Luty to całkiem dobry miesiąc, 33 partie.
Grą miesiąca zdecydowanie zostają
Zamki Burgundii, z którymi to zetknąłem się zupełnie niedawno. Całkowicie rozumiem i podzielam zachwyty nad tym tytułem! Stosunek ilości(i jakości!) podejmowanych decyzji co do czasu rozgrywki jest po prostu fenomenalny. Gra nie bije po łapskach, jest prosta do wytłumaczenia, ale wcale nie taka oczywista do dobrego grania. Oczywiście i tak każdy nagradzany jest punktami, przez co gra nie zniechęca i angażuje do samego końca. Moim zdaniem świetny euro gateway, gra rodzinna, ale i coś, w co zaawansowani gracze z chęcią pograją. 11 partii na koncie.
9 partii zagrałem w
Monolith Arenę i cóż, to niby tylko reskin Neuroshimy, ale jaki! Nowe frakcje są świetne, mają własny charakter mimo bycia pozornie miszmaszem rozwiązań z poprzedniego tytułu, gra prezentuje się atrakcyjnie na stole, a 30 minutowa partyjka zapewnia masę interesujących wyborów. Mój zdecydowany faworyt na 2 graczy. No i dopiero w lutym zdecydowałem się wprowadzić do gry tytułowe monolity(wcześniej bałem się, że skomplikują rozgrywkę, ale tak nie jest) i cóż, to świetny dodatek dla bardziej wprawionych już graczy. Uwydatnia warstwę strategiczną gry i pozwala planować bezpośrednio pod żetony ukryte w monolicie, a moment pierwszego rozwinięcia jest super, gdy widzisz "zonk" na twarzy przeciwnika

Nie mogę doczekać się zapowiedzianego już dodatku!
Pozostałe gry to jedna lub dwie partie. Z czego warte opisu są:
A Few Acres of Snow - bardzo dobra gra, po tylu latach nadal zaprezentowane tu podejście do deckbuildingu wydaje się świeże. To naprawdę klimatyczna rzecz, która dobrze oddaje mechanizmy rządzące wojną na terenach Ameryki Północnej. Uwielbiam zarządzanie kryzysami jednocześnie na wielu frontach, system oblężeń przypominający przeciąganie liny, karty trafiające na rękę z opóźnieniem co dobrze symuluje trudności zaopatrzeniowe. No i rajdy Indian! Co prawda Lincoln to chyba jeszcze lepsza gra jeśli chodzi o tę niszę, ale wciąż bardzo chętnie gram w Akry.
Blood Rage - gram w to dość regularnie od 2017 roku i nadal bawi. Co prawda uważam Kemeta, Inis czy Rising Sun za lepsze gry, ale partia w BR zawsze sprawia przyjemność. Szybko, prosto, ale strategii w tej grze jest na tyle dużo, że partie wciąż nie wydają mi się jakieś schematyczne. Lubię fazę draftu w tej grze, a później kminienie, w jakiej kolejności wykonać wszelkie akcje. Co prawda całość sprawia wrażenie nieco "sałatki punktowej", ale taki już jest styl Langa. Wciąż 8/10.
Cry Havoc - już każdej frakcji udało się wygrać, więc plotki o braku balansu można spokojnie zdementować. Żałuję, że nie mogę częściej w to grać, bo Cry Havoc jest głęboki i oferuje mięsiste decyzje. Czasu i miejsca jest w tej grze mało, jest ciasno, ale to powoduje, że przemyślę wszystko dwa razy, zanim cokolwiek zrobię. Gra lśni na 4 osoby, bo frakcja Trogów walcząca ze wszystkimi na wszystkich frontach dodaje grze sporo uroku(w mniejszym składzie też jest ok, ale np. zagrywanie kart swojej frakcji podczas kontrolowania Trogów jest niezbyt zachęcające).
Strażnicy Xobos - ciężko mi wyrokować po jednej partii, jest sporo nieścisłości w zasadach, instrukcja napisana jest kiepsko. Mimo wszystko, podobało mi się. To naprawdę przypomina komputerowego rtsa, z budowaniem budynków i rozwijaniem technologii włącznie. Aspekt łączenia strażników i wzajemnego wspomagania jest unikalny - nie widziałem takiego rozwiązania w żadnej grze. No i naprawdę dobrze został w ten sposób oddany aspekt mgły wojny. Odważny tytuł, którym moim zdaniem warto się zainteresować.
Zombicide: Black Plague - fajna turlanka z przyjemnym klimatem, przypomina hack n' slasha pokroju Diablo. Tylko za długo, a uwarunkowanie powodzenia misji od znalezienia konkretnego przedmiotu który nie wiadomo kiedy wydropi jest mocno średni. Od połowy partii byłem już mocno znużony, bo angażujących decyzji nie ma tu tak naprawdę zbyt wiele. Przyjemna gra do piwka, ale nic specjalnego. Może inne misje są lepsze, nie wiem.
Rozczarowania? Brak partii w Teotihuacan!