Jest taka gra fabularna z Nowej Fali, "Niesamowite przygody barona Munchausena" czy jakoś tak. Bardzo prosta, same zasady przewidują spożywanie alkoholu, ale to jest pozycja, przy której najważniejsi są gracze - muszą mieć fantazję, ładnie opowiadać, a wtedy jest śmiechu i radości co nie miara. Szczególnie jak wódka dobra. ;p
"Prawo dżungli" też się świetnie sprawdza przy napojach wyskokowych, im bardziej ekipa zawiana, tym ciekawiej.
Ostatnio w stanie fatalnym grałem w Radżę, ze mną było naprawdę źle, ale grało się świetnie. Nie jest to jakoś turbo-lekka gra, ale razem z ekipą mamy tendencję do sięgania po tytuły wagi średniej w każdych warunkach (BSG o trzeciej w nocy po wielu, wielu piwach to "norma", w znaczeniu że się zdarzyło).
Ale i tak najlepszy jest tak zwany ch*j (w wersji politycnzie poprawnej "pan"). Gra karciana, w której poza szczęściem ważne są umiejętności i
doświadczenie. W ogólniaku grywaliśmy namiętnie całymi dniami, więc doświadczenie mam. Do tego fajnie jest wprowadzać modyfikacje zasad: schodzenie z "podkładem", schodzenie tylko z czterech lub jednego, piki cofane, branie tylko po trzy, branie dowolnej ilości... Przy czym najfajniej jest, kiedy zasady są bardzo sztywne i ograniczają graczy w znacznym stopniu, czyli tylko trzy karty przy ciągnięciu, brak schodzenia z podkładem i do tego piki cofane. Wtedy to jest prawdziwa rywalizacja, bardzo ciężka momentami, trwająca po kilka minut (nawet do kilkunastu, gdy gra dwóch dobrych, doświadczonych graczy). Sama przyjemność. Do tego żargon, który się przy tej grze wytworzył... Piękna, naprawdę piękna gra. Mimo paskudnej nazwy...
