Streszczam tak na szybko plusy tej gry, ponieważ tak na prawdę chciałbym podzielić się tym, co mi się nie podoba w tej grze.
Koniec końców, sprawa sprowadza się właściwie do jednego problemu, który jest nieco złożony. Przede wszystkim immersja, której nie czułem. Uśpieni Bogowie to jedna z tych gier, w których pula postaci jest zawsze ta sama, niezależnie od ilości graczy. I od tego zaczyna się problem.
Zanim rozpocząłem przygodę z planszówkami i karciankami na dobre - nie liczę Labiryntów, Eurobiznesów, Piekła na Pacyfiku i Grunwald 1410 czy Magicznego Miecza za dzieciaka - łupałem w gry wyobraźni. Sporo graliśmy. Myślę, że stąd taka moja potrzeba "erpienia" w każdej grze. Myślę, że dlatego właśnie gry euro nie są moimi ulubionymi i bardziej celuję w inne gry, np. Uśpionych Bogów właśnie. Ja po prostu od zawsze, grając w gry, najbardziej chcę pobawić się w kogoś innego
Więc Ahoj Przygodo! Wsiadam na Mantykorę i niczym Dorotka przemierzam fantastyczne Oz w poszukiwaniu drogi do domu! Brzmi wspaniale, ale tak nie jest w przypadku Sleeping Godsów. Jak wspomniałem, to jedna z z tych gier, w której - czy jest nas 2 czy 4, sterujemy ściśle określoną grupą typów. Grając, nie wczułem się w żadną z postaci, żadna nie była moja. W Uśpionych Bogach rozgrywka jest skonstruowana w ten sposób, że gracze nie tyle wchodzą na pokład statku, tylko są "zarządcami" załogi. Czułem się trochę jak jakaś półboska istota, która siedząc gdzieś w chmurkach steruje poczynaniami bohaterów. Wolę być jednym z bohaterów. Jak już ktoś zauważył w tym temacie, fabuła jest prowadzona z perspektywy Pani Kapitan. Ciężko mi wejść w jej skórę, bo to taki bohater przechodni. Reszta załogantów też nie bardzo nadaje się do wejścia w daną postać, między innymi przez takie akcje jak
Dalej mamy walkę. Każdy ma po dwóch atakujących. Przy czym można atakować jeszcze z pomocą Pani Kapitan. Znowu to zabawa dla jednego, podzielona na dwóch graczy (w naszym przypadku) siedzących i starajcych się skleić łamigłówkę w jak najlepszy sposób.
Co więcej, wszelkie efekty negatywne, rany, jakieś żetony itd. można kierować na dowolną postać, nawet taką, którą nie kieruje aktywny gracz. I to nie dotyczy tylko walki, tylko całej przygody. Dlatego, że to gra dla jednej osoby, a grając samemu zawsze zarządzasz wszystkimi. Do tego po restarcie gry, po load'nięciu jej, można inaczej niż poprzednio podzielić się typami. Gdzie tu wczucie się?
Więc brnąć dalej w mój kłopot z tą grą, dochodzę do aspektu nieco udawanej kooperacji. Grając w Uśpionych Bogów przypomniały mi się czasy jak graliśmy z bratem na kąkuterze w Jagged Alliance 2. Naszą ulubioną grę "na dwie osoby" Dzieliliśmy się najemnikami, jeden kierował Ivanem i Gruntim, a drugi Grizzlim i Szadołem. No i mieliśmy grę kooperacyjną. Jak w Sleeping Godsach. Podzieliliśmy sobie grę na dwie części et voila! Uśpieni Bogowie to de facto gra dla jednej osoby. Z tym że JA2 zapewniał więcej niezależności każdemu graczowi.... Nie wyobrażam sobie grać w Uśpionych w więcej niż 2 osoby. Co innego z dziećmi. Paradoksalnie tego typu zastrzeżenia to same plusy do grania z dzieciakami.
Ale moje uwagi dotyczące braku niezależności w podejmowaniu decyzji czy kooperacji z przymrużeniem oka, wynikające z grania w grę dla jednego w więcej osób, to problemy poboczne. Najważniejszy jest brak właściwej immersji. I to tym bardziej dotkliwe, że mowa o przygodówce z prawdziwego zdarzenia. Nie wytykam takich rzeczy grom typu Arnak, gdzie zarządzam zasobami w jak najbardziej ekonomiczny i przemyślany sposób, w celu zebrania jak największej ilości punktów zwycięstwa, a wszystko jest ubrane w przygodowy, atrakcyjny klimat. Uśpieni Bogowie to gra, która obiecuje mi przeżycie przygody. Dlatego brak właściwego wczucia się był dla mnie tak znaczący w mojej ocenie.
O ile dobrze zostałem zrozumiany, o tyle nie powinno być problemów z właściwym odbiorem moich zastrzeżeń, które są bardzo indywidualne. Uśpieni Bogowie to najwyraźniej nie jest idealna gra, dla mnie. Grając w erpegi wchodzę w skórę kogoś innego. Uśpieni Bogowie tego nie gwarantują, a szkoda.
Finalnie uważam, że to dobra gra. Kiedyś tam siądziemy do niej raz jeszcze, popłyniemy w inne strony niż poprzednio, uzbrojeni w dodatkowe możliwości, zapewnione nam przez odkrycie totemów z pierwszej wyprawy. Też będzie fajnie. Ale to dopiero jak podrośnie nam nasz mały Gracz