Wrzesień:
35 rozgrywek w
26 tytułów i
11 dodatków:
Nagroda im. Koloru #644117 za Dostarczenie Tego, Co Oczekiwane (przez stałych bywalców): Great Western Trail, Calico, Brzdęk w kosmosie, Anachrony, Ark nova.
Było dobrze. I dobrze. W sierpniu w tej kategorii
bywało różnie.
Nagroda im. Terra Mystica za Poznanie Tego, Co Nieznane (nowości, premiery, jedynetakiezobacz): Brzdęk Legacy, The Great Wall, San Francisco, Karty przeciwko ludzkości.
Brzdęk w wersji
legacy okazał się w porządku. Trafiła mi się okazja sprawdzić „wersję” po skończonej kampanii znajomych, co jest OK. Inaczej wgl nie poznałbym tego oblicza gry. Pełnej brzdękokampanii nie zniósłbym, bez wątpienia. Pojedynczą grę - dałem radę
Wniosek przewodni: Brzdęk Legacy „Pokampanijny” jest dla mnie > Brzdęka bez-Legacy (oceniam uwzględniając dodatki), ale mniej ciekawy od Brzdęka w kosmosie. Spodziewałem się. Teraz można potwierdzić.
Grało mi się dość przyjemnie. Nowinki na plus, propsy za powiększoną planszę, dodatkowe karty sprawiają wrażenie fajnych. Spodobały mi się „łamacze zasad” w formie naklejek wybieranych w trakcie kampanii. Bardzo odświeżające, a przy tym minimalnie wpływające na rozgrywkę. Brawo! W ten sposób weszła m.in. opcja z wynagrodzeniem podwójnej kumulacji kart „Brzdęku” w jednej turze. Świetny pomysł. Rozważam stosowanie od teraz w formie „zasady dodatkowej”. Wiem z doświadczenia, że sytuacja to rzadka (średnio jakieś pół razu na grę), ale zawsze towarzyszy jej smutna buźka osoby w ten sposób wyróżnionej przez los. Dwie monetki to żaden majątek w kontekście pełnej rozgrywki, więc uznaję to za rozsądne i całkiem fair wynagrodzenie sytuacji, w której ktoś na pięć wylosowanych kart dostaje 2 zupełnie bezużyteczne, bo… bo tak.
Bo podpadł(a) planszowym bogom, dokładnie dlatego. No, ale skoro dorzucają choćby małą jałmużnę, to co innego. Zwłaszcza na początku rozgrywki (prawdopodobieństwo tej kumulacji jest wyższe przed wzmocnieniem talii), gdy każda możliwość wzmocnienia ekwipunku się liczy - te 2 kredyty mogą zrobić komuś wielką różnicę jako brakujący grosz do zakupu rzeczy w najbliższym brzdękosklepie. Skoro można grosz dać wiedźminowi, można i aspirującym szabrownikom stacji kosmicznych, a co!
Mimo dość miłych w sumie wrażeń z rozgrywki, Brzdęk Legacy zachowuje mój główny zarzut do pierwowzoru. Polega na tym, że nie jest Brzdękiem w kosmosie. Jak mogłem już wspominać w cyklu forumowych miesięcznic, chłodno podchodzę do tematu sci-fi w planszówkach. Przewaga Kosmobrzdęka nad Nudobrzdękiem jest dla mnie stricte mechaniczna.
Ten pierwszy zapewnia szersze możliwości robienia rzeczy na planszy oraz delikatnie lepszy imo globalny (tj. włączając dodatki) balans kart. Jestem fanem modułu kart apokalipsy oraz układu stacji #11. Dodają nowe płaszczyzny gry bez nadmiernego, odpychającego komplikowania zasad (
pozdro, Everdell). Dodatki zwykłego Brzdęka ograłem wszystkie i wszystkie łączy jedna cecha. Są bardzo meh. Krótkie, łatwe, ziew. Nawet promki (tak, wiem, to brzmi idiotycznie, ale...) z Brzdęka kosmicznego okazują się rozsądniejsze-lepsze, dając małe rzeczy, to żadne gamechangery, podczas gdy różne promki do Brzdęka uważam za „przekokszone” (zresztą ten sam zarzut podzielam wobec niektórych kart z podstawki i dodatków). „Kosmiczne” karty frakcji, teleporty, pas transmisyjny, topografia planszy, kłódki, złole między komnatami, urozmaicenie talii kart kosmowrogami do łojenia z „miecza dżidaj” – lubię to. Zwłaszcza mechanika kart frakcji zapewnia mi fajny dylemat, czy w nie iść, czy nie tym razem. A jeśli iść, to 1) w którą frakcję, 2) kiedy?, 3) jak bardzo?
Ponadto układ w moduły stacji bardziej mi odpowiada. Zapewnia porównawczo wyższą różnorodność partii między sobą, a jednocześnie elastyczność w przemieszczaniu się po planszy – również w porównaniu do Legacy. To właśnie mój główny zarzut do Clank Legacy. Goszcząc u lorda Eradikusa i mając wystarczająco stóp w talii - możesz ominąć śluzy (jaskinie) zatrzymujące cię po drodze. Obchodzisz naokoło, wskakujesz w teleport, pas transmisyjny, awaryjnie korzystasz z umiejek kart frakcji. W bazowym Brzdęku, gdy wpadasz w rejon jaskiń, to możesz 2 kolejne tury spędzić w tempie ulicznego korka i co z tym zrobisz, jak nic nie zrobisz. Legacy powtarza ten układ, co stanowi dla mnie dużą wadę. Mimo to, może spotkamy się ponownie. Było wystarczająco OK.
Trochę lepsze zdanie zachowałem z Gr8 Wall – pomimo reprezentowania typu gier, jakich unikam: nowych, z mechaniką tower defense, a nawet (pauza na hasło: zgroza) zawierających element kooperacji. Z kolei moja opinia o San Francisco może skręcić w stronę
Chcę (zagrać) albo
Nie, dziękuję. Powiedziałem: NIE! Potrzebuję kolejnej rozgrywki, aby zdanie dojrzało. Premierowe spotkanie z ewenementem Kart przeciwko ludzkości to doznanie zasługujące na więcej miejsca innym razem. Tym bardziej, że dane było mi poznać zupełnie nietypową, customową odmianę.
Wyróżnienie im. Muru Trumpa dla Nowości Miesiąca: The Great Wall
Nie lubię planszówek-kooperacji. Wolę kooperację w pościeli. Pod pozostałymi względami Great Wall wydawało mi się grą z mało cenionego przeze mnie gatunku „nie-dla-mnie”. Od skosztowania w krótkim czasie Mezo i Wojny szeptów unikałem gier europodobnych z żołnierzykami na mapie. I słusznie, bo to denne gry były. Wielki mur bije je z siłą i
zapalczywością dziecka.
Już od I rundy mur polsko-chiński okazał się względem obu wymienionych kasztanów miłym zaskoczeniem. Mechanicznie bywa tu losowo, ale można tę losowość ograniczać inwestycjami swemi w armię, inwencją na polach akcji, wyborem ich mocy, taktyką grania kart, przewidywaniem ruchów rywali. Podoba mi się danie graczowi możliwości przywrócenia kart akcji na rękę. Fajny dylemacik przed kolejnymi rundami, zależnie od obranego planu i tego, co zagrali inni. Mniam.
Nie jest to typ gry, który zabrałbym na bezludną wyspę (albo, yyy, gdziekolwiek), ale jako doświadczenie growe – bardzo ciekawa sprawa. Mechanicznie wszystko się spina, jest spójnie i angażująco. Forma rywalizacji z pozostałymi graczami odpowiadała mi: nie musiałem jak podczas rozmowy z szefem o podwyżce zwracać uwagi na każdy detal, ale należało być z grubsza zorientowanym w poczynaniach sąsiadów. Rozgrywka trochę mi się dłużyła w końcowych rundach, choć w granicach tolerancji.
Solidne 6/10, za jakiś czas chętnie wrócę na mur. Ktoś musi chronić ludność, która w chwili zagrożenia nie może liczyć na równie bohaterskiego naczelnika co nasz.
Nagroda im. Hokusaia za Walory Artystyczne: The Great Wall
Poza odpowiadającymi mi rozwiązaniami mechanicznymi gra ma inną zaletę: wspaniałą szatę graficzną. Obcowanie z kartami stanowiło dla mnie dużą przyjemność estetyczną. Dopracowanie planszy, planszetek i pozostałych elementów zasługuje na duże uznanie.
Wyróżnienie im. Rihanny w kategorii „Przytulasku, gdzie moje pieniądze?”: Carnegie
Kupiłem Carnegie. Zagrałem
w Carnegie. Mechanicznie – do dalszej weryfikacji, ale jedno już wiem. Graficznie jest niewarte wydanych pieniędzy. Tak sobie myślałem, grając – że, nooo, tak, może trochę niewarte. Pudło. Skalę „niewartości” uświadomił mi dopiero czas spędzony przy Great Wall. Dzięki, Awaken Realms.
Carnegie postawione obok Great Wall wypada na niekorzyść w każdym aspekcie rzemiosła ilustracyjnego. Od grafik na pudełku, przez wizualne dopracowanie komponentów (karty GW > budynki Carnegie) aż po dalszy plan ilustracji planszy. Na ogromną niekorzyść.
Problem leży w tym, że
ten problem nie dotyczy odosobnionej gry. Carnegie dzieli tę cechę z masą gier wycenianych na tym poziomie! Mówię to patrząc na sklepowe ceny nieszczególnej graficznie Ark novy sięgające 300 plnów. „Ceniących się” planszówek na rynku przybywa. Co dają mi w zamian?
Jeśli mechanika działa, gra za 25 euro może graficznie leżeć. Obojętne mi to. Gra za 100+ euro ma graficznie olśniewać. Plansza, żetony, karty, wszystko co znajdę w pudełku – ma wyglądać nieskazitelnie, spójnie, efektownie. Jak kosztujące 100+ euro albumy Taschen. Jak Modern Art od CMON. Jak Great Wall, jak Alchemicy (kosztujący 15€, tak przy okazji), jak Pan Am (25€), Legendy 5 kręgów, jak Zamki szalonego króla Ludwika w PL edycji, Unfair, jak Western Legends. A jeśli nie, to chociaż jak Embarcadero (50€), Pan Lodowego Ogrodu (sklepowo za 30€), Everdell (35-40€) bądź Legendy Blue Moon – na wyprzedażach za 10€ i mniej.
Nie, nie i nie jak mdłe, nijakie, graficznie niespójne Carnegie! Star Realms mogą dla mnie mieć grafiki wyprodukowane za 5 groszy, bo kosztują niewiele więcej. Carnegie kosztuje więcej niż 5 groszy. Fajna marża, ale fuj. Queen Games powinni skontaktować się z działem obsługi google’a, skoro błąd 404 uniemożliwił im znalezienie w dedlajnie grafika zapewniającego poziom. Poziom adekwatny do ceny.
Wyróżnienie im. Archimedesa za Pouczające Odkrycie: Botanists
Wpadła mi niedawno w oczy okładka tej gry. To pouczające odkrycie; nie tylko w kontekście poprzednich akapitów.
Obserwując rynkową średnią, wyhodowałem tezę, że umieszczanie tak efektownych grafik okładek jest w planszobranży zabronione. A tu, proszę: Botanists. To tak można?! Poprzednio „ochłem” tak głośno na widok Waste Knights, chyba. To było dawno. Związki zawodowe ilustratorów plakatów filmowych, gier na PlayStation, albumów malarstwa i książek Musierowicz muszą stanowić silne lobby na szlaku rywalizacji o przyciąganie wzroku klientów. Oni mogą. Planszówki –
non potestis!
Nie mam innego wyjaśnienia faktu, że poziom atrakcyjności wizualnej pudełka Botanists adekwatny do roku w kalendarzu, jego poziom graficznej spójności, atrakcyjności, ktoś wrażliwszy ode mnie rzekłby: piękna – jest na planszowym rynku taką rzadkością! Nic z tym nie zrobię, swoje zdanie mam. Brawo dla wydawnictwa Agie Games.
(A
łyżka okładka Shasn na to: „Niemożliwe”.)
Nagroda im. Kwitnących wrzosów;) za Udane Powroty: Pan Am, Viticulture z Toskanią, Arnak z liderami, Munchkin, Park niedźwiedzi z dodatkiem, Little Town, Canvas, Everdell
Powroty wrześniowe w odróżnieniu od minionego miesiąca [LINK] spisały się doskonale. W większości
Nagroda im. Harmona Rabba za Powrót Udany Względnie: Endeavor: Wiek żagli
Względnie, bo wyjaśnił rzeczy. Uznaję to za cenne. W Żagle raczej już nie pogram. Niezmiennie idk & idc, co ludzie widzą w tej grze… Albo dobra, spytam. Co mi szkodzi ~~ Co w niej widzicie, ludzie?!
Nawet okazja zagrania w stuprocentowo innym składzie niż moje dotychczasowe partie w Żagle nie zmieniła ani o milę morską mojego postrzegania tej gry jako Nic Ciekawego. Ba, pogłębiła je. JAG, just another game. Przeciętność.
To inna ekipa niż większość moich wcześniejszych partii użyźniła moje przekonanie, że brak precyzyjnej identyfikacji punktacji w trakcie rozgrywki (a nie wredni towarzysze zmagań, hehe) sprawia, że działa graczy (i inne akcje) często strzelają w rywali na oślep. A to czyni grę bardzo podatną na kingmaking. Za bardzo. Nie znam równie popularnej gry oferującą to antygrowe zjawisko w stopniu reprezentowanym przez Endeavor. Zły Endeavor, zły.
Nagroda im. Powtórki z rozrywki za Wystarczająco Udany Powrót: Wyprawa do El Dorado
Solidna gra na 40 minut. Byle nie za często. Ilekroć gram w El Dorado, mam wrażenie robienia tego samego. Gra nie stawia przede mną wyzwania. Przez 80% gry wybory wydają mi się oczywiste. Wygrałem z weteranami tytułu, zbudowawszy w moim odczuciu wymiernie słabszą talię (co zrozumiałe, skoro dawno nie grałem). Wygrałem, czyli fajnie --- tylko, że wcale nie. Rozstrzygnięcie łutem szczęścia nie jest w mojej piramidzie wartości cechą dobrej gry.
Wyróżnienie im. Rosnącej inflacji za Rosnącą Ocenę Na BGG: Everdell
Swego czasu do kategorii #JAG zaliczałem też Everdell. Powoli, stopniowo, „partido a partido” przypadamy sobie do gustu. Przy zastrzeżeniu, że strawne dla mnie tylko ze „Świętem lata” oraz pakietem „Więcej, więcej” z „Legendami”. W tej konfiguracji zachowuje strawny czas rozgrywki, płynność, balans i kontrolę działań.
Perły, Zimowy szczyt, dodatkowe zwierzęta to dla mnie przesada. Chwieją balansem, podnoszą losowość i wydłużają grę – dając za mało w zamian.
Nagroda im. Kolejowego szlaku dla Małej Gry Miesiąca: Kolejowy szlak
Wielka rozkmina w małym pudełku. Tak należy.
Nagroda im. Varso Tower dla Inwestycji Miesiąca: Fotosynteza
Gra zapomniana przez rynek i rynek wtórny. Po zaskakująco długich poszukiwaniach udało mi się dorwać polski egzemplarz. Mało doceniłem za pierwszym razem, bardziej za drugim, no i zorientowałem się w międzyczasie, że odpowiadająca mi gra poniżej godziny ciężkości średniej niższej to jakiś wymierający gatunek. Ceylon, Manhattan, 7 cudów, Capital, Fotosynteza, Londyn, Carpe diem, Park niedźwiedzi, Libertalia, Świat dysku: AM, Norenberc, Small World – nie ma tego wiele. Zakup udany, bo trochę wyczekiwany.
Nagroda im. Krystyny Czubówny dla Zdobyczy Miesiąca: Ark nova
Kupno Fotosyntezy było „tylko” przewlekłe. Kupno Ark novy było trudne.
Zacznę od tego, że z zakupem wolałem się wstrzymać do zagrania. To był słuszny wybór. Jednak wyczyszczenie pierwszego druku przez rynek już nie było cool. Przehajp zrobił swoje, widziałem nawet oferty za 300 polskich nowych #pdk. Do cech mechanicznych mam swój sceptycyzm (wyrażony miesiąc temu), ale mimo to gra wypełniła wystarczająco „kratek”, abym chciał ją poeksplorować dalej. No i posiadać – przynajmniej póki co.
Mogłem wydać te 3 stówki, ale byłoby to wbrew memu pryncypium wspierania januszy planszobiznesu. Poczęstowawszy sklepy stosujące ceny himalajskie wzgardliwą odrazą, szukałem dalej. Udało mi się grę „zanabyć” od jednego ze współforumowiczów. Stan idealny. Żółwik.
Wyróżnienie im. Aleksieja Pażytnowa za Insert Fabrycznie Udany: Ark nova
Fajnie mieści się w pudełku oraz zostawia wystarczająco miejsca na karty w koszulkach. Plus. Indywidualny wybór, czy chcemy trzymać dwie tacki insertu na sobie, czy obok – projekt insertu tego nie narzuca. Ja trzymam tacki obok dla zachowania równowagi pudełka (ma znaczenie przy transporcie), ale doceniam możliwość wyboru. Plus. Pudełko zostawia wystarczająco przestrzeni na dodatkowe znaczniki, przyszłe rozszerzenie, karty w koszulkach. Trzy plusy, zaliczone. Kto następny?
Wyróżnienie im. Oli Szczęśniak za Insert Fabrycznie Bekowy: Great Western Trail 2 edycja
Insert zaprojektowany „na sztywno”. Zero dowolności ułożenia elementów, zero możliwości rearanżacji wnętrza, plastik mocno niefajny w dotyku. Od chwili otwarcia pudełka insert sprawia dla mnie wrażenie tandety, utrzymujące się za każdym razem, gdy muszę zaglądać do środka. Na przykład po to, żeby zagrać.
Poza tym, podobnie jak kilku osobom na tym forum – ktoś powinien przekazać Pegasus Spiele, że mamy już rok 2022. Zaprojektowanie insertu do jednej z najpopularniejszych planszówek na świecie wykluczającego zmieszczenie kart w koszulkach to przedni żart. Doceniam. Zabawne. Koń by się uśmiał.
I krowa.
Nagroda im. Michała Milowicza za Brylant Na Ekranie: Na skrzydłach
Ofensywa wydawnicza bga trwa. W ostatnich tygodniach wdrożyli Crusaders, Barrage, GWT, Blood rage, Doładowanie do Potworów w Tokio, teraz doszło Na skrzydłach. Trochę wow. Czekam na Dominant Species.
Wyróżnienie im. Hordy bawołów dla Obfitości Miesiąca: Ark nova
Po sierpniowym debiucie w moim menu okazje na granie w Ark nova sypnęły się jak gremliny. Otoczyły ze wszystkich stron, biorąc z zaskoczenia. Nietypowo dla mnie, zdarzyło się nawet zagrać w ten sam tytuł dzień po dniu. W sumie cztery razy. Mówię Wam, szaleństwo!!!
Taka obfitość pozwoliła mi wyrobić sobie konkretniejszą opinię niż po pierwszej rozgrywce. Nie zmieniła się, ale mam na nią więcej argumentów
Utrzymana ocena 7/10. A teraz
przerwa (haha).
Wyróżnienie im. Parku Wodnego Ho Thuy Tien dla Raju Utraconego: Zgrany Wawer XXIV
Żal i przykrość z racji niemożliwości dotarcia na niedawny Zgrany Wawer. Tyle go może cenić, kto go stracił… Na otarcie tego-co-wpadło-mi-do-oka Real w niedzielę zremisował, a Barca objęła ligowe prowadzenie
po 836 dniach. Jak to mawiano na Wolumenie, coś za coś.
Nagroda im. Wakacji z Dziadkami za Wyjątkowo Udany Wyjazd: Planszówki w Spodku
Byłem pierwszy raz i stwierdzam, że chwała tego wydarzenia jest zasłużona. Planszówki na Narodowym? Zero startu. Będąc weekendowo w Wawie, pójdźcie lepiej na spacer Saską Kępą. Spot Youngtimer Warsaw. Albo nie wiem, do filharmonii.
Subiektywną zaletą dodatkową Planszówek w Spodku jest ich niewątpliwa katowickość. Katowice to świetne miejsce, mam z nim wiele dobrych wspomnień. Lokalizacja PwS dała mi zatem okazję spotkania wieczorową porą mieszkających tam znajomków. Tego nie zapewniłby Gdańsk ani Szczecin. Poza tym nie lubię Gdańska ani Szczecina. PwS to same plusy.
Wyróżnienie im. Całkiem smacznego puddingu za organizację: Planszówki W Spodku, Katowice
Odnosząc się do organizacji, ZW (#top) to nie był, menu dostępnych gier też się różniło, poza tym było całkiem smacznie. Dobre usytuowanie stoisk, stołów, przejść, a nawet kubłów. Jeśli był ścisk, to z racji frekwencji, a nie bezmyślnej organizacji przestrzeni – typowej dla innych eventów tej skali, na jakich byłem.
Za warunki zastane płacę z przyjemnością. Smaku dodała wysoka frekwencja wystawców. Przejrzyście oddzielone stoiska*. Szerokie kąty dla RPG i prototypów. Znakomita organizacja wypożyczalni przez Ludi! Gier wystarczyło dla wszystkich, a pomocni i pogodni (to są równie ważne czynniki!) wolontariusze pozwalali cieszyć się planszówkami wszystkim obecnym. Uśmiechy uczestników starszych i młodszych mówiły za siebie. Klasa.
(* Nie dotyczy Ravensburgera. Do teraz nie wiem, gdzie się kończyło, a gdzie zaczynało. Taki peron 9 i ¾. Tylko bez pociągów, różdżek ani sów.)
Wyróżnienie im. Alejandro Piny za Bezczelny skok na kasę: Wydawnictwa planszowe
Pewnym zgrzytem PwS były bandyckie ceny gier u wydawnictw. To nasilający się trend, bo inflacja. Przyzwyczajenie. Uśmiechy obdarowanych zakupem dzieci bywają bezcenne, więc jak ktoś lubi przepłacać, czemu miałbym im bronić? Ja zostaję przy moich rabatach w sklepach X, Y i Z.
Wyróżnienie im. Ryana Laukata w kategorii Bliżej niż dalej: One More Game, Wrocław
Wybranie się na planszospęd tramwajem zamiast 200 km to pewna zaleta. Spotkałem masę znajomych, genialną ekipę cosplay z project_league, zagrałem w Munchkina, Karty przeciwko
ludzkości summonerom, wygrałem Canvasa. Było mniej planszowania niż planowałem, ale jak mógłbym narzekać
Na deser zacna strefa gastro z pastrami bułami, godnymi goframi, smaczną kawusią i innymi piwnymi smakołykami. #bicek. DoZo za rok.
Nagroda im. Finału US Open za Wydarzenie miesiąca: Dobre Granie W Dobrym Gronie
Soczyste granie w dawno niewidzianym składzie to planszowy hajlajcik tego miesiąca. Na scenie: GWT, Pan Am, Arnak z liderami, Viti z Toskanią oraz Wyprawa do El Dorado.
Wyróżnienie im. Serialu o Dzieciakach Jeżdżących Rowerami za Trwałe Trzymanie W Napięciu: Pan Am
Wyniki
16,
14,
14 mówią za siebie. Rywalizacja do samego końca, emocje, wszyscy z szansami na triumf na wjeździe w ostatni wiraż. Oto wszystko, czego nie uświadczysz w Formule 1. Oraz przepis na udane planszowanie.
Nagroda im. Jednej akcji Pan Am za Rozgrywkę Miesiąca: Pan Am
Emocjonująca, zacięta, pełna interakcji, wynagradzająca podejmowane ryzyko, karcąca w nim nieumiarkowanie – tak wyglądał sierpniowy trzyosobowy podbój przestworzy. C z ę ś c i e j ! Mechanicznie to cudeńko, grafiki kart niezmiennie zachwycają, a czas gry ok. 75 minut dopełnia poczucia satysfakcji. Żadna rozgrywka w tym miesiącu nie dała mi tyle frajdy co Pan Am.
Gra miesiąca: Pan Am
Zwycięzca września mógł być jeden. Niech żyje Pa Nam!