Wrażenia po jednej partii na 4 graczy.
Co do warstwy graficzne, to nie będę się wypowiadać, bo grałam po Golemie, więc te mdłe kolory, gdzie wszystko widać na pierwszy rzut oka były miodem na moje serce. Poza tym, co do Klemensa mam już chyba powoli sentymentalny stosunek i przywołuje we mnie wspomnienia tego, co dobrze znane
Powoli staje się dla mnie takim dziwnym wujkiem, co to przychodzi na imprezy, stara się normalnie zachowywać, ale mu nie wychodzi. Jednak nie powoduje u nikogo odrazy, ale śmieszkowanie
Nie lubię tych gier Pfistera, które mają w sobie elementy pseudolegacy (Maracaibo, Wyprawa do New Dale) i tutaj na szczęście tego nie ma. Nie widziałam instrukcji, ale zasady są proste i zrozumiałe i nie ma tutaj wielu mikro wyjątków od zasad, że zanim postawisz pionek to musisz rzucić solą za lewe ramie i wezwać diabła.
Czuć autora, ale nie jest to powtórka z rozgrywki, lecz coś nowego
Bardzo fajny system wyboru akcji, gdzie inni mogą za nią podążać (oczywiście trochę inną wersją) albo, o ile zbudowali sobie odpowiednie "drzwi" to za tym, co tam odblokowali). Opcji jest sporo, zawsze jest coś do roboty i na szczęście jest ciasno - szczególnie, jeśli chodzi o naszych robotników, których dość ciężko zdobyć, a płaci się nimi często i gęsto
Naprawdę mieli się tutaj dużo kart(zagrywa się je, wymienia na kasę, robotników itd.). Zasady ich dokładania się proste, a ikonografia czytelna. Może je układać w stosy i nie kalać oczu ilustracjami
Samo pływanie służy przede wszystkim to odpalania jednego z 4 punktowań i wyznacza tempo gry. Od tego jak grają inni zależy, kiedy skończymy i ile zdążymy wykonać. Innej interakcji nie stwierdzono.
Dużo się tutaj punktuje - wyniki około 200. I to jest zdecydowanie bardzo odklejona od tematu gra, jak jeszcze w Monbasie czy Blackout można udawać, że jakiś klimat jest, to tutaj nie bardzo.
Podsumowując: zdecydowanie trafi do mojej kolekcji