucieczki może skończyć się ciężkim pobiciem, a nawet śmiercią. Nie wiem jak w takiej sytuacji można mówić, że bez tej pracy mieliby gorzej. Do tego dzieci jest znacznie łatwiej zmanipulować, zastraszyć i przetrzymywać wbrew woli.
Szczerze pytam- co mamy zrobic? Nie kupowac gier wyproduowanych w Chinach? Jakos inaczej sie buntowac? I co to w ogole da?ariange pisze:Dzięki za idealne potwierdzenie moich słów. Kolejny przykład z serii "filmu nie obejrzałem, ale zgaduję na podstawie moich wyobrażeń na temat danej społeczności". Nie mogę dokładnie powiedzieć, jaki procent tych dzieci jest porywanych, ale to się zdarza - porywane od rodzin, które niekiedy poszukują je przez wiele lat. Nie wiem jak Ty, ale mając wybór wolałabym bardzo ubogie życie wraz z rodziną, niż zmuszanie do pracy ponad siły pod groźbą okaleczenia lub śmierci. Nie popadajmy w absurdy, nie każde biedne afrykańskie dziecko może wybierać tylko pomiędzy morderczą pracą, narkotykami lub wojną.costi pisze:Bez tej pracy mieliby gorzej (albo tak samo), bo albo dostaliby kulkę w łeb, albo zasuwali tak samo przy narkotykach, gdzie zbrojny wjazd na plantację nie jest niczym niezwykłym... ew. dostaliby kałacha w łapę i ganiali po dżungli w imię interesów tego czy tamtego.Przypomniała mi się podobna dyskusja gdzieś pod dokumentem o plantacjach kakaowca. Nie wiem, czy niektórzy w ogóle filmu nie obejrzeli, czy pewne rzeczy do nich nie dotarły, ale w przypadku kakao spora część produkcji opiera się na niewolniczej pracy - w tym dzieci. Nie dostają zapłaty, pracują ponad siły, próba ucieczki może skończyć się ciężkim pobiciem, a nawet śmiercią. Nie wiem jak w takiej sytuacji można mówić, że bez tej pracy mieliby gorzej. Do tego dzieci jest znacznie łatwiej zmanipulować, zastraszyć i przetrzymywać wbrew woli.
ariange pisze:...spora część produkcji opiera się na niewolniczej pracy - w tym dzieci.
2. Znasz ten temat, czy parafrazując: "problemu nie zgłębiłaś, ale zgadujesz na podstawie wyobrażeń autorów filmu na temat danej społeczności"?ariange pisze:Nie mogę dokładnie powiedzieć, jaki procent tych dzieci jest porywanych, ale to się zdarza...
I do tego jeszcze niejeden (zaznaczam, że nie każdy) "prezes firmy" będzie się cieszył z dodatkowego hajsu na koncie, jednocześnie sobie myśląc: jacy ci ludzie są naiwni, ale jak chcą sami płacić to niech płacą.Ale niezależnie jak ta teoria jest głupia to pewne jest, że rozwiązywanie tego problemu przez certyfikaty jest utopijne: w najlepszym wypadku spowoduje przebranżowienie, w najgorszym będziemy płacili haracz sumienia dziwnym organizacjom.
Nie wiem, jaki kraj to wprowadzi (może KRLD?). Szwajcarzy taki projekt odrzucili zdecydowaną większością głosów.DREADNOUGHT2 pisze:Wiele wskazuje na to, że jeszcze za naszego życia zostanie wprowadzony dochód gwarantowany.