Gra o Tron jest tytułem który brakiem balansu wymusza dyplomację. Bez niej i opcji wsparcia, rozgrywka byłaby dość przewidywalna. Mapa skonstruowana tak, że wróg jest zdefiniowany od razu. Wprawdzie z 2-3 osobami z szóstki siedzącej przy stole nie będzie w zasadzie kontaktu, ale i tak w wersji podstawowej wymaga 6 graczy. Brak kogokolwiek sypie cały system, promując tego, komu brakuje naturalnego wroga. Naturalne cele frakcji się zazębiają wymuszając konflikty. A jeśli gdzieś walka się zaczęła to znak dla siedzący obok, że powinni się angażować. Dlatego należy rozsadzać zaprzyjaźnione pary, zadbać by początkujący nie zasiadł obok rodu z killerskimi kartami, gdzie od razu zaczyna się siekanina. Bo to może popsuć zabawę. Gra daje szeroki wachlarz możliwości zachowań. Może z tego wyjść meeega nudna, meeega długa partia, jak i zacięte starcia które wygra najprawdopodobniej ten, kto najdłużej się bunkrował, czekając aż dwaj sąsiedzi się wykrwawią i połknie szybko ich zamki
.
Poniżej dwóch godzin się nie zejdzie, na początku to raczej bliżej 4 godzin gra, no i wymaga zaangażowanych w rozgrywkę 6 graczy. Długo się tłumaczy zasady.
Blood Rage to lepiej skalujący się tytuł. Opcja na dwóch graczy mniej przylepiona na siłę niż na trzech w GoT, ale rozwija skrzydła przy 3-4-5 graczach. Gdy na planszy robi się gęsto. Stety/ niestety trudniej też wtedy o taktykę komb która będzie mordercza dla przeciwników. Po prostu liczba dróg i kontr upchana w mechanikę gry powoduje, że przemyślnie zbudowana silna zdawałoby się strategia, wyłoży się na równie mocnej kombinacji kart
. No właśnie - w grze o tron bardziej liczy się zestaw wojsko + karta dodająca bonusy, a Blood Rage'a robi tak naprawdę draft kart. To w tej fazie tworzymy sobie rękę która ustawia nasze zachowania w grze. Gra jest sprytnym misz-maszem draftowej karcianki z planszowym area control. Swoisty mariaż ameritrasha z euro
. Jeśli potrafisz się radować dynamicznym wyścigiem na torze punktów zwycięstwa (chwały) to masz przednią zabawę. Wykładasz karty i obwieszczasz wooow... moi wojownicy zabijają wszystkich i mam milion punktów, koleś obok wykłada kartę mówiąc wooow... a moi wojownicy zabijają połowę Twoich i mam za to 2 miliony punktów, a trzeci też się cieszy bo wooowww.... jak jego giną to mu dają 3 miliony punktów
I tak się radośnie wybijacie przez 3 ery. Dyplomacji między graczami praktycznie brak, bo to czysta wyżyna.
Na 5 osób między 2-3 godziny. Mniej graczy to twa krócej. Dla ludzi lubiących wynajdywać łączące się ze sobą komba w kartach i cieszących oko figurkami. Dość szybko można wytłumaczyć zasady.
Kemet też się nieźle skaluje. No te 2 osoby to racezj takie sobie, dupy nie urywa. Ale już od 3 w górę można fajnie pograć. Gra uniemożliwia kompletne usunięcie kogoś z gry (co jest możliwe w Got. Rzadkość ale widywałem to - partia trwała 4 godziny, ale po pierwszej ktoś został wyeliminowany). Tutaj osią są kafle dające bonusy które łamią podstawowe zasady gry. Nie ma za dużo miejsca na dyplomację, a to co kto ma widać. Wszyscy mają takie same talie dodające bonusy do walki. Plansza inna niż w GoT, bo tutaj wszyscy mają do siebie taką samą odległość. Więc jak siądziesz w 5 osób to bitwy możesz mieć z każdym przy stole. Dyplomacja ogranicza się do "bijemy/ powstrzymujemy tego kto ma najwięcej punktów zwycięstwa i może skończyć grę. Jednostki giną, dość łatwo wracają, znowu giną, znowu wracają i ktoś tyle razy wygrał, że wygrał i jest koniec
.
Da się uwinąć z partią w 2 godziny. Dla ludzi lubiących ładne figurki stworów, nie mających czasu na wielką dyplomację, a chcących się ot tak pozabijać na planszy. Wytłumaczenie zasad to większe wyzwanie niż Blood Rage, ale nie aż tak jak Gra o Tron. Każdy gracz obowiązkowo powinien posiadać pomoc w postaci znaczenia kafli.
Każda z tych gier jest fajna na swój sposób. Ja najchętniej siadam do Blood Rage'a bo jest najnowszy i najmniej ograny. Kemeta mam jako tako otrzaskanego i minął czas mojego zachwytu. Gra o Tron była dla mnie fajna kiedyś, ileś tam partii wstecz. Teraz (dla mnie) za nią przemawia głównie to, że jest na 6 osób
.