Mój listopad:
32 rozgrywki w
30 tytułów i
23 dodatki
Nagroda im. Miesięcznika „Automobilista” dla Stałych Bywalców:
Food Chain Magnate, Great Western Trail, Concordia, Ark nova, Anachrony, Pan Am, Endeavor, Carpe diem
Nagroda im. Edvarda Muncha za Pozostawienie Pewnego Takiego Niepokoju:
Great Western Trail
GWT to moje ulubione euro. Jedna z trzech gier ocenionych 10/10. Do tej pory raczej nie odmawiałem partyjki. Zacznę. Uczenie (i ogrywanie) początkujących przestało mnie interesować. Siłę, z jaką gra Pfistera przyciąga zamulaczy skrupulatnie generujących downtime – mogę porównać jedynie ze skalą beki z Portalu za tytuł „Władcy Ziemi”. Swoje dodaje parcie otoczenia na Drugą edycję. Ostatnie miesiące dają mi znacznie rzadszą okazję do gry z dodatkiem niż dawniej.
Dyskomfort wymienionymi okolicznościami otworzył drzwi niepokojowi, że gra, którą zawsze kosztuję z apetytem, może mi się kiedyś przejeść (przestraszona emotka). Przemyślenie sprawy sugeruje reagować. Czy większa selektywność sesji GWT przy częstszym namawianiu do „Kolei na północ” wystarczy, aby utrzymać status cymesu Pfistera w moim rankingu bez strat w regularności grania? Zweryfikuję praktyką i czasem
Nagroda im. Pamiątek spod szkolnej ławy dla Ukrytego Skarbu:
Pan Am
Pod względem przebiegu, była to zupełnie inna rozgrywka od poprzedniej. W zakresie głębi decyzji, poziomu rozkminy, zaciętości, zapewnionych emocji – tak samo wspaniała! Pan Am to ukryty diament planszowych premier ostatnich lat. Dlaczego tak o nim cicho?
Podczas gdy w
rozgrywce wrześniowej wszyscy przy stole klepaliśmy długo biedę i w początkowych rundach inwestowaliśmy w akcje Pan Am z ostrożnością, tym razem gra wnet obsypała nas pieniędzmi. Kompania chętnie odkupowała nasze połączenia, a stosunkowo niski koszt akcji utrzymał się przez większość gry.
To jest dla mnie cecha świetnie zaprojektowanej planszówki: robisz z grubsza to samo, ale wrażenia pomiędzy rozgrywkami są ekscytująco różne! Specyfika tej partii przełożyła się na stosunkowo wyższe wyniki niż poprzednio. Warunki były równe dla wszystkich, zatem punktowa „inflacja” nie zwiększyła różnic na mecie. Zacięta końcówka znów przyniosła „bliskie” wyniki: 21, 23, 24. Emocje unosiły się nad planszą jeszcze długo po wylądowaniu ostatniego odrzutowca. To kiedy powtórka?
Nagroda im. Nowego sezonu „Dead to Me” za Powrót Miesiąca:
Rokoko, Zamki szalonego króla Ludwika, Libertalia, Azul, Myrmes, Brzdęk
Nagroda im. Tylmana van Gameren za Wystarczająco Tematyczny Powrót Miesiąca:
Rokoko
Podczas partyjki Myrmes – o niej za chwilę – przekonałem się, że kierowanie kolonią mrówek przekracza wyobraźnię części eurosucharzystów. Z jakiegoś powodu ludziom łatwiej wczuć się w rolnika w Agricoli, wiedźmina z „Wiedźmina” albo krawca, jak w Rokoko. Apologetom Freuda zostawię analizę przyczyn tego stanu rzeczy, ja zatrzymam się przy płynącym z tej rozgrywki wniosku, że relatywnie płytsze oddanie tematu (jak w Rokoko) przekłada się na płynniejsze przyjęcie zasad w porównaniu z grami, które temat (i klimat) próbują oddać z maksymalną dokładnością.
Może dlatego rynek oferuje mi tak mało klimatycznych, dopracowanych mechanicznie gier (Trickerion, Shakespeare, Godfather, Dominant Species, The Gallerist, Parfum, Alchemicy, Indonesia to chlubne wyjątki), a na planszowych spotkaniach dominują te, które oddają temat raczej powierzchownie, jak Rokoko, Fresco, Ganges, Alhambra i masa innych? W tym sensie należałoby nazwać grę o szyciu tematycznie „wystarczającą”. Przy zapewnieniu miłej odmiany w tematyce, jej rozwiązania mechaniczne pozostają wystarczająco znajome (przystępne?) dla większości eurograczy.
Rokoko lubię, mam i z przyjemnością zagrałem po długiej przerwie. Mam nadzieję, że kolejne spotkanie wypadnie w krótszym odstępie czasu. To zdecydowanie gra, w którą chcę częściej.
Nagroda im. Taiichiego Ono i Shigeo Shingo za Inny Sposób Zarządzania Zasobami:
Myrmes
Myrmes to gra inna od innych. Bywa, że gracze po precyzyjnym wyjaśnieniu zasad dopiero pod koniec I rundy (z trzech) łapią orient, co tu, jak tu i po co. Miałem tak samo. Moja pierwsza przygoda w planszowym mrowisku zakończyła się bólem głowy i finiszem daleko za peletonem. Od razu mi się spodobało.
Kilkuwarstwowy worker placement wymaga dalekosiężnego planowania i dokładnego wyliczenia, na co będzie mnie stać za 2 rundy, a co nie. Wymóg wykarmienia mrowiska na koniec każdej rundy dodaje kolejny aspekt planowania. Czacha może
zamieścić kolejne opóźnienie zadymić.
Rodzaj wiodącej akcji rundy jest zależny od rzuconych kości – dla każdego tak samo. W pakiecie z króciutką kołdrą i ciągłą potrzebą wykonania więcej niż mam zasobów rodzi to frapujące dylematy – jak tylko ogarnie się zasady

Jedna z najbardziej unikatowych gier, w jakie grałem, i jakie mam.
Wyróżnienie im. Teściów wpadających na Święta za Powrót Ambiwalentny:
Bruxelles 1893
Wiecie, jak jest – teściowie na Gwiazdkę przywożą rzeczy. Najwięcej wnusiom, ale starszyźnie też coś skapnie: tiramisu, pigwóweczka, dżemik, co kto lubi. Jednocześnie zabierają w podróż samych siebie. Po partii w „Brukselkę” – świetnej grze, którą cenię i dawno nie grałem – miałem zbliżone wrażenia.
Propozycja wpadła mi do listopadowego menu z zaskoczenia, przez co mój wpływ na liczbę współgraczy był żaden. Jak zdążyłem się przekonać przy jednym z wcześniejszych posiedzeń z tym tytułem, to nie jest gra dla
starych ludzi pięciu osób. Trzy osoby #najlepiej, cztery osoby spoko, pięć – nie spoko. Panowanie nad swoją rozgrywką, szacowanie kosztu stawiania budynków, ocena przewag na licytacji – w maksymalnym składzie wszystkie te czynniki wpływu idą się paść obok krów z Great Western Trail. Z woźnicy stajesz się koniem. To nie jest fajne.
Doceniam inicjatywę, bo była okazja zagrać, przypomnieć sobie rytm gry oraz cechy, za jakie mi podeszła. Natomiast co do smakowitości rywalizacji i wyników, mogliśmy równie dobrze wszyscy rzucić kostką, dodać po „100” i przejść do kolejnej gry

Fajnie działających eurasów na 5 sztuk jest mało. W przypadku Bruxelles 1893 powinni tego składu zabronić.
Nagroda im. Wizyty w aquaparku za Świetną Zabawę Miesiąca:
Libertalia
Podwójna dawka Libertalii w szerokim składzie podczas weekendowego grania na Gamefest to było coś. Oczywiście mowa o tej oryginalnej, reedycja się nie liczy. Co lepsze, zagraliśmy w 5 i 6 osób. W takim gronie gra rozwija skrzydła jak orła cień.
Wyróżnienie im. Kości, co zostały rzucone za Kościany Powrót Miesiąca:
Troyes
Nie jest to mój typ gry, ale spotkanie po dłuższej przerwie dało mi nowe spojrzenie na Troyes. Rześka łamigłówka. Karty zbójów dają graczom alternatywną ścieżkę postępu w grze, której tak brakowało mi w Armii z papieru.
Bez zmian w moim odbiorze gry, że grafiki kart są ohydne, a mechanizm odpalania akcji budynków jest kulawy z założenia i realizacji. Grało się OK. Być może również dlatego, że od poprzedniej mojej wizyty w Troyes ograłem trochę planszówek, przez co rozgrywka była dla mnie mniej enigmatyczna.
Wyróżnienie im. Kołowrotków z I edycji Barrage za Popsuty Powrót Miesiąca:
Zamki szalonego króla Ludwika
Satysfakcję ze spotkania planszowego mam wtedy, gdy gram w dobrą grę, w spoko towarzystwie i przynajmniej na czas trwania rozgrywki fajnie spędzamy czas. Deficyt w ostatnim z tych obszarów sprawi, że moje zadowolenie ze spotkania będzie ograniczone, choćbym grał w coś z mojego top10.
Nagroda im. Pierwszego postu Edyty Górniak na twitterze za Debiut Miesiąca:
Wojna o pierścień, Rokoko w wersji Deluxe, Amerigo, Ladies of Troyes, Concordia: mapa Hiszpanii
Nagroda im. „Pana Tadeusza” w kategorii Planszowej Epopei Miesiąca:
Wojna o pierścień
Rozgrywka podzielona na dwa dni. Łącznie ponad 3h nad planszą. To nie planszówka. To wydarzenie.
Recenzja jako „wydarzenia” – na inną okazję, tu oceniam planszówki. Stężenie gry w grze okazało się dla mnie wysokie. Masa rzeczy była dla mnie niejasna, część skutecznych zagrań własnych: zaskakująco-imponująca, a strategiczne błędy debiutanta – równie nieuniknione co w Zimnej wojnie. Są to jednak zastrzeżenia do mojego osiągnięcia końcowego, nie do gry. A grało mi się całkiem fajnie.
Wojna o pierścień przypomina mi Zimną wojnę, ponieważ Zimną wojnę mi przypomina. Nie tylko w podstawowej warstwie gry o sumie zerowej, także w mechanice rozgrywki. Zbliżona jest struktura rundy. Te same karty „chodzą” na różne sposoby. Tu i tu mamy tory postępu, oddające postępy obu stron w różnych kategoriach i stanowiące osobne wymiary szachowania się nawzajem.
Gra z pierścień jest od gry z torem DEFCON bardziej konfrontacyjna (obojętne mi) i determinowana kośćmi (wada, w grze tego typu), ale ma wystarczająco wiele elementów, które sprawiały mi satysfakcję. Część kości można wykorzystać na różne sposoby. Zapewnia to dylematy istotne i dalekosiężne. Ponadto spodobał mi się mechanizm delegowania na planszę kolejnych członków Drużyny pierścienia, możliwość zmieniania Przewodników (dwóch daje się rozwinąć na „wersje dopakowane”), a także ukształtowanie planszy. Karty Wydarzeń pozwalają na kilka sposobów kierować swoim rozwojem w grze. Zmniejsza to wpływ kości, a także daje dodatkowe możliwości.
Karty dają też narzędzia wpływu na poczynania rywala. Walka „na pełną moc” (militarną) nie jest jedyną metodą sukcesu w grze. Jeśli przeinwestujesz jakąś dziedzinę i zaniedbasz inną, wystawisz się na atak prosto w miękkie. Przeciwnik tylko czeka na taką okazję.
Będąc „Dobrymi” (jak ja tym razem) trzeba znaleźć rozsądny balans pomiędzy ekspansją armii, mobilizowaniem kolejnych narodów do stanu wojny oraz ponaglaniem Froda z Samem do Mordoru. Zapewnia to kilka poziomów decyzji. Napięcie między graczami utrzymuje się z rundy na rundę. Gra ma swój klimat, figurki nie odrzucają. To też są plusy.
Wyróżnienie im. Zabawy w „Znajdź 10 różnic” w kategorii Grubiej, Bardziej, Drożej:
Rokoko Deluxe
Wersja Deluxe robiła wrażenie na renderach z kampanii oraz zdjęciach na BGG. W chwili premiery rozważałem kupić. Szukałem co jakiś czas okazji. Z nimi bywa różnie i tym razem jestem zadowolony, że się nie trafiła. Ilustracje oraz ogólne wrażenia estetyczne przy edycji kickstarterowej tylko trochę ustępują moim zdaniem oryginalnemu wydaniu. Kupiłem swoje z drugiej ręki za 90-100 zł. Dodatek z Festivity Dresses kosztował mnie kolejne 50. Czy inny układ planszy, bardziej „fancy” komponenty i minimalne zmiany w innych aspektach są dla mnie warte dopłacenia 400 zł? Sądzę, że wątpię.
Co do kart, to w tym przypadku
grafiki Menzla trafiają do mnie dużo bardziej
niż O’Toole’a, a
pasteloza planszy Deluxe’a wywołuje oczopląs. Aby przekonać się o tym samemu, bardzo fajnie było zagrać w nową edycję Rokoko. Zostaję przy swojej.
Wyróżnienie im. Corinny zu Sayn-Wittgestein dla Dodatku Miesiąca:
Concordia Salsa, mapa Hiszpanii
Długo byłem ciekaw innych od podstawki map Concordii. W minionych miesiącach poznałem kolejno Egipt i Kretę. Hiszpania chyba najbardziej przypominała mi wzorcowo zbalansowaną podstawkę, lecz tym razem gust ustępuje zadowoleniu z kolejnej dopracowanej mapy do wyboru. Tak trzeba robić dodatki.
Wyróżnienie im. Abelarda Gizy w kategorii Dobra Zabawa:
Amerigo
W przeciwieństwie do filmów, lubię od czasu do czasu sprawdzić jakiś planszowy staroć. Gdyby było inaczej, nigdy nie poznałbym El Grande, Concordii, Opery, no, masy świetnych gier bym nie poznał. Amerigo nie jest jedną z nich.
Trochę jak z kontami na Insta, wnętrze polecanej planszówki wcale nie musi dorównywać opiniom dryfującym na falach internetu. Amerigo zajmuje miejsce w top500 rankingu BGG, podpisał się na pokrywce znany projektant, co może pójść nie tak? Sporo rzeczy. To słaba gra. Tyle.
Urokiem grania z ludźmi jest fakt, że nawet smętna w przebiegu rozgrywka może dostarczyć frajdy i udanie spędzonego czasu – jeśli towarzystwo przy stole ma odpowiednie podejście. Nikogo z naszej czwórki Amerigo nie ujęło zaprezentowanym poziomem. Nie szkodzi. Wszyscy, razem z właścicielem, wzięliśmy to na luzie. Z dystansem, humorem, co się pośmialiśmy – to nasze. Brzydkie kaczątko Stefana Felda odradzam, za to z pełnym przekonaniem polecam granie z ludźmi.
Wyróżnienie im. Palenia chrustem dla Listopadowych Nowości:
Terakotowa armia (#jag), Dobry rok (raczej rok taki sobie), Super mega gra (buuu), Woodcraft (buuum!)
Nagroda im. Fachowego cięcia drewna z narzeczoną i babcią dla Nowości Listopada:
Woodcraft
Siadałem do stołu z chłodnym podejściem. Woodcraft jest nowością, co dla mnie od jakichś 2 lat stanowi w planszówce wadę. Rozgrywka okazała się znakomita. To gra w moim stylu – zastosowane mechaniki działają spójnie na jednej planszy, gra zapewnia różne drogi do sukcesu, rozsądny balans, spoko szatę graficzną oraz wyróżniający ficzur. W Woodcraft są nim kości drewna, których wartości możemy kroić na kawałki (jak, yyy, drewno). Z niepotrzebnej już szóstki (bo ktoś wziął i nikczemnie zabrał upatrzony przeze mnie kontrakt) można w ten sposób otrzymać podzielne wartości (np. 2, 3 i 1), które przypasują mi do zlecenia, które akurat mam pod ręką. Wyróżnię też mniej determinujący grę motyw hodowli drzewek, rosnących tura po turze. Podobał mi się, mechanicznie będąc objazdem na utratę możliwości pobrania przydatnego mi surowca z głównych akcji.
Gra bynajmniej nie daje rzeczy za darmo. W czteroosobowej rozgrywce walka o korzystne akcje, bonusy i szybsze do spełnienia kontrakty była zacięta i nieustanna. Dzięki temu należy być skupionym podczas cudzych tur, co generalnie wolę od pasjansa. Zmienna sytuacja na planszy warunkuje, które akcje będą dla mnie opłacalna, gdy tura do mnie wróci.
Na planszowym nieboskłonie z Woodcraft żadna hipernowa, jednak stanowi dla mnie przyjemną łamigłówkę. Zastosowanym rozwiązaniom mechanicznym towarzyszy logika i synergia. Połączenie rondla akcji z rotacją pomocników i kontraktów składa obietnicę regrywalności. Czy dobre wrażenia utrzymają się po większej liczbie rozgrywek, to się okaże. Będę mógł się przekonać, bo #zamówione.
Wyróżnienie im. Krzyża św. Andrzeja (z Great Western Trail) za Ostrzeganie Przed Nadciągającym Niebezpieczeństwem:
Super mega fajna gra
Nie trzeba być Philipem Kotlerem, aby skminić, że skoro ktoś nazywa coś „Super Mega Fajnym czymkolwiek”, należy spodziewać się badziewia. Potwierdzone. Znowu.
Nagroda im. Żółtego Mecha ze Scythe’a za Meh Miesiąca:
Super mega fajna gra
Kółko i krzyżyk jakby #bardziej. Omijać z daleka.
Wyróżnienie im. Narzeczonej sąsiada dla Przeciętniaka Miesiąca:
Terakotowa armia
Lacrimosa ma tor nutek. Woodcraft ma „cięcie” kości. Co ciekawego ma Terakotowa armia? Braki nie są dla mnie czymś ciekawym, ale i tak je wymienię. Brakowało mi większej różnorodności akcji (przestawianie figurek, hello). Co mamy do wyboru z koła, jest co najmniej dwa razy za ubogie. Graliśmy w czwórkę. Gdy w każdej rundzie „zeszły” dwa czy trzy najfajniejsze pola, cała reszta była po równo smętna. W mechanice rozgrywki brakowało mi minimalnego urozmaicenia. Wystarczyłyby asymetryczne umiejki (albo indywidualne cele każdej rundy, albo, no wiesz, cokolwiek), żeby choć trochę nakierować graczy na robienie w grze różnych rzeczy. Nic z tego.
Tak że wszyscy robimy to samo, przepychamy się o te same najfajniejsze akcje, walczymy o te same bonusy w mauzoleum. W efekcie gra zobojętniała mi po dwóch rundach, bo na niektóre układy zdarzeń, zanim tura zrobi kółko, gracz ma wpływ żaden. Lipa. Na koniec gry Armia z teraktory zostawiła we mnie wrażenie, że jej projekt skończono gdzieś w 2/3 z wnioskiem: macie figurki, kolorową planszę, a kreatywność mechaniczną kończymy na reedycji Tetrisa. Piona, ludzie kupią.
Jak mają wymagania niższe ode mnie, to kupią. Temat i podstawowy zamysł dostawiania różniących się funkcjami figurek wiozły potencjał. Cała reszta w moim odczuciu go zmarnowała. Prywatne cele, asymetryczny start, dostępność większej liczby akcji itp. zmieniłyby przeciętną grę w grę fajną. Szkoda, że autorom wystarczyło to, co jest. Mnie – nie.
Nagroda im. Smerfa Marudy za zrzędzenie przy stole:
Brzdęk w kosmosie, Zamki szalonego króla Ludwika
Wyższe natężenie grania niż w minionych miesiącach zwiększyło prawdopodobieństwo napotkania marud przy stole. A może to pogoda? Prawdopodobieństwo ziściło się.
Fajnie, że nie lubisz jakiejś gry. Albo, że nie idzie. To są bardzo ważne wieści dla mnie, innych, dla świata. Tylko może przestań być aspołeczny i zachowaj swoje smęty
komuś, kogo to obchodzi na zakończenie gry. Skoro kumacja graczy jest, jaka jest, wydawcy powinni chyba umieszczać odpowiedni napis na pudełkach. Gderliwa postawa jednej osoby z subtelnością smogu zatruwa przyjemność z grania wszystkim przy stole.
Nagroda im. Kamili Sukiennik za Zakup Miesiąca: Jamajka, Moje skarby, Cellulose KS, puzzle

Jaka inflacja, taki Black Week. Poziom planszowych „okazji” tej jesieni sprawił, że bliżej niż PrOmOCji było tu do jakiejś wyprzedaży z wysypiska śmieci. Tym razem trudno mi winić wydawców, każdy orze jak może. Sprawiłem tak przedświąteczną niespodziankę portfelowi, odkładając pewne wydatki na inne (
pozor, suchar) okazje.
Jak się okazało, nawet w morzu śmieci można znaleźć delfina (do selfie). Co prawda kosztowało mnie to 5 minut googlania dłużej niż zwykle, ale udało się. Ku zaskoczeniu memu, najciekawsze mi kąski miały sklep Rebela i 3Trolle. Kupuję tam rzadko, a tu zaskoczenie. Brawo wy! Tak się zdobywa klienta. Uprzejmość szanownych
japanczyka oraz
sillue pozwoliła mi przytulić perełkę od Genius Games w atrakcyjnej cenie (i wersji KS), Jamajkę z dodatkiem za 12X zł i polski Whatnot Cabinet za 45. Do tego wyhaczyłem z Trolli 1000-elementowe puzzle z dziełami mistrzów renesansu w cenie tabliczki czekolady oraz liczbie wystarczającej dla Mamy i kilku dziewczyn na zapas.
Wyróżnienie im. Skrótu omijającego korki za Odkrycie Miesiąca:
Kuchenna gorączka
Kupiłem miesiąc temu [LINK] na olx. Czego nie było w opisie, karty po otwarciu powitały mnie fabryczną folią. We wnętrzu pudełka grasowała ogólna nieskazitelność. Całkiem miła niespodzianka, że planszówka z rynku wtórnego okazuje się w lepszym stanie niż wynika z opisu. Dziękuję za obsługę, rzekłby Rudy z Brazz3rs.
Nagroda im. Nowowydanej-gry-kościanej, która mi się spodobała za Wydarzenie Miesiąca:
Libertalia
Cool było sobie przypomnieć na żywo, w licznym gronie, jak znakomitą jest grą. Dwukrotnie!
Nagroda im. Zwycięskiej porażki z Argentyną dla Rozgrywki Miesiąca:
Pan Am
Jak opisałem przy Nagrodzie dla Ukrytego Skarbu, pojedynek w przestworzach zakończyliśmy z ogromną satysfakcją. Dodam dwie kolejne, wielkie zalety tego tytułu: jego czasochłonność i ciężkość. Pan Am nie przeżuje jak Weather Machine, Pan Am nie zajmie Ci 4 godzin jak Dominant Species. Pełna akcji rozgrywka zajmie maksymalnie półtorej godziny, a wymagające wybory zostawią w ekipie wystarczająco sił na rozegranie podobnie (lub bardziej) złożonego tytułu – zamiast przygnieść jak kowadło firmy ACME.
Świetna, świetna giereczka. No to powtórka! Kiedy?