Re: Arkham Horror: The Card Game (Horror w Arkham: Gra karciana)
: 09 cze 2018, 00:26
Napisalem do galakty. Jak odpowiedza dam znac
Fascynaci planszówek - łączcie się!
https://www.gry-planszowe.pl/
No nie wiem, jest na miejscu? To chyba zależne od tego jakie kto ma poczucie smaku i taktu. Wszystko co napisałeś sprowadza się do bardzo precyzyjnie dobranej sytuacji (w której osłabienie cię nie obchodzi bo ma łagodny efekt) tak żeby Twój argument funkcjonował. "Doomed" i jego następcy też tak mogą zadziałać. Przykład: scenariusz 6, wyciągasz "Doomed" po raz drugi w ciągu kampanii. Twoje szanse na nie przegranie arbitralnym doborem wyglądają świetnie. Gdzie tu napięcie i pot? Czyli innymi słowy, emocja przy dobieraniu karty, która może być potencjalnym osłabieniem, jest zależna od sytuacji - Amerykiśmy nie odkryli. Dotyczy to każdego osłabienia. Podczas gry każde dodatkowe dobranie karty z osłabieniem wciąż w talii poprzedza pytanie: a co jeśli wyciągnę osłabienie, w jakiej będę sytuacji? Pod tym względem Doomed nie odróżnia się specjalnie poza konsekwencją dobrania zawsze taką samą i postępującą linearnie; innymi słowy podtrzymuję to co napisałem wcześniej: sytuacje które opisałeś to zwyczajnie konsekwencja bycia podstawowym osłabieniem. Każde osłabienie może Cię wyeliminować ze scenariusza w zależności od tego jak zbiegają się timingi, na tym polega piękno systemu, że wydarzenia się nakładają (o czym pisałem w poprzednim poście). Doomed linearnie sobie postępuje, mając niemal całkowicie wywalone na stan gry (niemal, bo jednak zadaje punkt horroru, upgrade dwa). Choć widzę, że teraz przestępując z nogi na nogę w argumentacji wylądowaliśmy w psychologii. Niech i tak będzie.Trolliszcze pisze: ↑08 cze 2018, 09:05 Zdziwiłbym się solidnie, gdyby się okazało, że napisałeś te słowa całkiem poważnie, nie uśmiechając się lekko pod nosem. Próbuję wyobrazić sobie tę sytuację, gdy - posiadając w talii Paranoję - po wydaniu wszystkich zasobów (bo cóż innego można w takiej sytuacji zrobić) drżysz w napięciu przed fazą dobierania kart, a nawet rozważasz możliwość rezygnacji ze scenariusza ze strachu przed potencjalnymi konsekwencjami. Próbuję zobaczyć te krople potu perlące się na Twoim czole i poczuć drżenie Twojej dłoni, sięgającej w kierunku talii - i kurczę, z jakiegoś powodu nie mogę. Dlaczego? Twoje posty tutaj i na arkhamdb utwierdzają mnie w przekonaniu, że jesteś świetnym teoretykiem - ale każą mi też wątpić w Twoją znajomość psychologii... Wybacz, że piszę to wszystko z ironią, ale sądzę, że tu akurat jest na miejscu.
Znowu mówisz o obliczeniach tak jakby na nich leżał cały mój argument, zupełnie jakbyś nie dotarł w pełni do wyrażonej treści. Niemniej cieszę się że przywołujesz ten pożałowania godny komentarz z arkhamdb, który właściwie postuluje przekonanie o niezwykłej wartości w reakcji: "jeśli stworzyłem coś i ktoś zareagował - robota dobrze wykonana". Nigdy nie rozumiałem tego podejścia, bo poza reakcją samą w sobie ważne jest też chyba jaka ona jest, co ją stymuluje, z jakich pobudek również - pobudki traktujemy ostatecznie dość poważnie w ocenianiu akcji innych (choćby umyślność czynu). Tak więc sam fakt reakcji nie oznacza jeszcze nic. Zamiast skupiać się na tym, że jest reakcja, pomyślałbym co ją spowodowało. Matt w ostatnim czasie mówił trochę o tym, że chce więcej regrywalności. Okej, fajno - jak do tego zmierzamy? Więcej zmiennych to naturalna droga, już w Carcosie to widać. Ale jest też inny sposób: zwiększyć swing, sztucznie podnieść poziom trudności. Więcej śmierci badaczy to więcej porażek, a więc więcej regrywalności zanim w końcu się uda. I tak się składa, że początek nowego cyklu ma w sobie właśnie te elementy. Może to przypadek...? Ja raczej wierzę w inteligencję ludzi i zakładam, że to celowe - a zwyczajnie uważam, że nie tędy droga do regrywalności. Stąd moja reakcja. Gdy ktoś pokazuje palcem na niebo, nie patrzysz na palec. Palec nie jest wyznacznikiem sukcesu.Trolliszcze pisze: ↑08 cze 2018, 09:05Dowodem na jej działanie psychologiczne są reakcje graczy, którzy tak jak Ty na bazie precyzyjnych obliczeń i rozbudowanych argumentacji przekonują, że ta karta nigdy nie powinna była powstać (choć przecież wystarczyłoby usunąć ją z puli osłabień i wzruszyć ramionami). Więcej, ta JEDNA karta obudziła już podejrzenia, że gra może zmierzać w złym kierunku, bo odtąd będzie nas zabijać podle własnego widzimisię! A zatem to prawda, wszyscy jesteśmy przeklęci. Słusznie ktoś napisał pod Twoją recenzją na arkhamdb, że projektanci osiągnęli swój cel.
Skid_theDrifter pisze: ↑07 cze 2018, 03:09 Widzisz, to są rozwiązanie doraźne, skuteczne jak najbardziej - ale zamknięte do jednego problemu. Natomiast gdzie się da zostawiam feedback odnośnie zasady stojącej za tą kartą, żebym w przyszłości z kolejnych dodatków nie musiał odkładać do pudełka większej ilości kart. Milcząc na ten temat zwiększam tylko szansę na to, że więcej podobnych designów znajdzie swoją drogę do pudełek. Dlatego tak ważne jest generalnie oferowanie swoich opinii na różne tematy: milcząc pozwalasz, by inni mówili za Ciebie - a nie zawsze będą Cię właściwie reprezentować. Wiem, że wielką częścią frajdy w grach jest ustanawianie zasad dla graczy, aby później je łamać i otwierać grę (szczególnie chyba w karciankach, w których od zawsze króluje hierarchia tekst na karcie>podstawowe zasady gry) - ale nie znaczy to, że każda zasada powinna podlegać łamaniu.
Nie spodobała mi się insynuacja, że ja należę do grupy zajętej celem, bo to zwyczajna nieprawda na wielu płaszczyznach mojego życia, również w tym przypadku. Nie mam wpływu na to co się może komu wydawać, ale też gdzieś tam mam w pamięci "We are what we pretend to be, so we must be careful about what we pretend to be." - ponieważ zacząłem dyskusję od strony mechanicznej zanim doszliśmy do fabularnej, być może utarło ci się jedno i wszystkie inne przesłanki, nieważne jak dobrze wyartykułowane i ilekroć pisane, wrzuciłeś do kosza jako anomalie już utartego osądu, a poza tym mamy jeszcze całą warstwę presupozycji i innych zwyczajowych problemów komunikacyjnych. Z mojej perspektywy to moment Kafkowski zlepiony z Bareją, kiedy wydaj mi się, że mówię dość wyraźnie, ale weryfikacja z otoczenia jest przeciwna.Trolliszcze pisze: ↑08 cze 2018, 09:05Obruszyłeś się na moje stwierdzenie, że dla jednych ważna jest podróż, a dla innych cel.
Ale też się nie pozabijaliśmy i idziemy każdy w swoją stronę z wyprasowanymi, nie podwiniętymi mankietami - więc nie jest tak źle, to też jakiś progres cywilizacyjny. W każdym razie miło jest mi zawsze wymieniać uwagi i poglądy z dobrze wychowanymi, kulturalnymi ludźmi umiejącymi podzielić się swoim punktem widzenia. Zawsze to przyjemność znaleźć się po tej stronie człowieczeństwa. W dialogu upatruję wielkiej wartości, a w jego podejmowaniu - potrzebnej próby. Bez dialogu można się tylko zapadać w poczuciu własnej nieomylności.
Logicznie rzecz ujmując, jeśli się ma ten przysłowiowy worek zasobów, to najwyraźniej ma się go po coś. Jeśli się zatem dobiera paranoję w takiej sytuacji, to najpewniej oznacza to porażkę lub rezygnację, bo nie będzie można wypełnić swojego planu. Oczywiście można się miotać, napocić i próbować - i nawet trzeba! To jest coś, co mnie ciągnie do tej gry jak krew przyciąga rekina, dla takich momentów się gra, gdy decyzje zbiegają się w jakimś złożonym punkcie. Ale na każdego kogoś takiego jak ja przypada zawsze ktoś, kto mówi że ciekawsze jest, gdy cegła spada Ci na głowę i umierasz. I to jest okej. Tak długo jak wszyscy mają swoją wokalną reprezentację.
Ja po 36 partiach nie mam na razie ochoty na grę dwiema postaciami. Założę się, ze bym o połowie umiejek zapominał i tylko się frustrował z tego powodu. Na start nie polecam dwóch badaczy jak nie znasz jeszcze sytemu i sama kolejność rundy będzie przysparzała pytań.
Ile czasu wam to zajęło mniej więcej? Sam się zastanawiałem jakiś czas temu nad jednym cyklem w weekend, ale ostatecznie uznałem że cztery scenariusze każdego dnia to chyba za dużo na dwie osoby. Tymczasem wy zrobiliście 5,5/dzień. Jak to wam się rozłożyło czasowo?13thcaesar pisze: ↑10 cze 2018, 21:19 W ten weekend urządziłem sobie z bratem maraton Arkham Horror LCG.
Zaczęliśmy wczoraj i rozegralismy 5 scenariuszy, resztę pociągnęliśmy od rana dzisiaj z przerwami na posiłkiSkid_theDrifter pisze: ↑10 cze 2018, 21:37Ile czasu wam to zajęło mniej więcej? Sam się zastanawiałem jakiś czas temu nad jednym cyklem w weekend, ale ostatecznie uznałem że cztery scenariusze każdego dnia to chyba za dużo na dwie osoby. Tymczasem wy zrobiliście 5,5/dzień. Jak to wam się rozłożyło czasowo?13thcaesar pisze: ↑10 cze 2018, 21:19 W ten weekend urządziłem sobie z bratem maraton Arkham Horror LCG.
Dziękuję za tę odpowiedź - nie oczekiwałem, że będzie tak wyczerpująca, ale dobrze się składa, że jest. Zero. Tyle jest innych osłabień, które mogą realnie zmusić do rezygnacji już na starcie. Dlatego przynajmniej to jedno jest dla mnie jasne: fałszywe jest stwierdzenie, że Doomed nie wprowadza niczego nowego w warstwie decyzyjnej. Wprowadza (Twoja ocena wartości, celowości i sensowności tej decyzji nie ma tu żadnego znaczenia).Skid_theDrifter pisze: ↑10 cze 2018, 20:15Jeśli rezygnujesz wcześnie z lęku przed kartą, upośledzasz swój postęp ogólny, bo grasz marnie. Twój cel z dobrej gry przenosi się na unikanie śmierci. Czyli przestajesz grać we właściwą grę, tylko szukasz jak minimalizować swoją zgubę. Pisałem już o tym, ale ja nie poważam grania w grę w celu innym niż wypełnieniem jej założeń, czyli: gramy tak, aby było jak najlepiej. Gramy w stronę celu, bo on wyznacza kierunek działań: tak funkcjonują gry.
Paradoksalnie, gdy masz poczucie tego, że jesteś "realnie zmuszony do rezygnacji już na starcie", nie przemawia to najlepiej na rzecz gry. Sięgamy w ten sposób punktu, w którym najrozsądniej grać, rezygnując czym prędzej. To absurd. Im więcej drążysz, tym większego absurdu sięgasz. Pomijam nawet, że jest to dodatkowy timer do gry, która już ma timer w formie zagłady. Wiele pytań o konsekwencję designu by się tu przydało żeby mieć jakąś owocną dyskusję, ale ten statek już odpłynął.Trolliszcze pisze: ↑10 cze 2018, 21:45 Dziękuję za tę odpowiedź - nie oczekiwałem, że będzie tak wyczerpująca, ale dobrze się składa, że jest. Zero. Tyle jest innych osłabień, które mogą realnie zmusić do rezygnacji już na starcie.
I na pewno taki rozwój wypadków jaki w taki mechanizm wrzuca Doomed nie wpływa negatywnie na balans gry, kiedy wprowadza się linearną mechanikę pobudzającą rezygnację kosztem ignorowania właściwej gry, albo zabijającą gracza bez powodu. Na pewno nie jest to samo w sobie w żaden sposób dodatkowym, arbitralnym utrudnieniem odrywającym od właściwej rozgrywki i wywracającym zasadę ciężkich konsekwencji jako odpowiedzi na akcje i niepowodzenia ze strony gracza. A jeśli jest, to dobrze że jest! Więcej bicza!Trolliszcze pisze: ↑10 cze 2018, 21:45(...) cel w tej grze jest zawsze jeden (i to taki do bólu lovecraftowski). Przetrwać do końca. W takiej sytuacji rezygnacja ze scenariusza może być najsłuszniejszą decyzją z punktu widzenia mechaniki i celu gry.
I jego kontrybucja, którą tak zachwalasz, to wywrócenie relacji pomiędzy działaniem i jego konsekwencją. Komunizm wprowadził równość i braterstwo. Kapitalizm - wolny rynek. Cud atomu - elektrownie. Kuriozalne z mojej perspektywy jest widzenie połowy obrazu, ale więcej - negacja ważności drugiej połowy, to już jest inny poziom przywidzeń. Ale hej - jeśli przyznałem sam, że coś nowego karta wprowadza, to już nie ma znaczenia co wprowadza ani czy to dobrze - bo to nie jest ważne, co łaskawie przywołałeś: "Twoja ocena wartości, celowości i sensowności tej decyzji nie ma tu żadnego znaczenia". Ważne jest, że JA popełniłem drobny błąd określenia zbiorów w nieuwadze (jeden na ile stron?), który TY mogłeś heroicznie wykazać - cała reszta argumentacji nagle nie ma żadnego znaczenia... Choć to właśnie cała reszta argumentacji jest obiektem rozmowy, zaś cały ten wątek poboczny w którym pojawił się błąd jest elementem Twojej żonglerki. Jest to fascynująca technika retoryczna, jeśli obserwator jest półślepy.Trolliszcze pisze: ↑10 cze 2018, 21:45Dlatego przynajmniej to jedno jest dla mnie jasne: fałszywe jest stwierdzenie, że Doomed nie wprowadza niczego nowego w warstwie decyzyjnej. Wprowadza.
W kontekście podejmowanych działań w grze, tak! Chyba że teoria gier się zmieniła w jakiś sposób w ciągu ostatnich kilku lat? Żeby można było w ogóle mówić o grze, musi ona mieć swój cel. Jakąś mechanikę określającą stany gry. Nawet każdy role play ma swój mechaniczny szkielet. Podróż też jest czymś, co ma miejsce pomiędzy punktem startowym a celem. Dlatego napisałem, że nie poważam ludzi nie grających w stronę celu - bo takie jednostki wprowadzają chaos w porządku gry, występują przeciwko współgraczom i nie zachowują ducha współzabawy. AH LCG przez swoją strukturę również ustanawia cel w formie zakończeń scenariusza, po czym je wartościuje, ustanawiając w hierarchii cel najwyższy i pomniejsze. Ludzie grają razem by osiągnąć któryś z tych celów. Czy im się uda czy nie z mojej perspektywy nie ma znaczenia, jeśli droga była ciekawa - ale żeby ją odbyć, musiała być zgoda miedzy graczami co do celu. Podróż przytrafia się w drodze do celu. Innymi słowy, nie ma podróży bez celu, można być nieświadomym celu, ale to nie umniejsza jego istnieniu. A już szczególnie w kooperacyjnym środowisku, gdzie cel jest zawsze współdzielony. Czuję się jakbym musiał tłumaczyć, że żelazko jest gorące, a woda mokra. (Ale czy każde żelazko jest gorące? Gotcha, 2:0!)Trolliszcze pisze: ↑10 cze 2018, 21:45A dziękuję za odpowiedź, bo dowodzi - z mojego punktu widzenia - więcej, niż oczekiwałem. Jednak cel się liczy, nie podróż.
A teraz wracamy do prawdopodobieństw, które dalej są tylko okrasą do złamanej zasady dotyczącej poważnych konsekwencji akcji graczy. Poprzez pokraczną logikę i niekonsekwentny język którego używasz bez specjalnego porządku doszliśmy do tych dwóch zdań, które nic nie mówią o autentycznym toku wydarzeń w ciągu gry. Decydujesz się raz po raz nie precyzować co masz na myśli, by później wyciągnąć drobne niedomówienie i potraktować je jako punkt zwrotny walidujący tylko twój pogląd i żadnego innego - jest to stara sztuczka w sadzenie haków, ale często skuteczna. Zasugerowałbym nieśmiało rozpoczęcie kariery w polityce, ale obawiam się, że mogłoby to być odebrane jako komplement. Dla ćwiczenia rozmontuję te dwa zdania.Trolliszcze pisze: ↑10 cze 2018, 21:45Rezygnacja byłaby wypaczeniem tylko w sytuacji, gdyby oznaczała automatyczne poddanie rozgrywki - a przecież tak nie jest, jest zupełnie odwrotnie. W tej konkretnej sytuacji zwiększa prawdopodobieństwo wygranej.
Którą konkretnie argumentację masz na myśli? Tę, w której obaj okopaliśmy się na swoich pozycjach i w sążnistych postach dowodzimy, dlaczego fajne, a może jednak niefajne, ale przecież może się podobać, ależ, drogi interlokutorze, przecież to wykluczone? Zdawało mi się, że ten temat już wyczerpaliśmy i uznaliśmy za zamknięty stwierdzeniem, że się "pięknie różnimy". Niech więc spoczywa w pokoju, bo przecież ustaliliśmy jednogłośnie, że na tej płaszczyźnie do porozumienia nie dojdziemy.Skid_theDrifter pisze: ↑11 cze 2018, 02:23Ale hej - jeśli przyznałem sam, że coś nowego karta wprowadza, to już nie ma znaczenia co wprowadza ani czy to dobrze - bo to nie jest ważne, co łaskawie przywołałeś: "Twoja ocena wartości, celowości i sensowności tej decyzji nie ma tu żadnego znaczenia". Ważne jest, że JA popełniłem drobny błąd określenia zbiorów w nieuwadze (jeden na ile stron?), który TY mogłeś heroicznie wykazać - cała reszta argumentacji nagle nie ma żadnego znaczenia... Choć to właśnie cała reszta argumentacji jest obiektem rozmowy, zaś cały ten wątek poboczny w którym pojawił się błąd jest elementem Twojej żonglerki.
Przyznam, że nie jestem do końca pewien, dlaczego wciąż odwołujesz się do teorii gier. Studia skończyłem już jakiś czas temu i od tamtej pory nie miałem żadnego kontaktu z teorią gier, niemniej coś mi świta, że można o niej mówić wyłącznie w przypadku zaistnienia określonego konfliktu. Nie widzę w grze kooperacyjnej konfliktu między graczami, a arbitralny zestaw mechanik i kart nie jest w moim mniemaniu "stroną gry" (jest wyłącznie jej szkieletem). Kto więc gra przeciwko komu? W karciance kooperacyjnej strona jest tylko jedna, dlatego cel można ustalać dowolnie. Jak rozumiem, tym, co Cię tak strasznie dręczy, jest wizja współdzielenia zabawy z kimś, kto ma rzekomo inny cel niż Ty, bo gra inaczej, niż sobie założyłeś, a więc "psuje Ci zabawę". Nie będę pytał, ile razy miałeś praktycznie do czynienia z podobną sytuacją (o ile wiem, grasz solo, ale nawet jeśli nie...). Niemniej z takiego czysto życiowego punktu widzenia jest to obawa z gatunku tych absurdalnych i jakoś nie wyobrażam sobie graczy przewracających w złości stoły, bo ktoś ze strachu przed konsekwencją Doomed zrezygnował na początku scenariusza. Choć przyznam, że jest to wizja dość pocieszna i - znów - niepozbawiona wartości komediowych. Gdzieś Ci się bardzo teoria gier rozjechała z praktyką grania z kolegami w kooperację.Skid_theDrifter pisze: ↑11 cze 2018, 02:23W kontekście podejmowanych działań w grze, tak! Chyba że teoria gier się zmieniła w jakiś sposób w ciągu ostatnich kilku lat? Żeby można było w ogóle mówić o grze, musi ona mieć swój cel. Jakąś mechanikę określającą stany gry. Nawet każdy role play ma swój mechaniczny szkielet. Podróż też jest czymś, co ma miejsce pomiędzy punktem startowym a celem. Dlatego napisałem, że nie poważam ludzi nie grających w stronę celu - bo takie jednostki wprowadzają chaos w porządku gry, występują przeciwko współgraczom i nie zachowują ducha współzabawy.
Nie nazwałby tego łajaniem za wnioski, bo nie ma wniosków, jest tylko określanie stanu technicznego pozbawione oceny. Równie dobrze pytanie mogłoby wyglądać: "czy Doomed jest kartą?" na co odpowiedź może być tylko taka, że jest kartą, oczywiście. Ale ty robisz coś więcej: mówisz że wartościowania dokonujemy indywidualnie więc nie ma znaczenia, ale sam je czynisz. Bo na podstawie tego, że karta wprowadza coś nowego, stanowi wartość dodaną. Nie podejmujesz się natomiast wyjaśnienia dlaczego tak jest. Chyba że zechcesz doprecyzować, iż jest to kwestia indywidualna.Trolliszcze pisze: ↑11 cze 2018, 09:06 A ten "drobny błąd określenia zbiorów w nieuwadze" to chyba jedyna w miarę obiektywna konkluzja, do jakiej udało się nam dojść. Zamiast mnie łajać za to, że ją wskazuję, powinieneś się chyba ucieszyć, że z naszej rozmowy płynie jakiś wniosek. Tym bardziej, że to moim zdaniem wniosek wagi ciężkiej - JEŻELI ta karta wprowadza coś nowego, to stanowi dla gry wartość dodaną. Ocena jakości, celowości i sensowności tejże wartości dodanej jest zaś kwestią indywidualną i, jak wykazała ta rozmowa, mocno polaryzującą.
Idąc technicznym, ustanowionym przez Ciebie tokiem myślenia, to nie jest prawda. Usunięcie karty z gry oznacza, że w grze nie ma karty. A więc zaproponowane przez Ciebie rozwiązanie odbierałoby coś drugiej grupie. Nie usunięcie karty jest jedynym sposobem na nie zubożenie drugiej grupy. Czy ta ocena stanu technicznego jest jakkolwiek przydatna, nazwałbyś ją wnioskiem? Ja nie. Dlatego opisywałem już ten problem wielokrotnie w tym wątku, natomiast nie mogę być odpowiedzialny za to, że decydowałeś się go ignorować: dlaczego żadne podejście nie jest gorsze od drugiego przy tym konkretnym wartościowaniu tej konkretnej karty, ale jednocześnie dlaczego warto wyrażać swoją opinię. W warstwie społecznej wyrażanie wartościowania jednostek ma znaczenie. Im więcej produktu odkładam do pudełka, tym większa moja strata. Więc mówienie że nikt nic nie traci jest nieprawdą.Trolliszcze pisze: ↑11 cze 2018, 09:06A zważywszy na na to, że mamy do czynienia z grą kooperacyjną, w której możesz po prostu usunąć drażniące Cię elementy, moja ocena tej karty może być wyłącznie pozytywna (i byłaby, nawet gdyby nie przemawiała do mnie jej idea) - ponieważ ona wzbogaca doświadczenie jednej grupy, nic nie zabierając innej.
A dlatego:Trolliszcze pisze: ↑11 cze 2018, 09:06Przyznam, że nie jestem do końca pewien, dlaczego wciąż odwołujesz się do teorii gier.
Cały czas próbujesz mi narzucić wariant kierowcy celowego, no i nie ma bata. Ten fragment z teorii gier, który nie wiesz czemu piszę? Sam go tu powtórzyłeś. Nie potrafisz wyjść poza coś, co ci się wydaje, nawet jak droga z labiryntu jest objaśniona. A objaśniam dość dokładnie: "Ludzie grają razem by osiągnąć któryś z tych celów. Czy im się uda czy nie z mojej perspektywy nie ma znaczenia, jeśli droga była ciekawa - ale żeby ją odbyć, musiała być zgoda miedzy graczami co do celu." Jest to dokładnie to samo co ten fragment z komedii który przywołałeś - ale z tego co pamiętam, konsensus był taki, że jadą na bunkry. Cel był ustanowiony - ale tak, w ostatecznym rozrachunku liczyła się podróż. Cały ten akapit Ci umknął, skoro skonkludowałeś "Gdzieś Ci się bardzo teoria gier rozjechała z praktyką grania z kolegami w kooperację." - po czym sam dokonałeś jego powtórzenia bo "przyszła Ci do głowy pewna metafora". Więc tłumaczę: gdy mówię o celu, mówię o punkcie B. Punkt B musi być. Czy zostanie osiągnięty i jak to sprawa drugorzędna, ważne żeby miała miejsce podróż w efemeryczną stronę celu. Dlatego usilnie też językowo ograniczam "osiąganie celu" i "wygrywanie gry" itp, a mówię o kierowaniu się w stronę celu, określam intencję. Gry pomiędzy ludźmi wymagają tego konsensusu co do intencji. Rozmowy również.Trolliszcze pisze: ↑11 cze 2018, 09:06Co się zaś tyczy tej podróży i celu, przychodzi mi do głowy pewna metafora. Ty jesteś kierowcą, który, jadąc z punktu A do punktu B, twierdzi, że ważna jest podróż, bo się podczas jazdy lubi rozglądać. Wybiera zawsze najkrótszą i najbardziej efektywną trasę, nigdy nie zbacza z kursu i brnie naprzód aż do chwili, gdy ów punkt B osiągnie. Słyszał co prawda, że są też inne trasy, ale nie ma potrzeby ich sprawdzać, bo zerknął na mapę i wie, że są nieciekawe. Kiedy ja mówię o większym znaczeniu podróży niż celu, wyobrażam sobie raczej kierowcę, który jest w stanie pojechać solidnym objazdem tylko po to, żeby zobaczyć coś nowego, nawet jeśli może to oznaczać, że do punktu B nie dotrze z powodu braku paliwa. Nie spędza mu to jednak snu z powiek, bo jeździ w tę trasę regularnie - jechał już z punktu A do punku B wiele razy, na pewno kiedyś znów pojedzie, więc czemu ten jeden raz nie zrobić czegoś zupełnie "od czapy". Jeśli lubisz polskie komedie, to pewnie znasz chłopaków, którzy jechali na bunkry, a dotarli nad morze, ale się tym szczególnie nie przejęli, "bo tam też było zajebiście". Mam gorącą nadzieję, że Tobie też zdarzy się kiedyś zabłądzić, ale koniec końców uznasz, że było warto. A jutro znów możesz jak po sznurku z punktu A do punktu B.
Bardzo to ciekawe, gdy techniczny fakt nazywasz "swoją racją", bo jest ona tak samo twoja jak i moja, więc dochodzi do tego, że ja sam uznaję swoją rację. Rezygnacja jest częścią gry. Istnieją scenariusze, które kończy się pomyślnie rezygnacją po wypełnieniu celów scenariusza. Czasem możliwa jest rezygnacja bez wypełnienia celów scenariusza - jest to wtedy równoznaczne z gorszym, często drugim w kolejności od najgorszego rezultatem - ponieważ zawsze lepszym, niż pokonanie.Trolliszcze pisze: ↑11 cze 2018, 09:06Plus znów zdajesz się przeczyć sam sobie: uznałeś chyba moją rację, że rezygnacja ze scenariusza może być jak najbardziej realizowaniem celu gry
Wartościujesz bez przykładu, tylko zaznaczasz "piątą kartę w łańcuszku" - a więc sam martwy koniec. A co z wcześniejszymi sytuacjami? "Ruch celowy" - bo podjęty, tak. Ale "rozsądny" i "opłacalny" są relatywne. Co w danym scenariuszu można ugrać, a co stracić? Otwiera to paradoks o którym pisałem: gra zachęca, byś w nią nie grał. Tam gdzie normalnie wartościowałbyś co może ci się udać osiągnąć w scenariuszu, zaczynasz myśleć, czy nie lepiej byłoby go nie rozgrywać wcale, bo dzięki temu nie wyciągasz "Doomed" lub jego następców, do "The Bell Tolls" włącznie. I tak jak pisałem, jak grasz solo nic złego w tym nie ma. Ale grając w grupie wyglądałoby to inaczej. Pewnie szkodliwość tego byłaby zależna od grupy, bo im większa grupa, tym mniej boli strata jednego z graczy. Na cztery osoby to nic strasznego, na trzy - gorzej, na dwie sprawa jest fatalna, bo jedna osoba musi grać solo przy podwojonych wartościach odpowiadających za balans w grze multi.Trolliszcze pisze: ↑11 cze 2018, 09:06(jeśli zrezygnuję teraz już na początku i tym samym zagwarantuję sobie, że nigdy nie dobiorę piątej karty w łańcuszku, to jest to ruch jak najbardziej celowy, rozsądny i opłacalny [a zdaje się, że w teorii gier opłacalność ma dość istotne znaczenie])
Na szczęście wybór nie wygląda tak, jak go próbujesz mylnie zdefiniować przez pars pro toto, bo gdyby wyglądał to faktycznie byłby to problem. Rezygnacja jest częścią gry, ale nie oznacza to, że każda rezygnacja zachowuje ducha współzabawy. Proste jak konstrukcja cepa. Jeśli w grupie jest gracz który rezygnuje przy każdej okazji (nie z powodu Doomed nawet, tylko w myśl przekonania że dzięki temu zwiększa swoje własne szanse na przeżycie) nie potrafię sobie wyobrazić grupy, w której coś takiego jest traktowane normalnie, bo choć jest to wypełnieniem celu, nie jest właściwym podejściem do gry (dlatego definiowanie celu gry jako "przeżycia" które próbujesz ukuć jest wybrakowane - jednakże w tym poście posługuję się nim celowo, by obnażyć jego niekompletność). Jest to forma wykrzywienia zasad, bo jeśli mogę coś zrobić, nie oznacza to automatycznie, że jest to zgodne z założeniami gry. Wspomniałem wcześniej griefing - to zachowania dopuszczalne w ramach gry, ale niezgodne z duchem współzabawy. Bo technicznie nie łamiesz zasad, ale celem jest uprzykrzanie gry innym. Tak więc można robić coś w ramach gry, co nie jest zgodne z duchem współzabawy. A jeśli tak jest, to zaprezentowany mi przez Ciebie wybór jest nierzetelny.Trolliszcze pisze: ↑11 cze 2018, 09:06a tu piszesz o "wprowadzaniu chaosu" i "nie zachowywaniu ducha współzabawy". Mój drogi, albo jedno, albo drugie: albo rezygnacja w istocie może prowadzić do osiągnięcia celu, tyle że Tobie ten sposób nie bardzo się podoba, albo skorzystanie z tej opcji jest "wprowadzaniem chaosu" i "nie zachowywaniem ducha współzabawy" (z punktu widzenia teorii gier). Zdecydujmy się na którąś z wersji.
Na tym dokładnie polega problem, że posiadanie Doomed w talii wprowadza cel podrzędny: nie umrzeć przez Doomed. Cel pomniejszy, który konkuruje z tym większym: przeżyć kampanię. "Ale zaraz, Doomed też warunkuje przeżycie!" - na tym właśnie polega problem, że tam gdzie normalnie cel jest jeden (przeżyć kampanię), nagle robią się dwa i ciągną w przeciwne strony, bo realizując jeden ryzykujesz drugi. Byłoby to szalenie ciekawe, gdyby gra od podstaw była zbalansowana wokół tego aspektu, ale rzecz ma się inaczej: gra jest zbalansowana wokół podstawowych osłabień w formie paranoi i amnezji, kilku wrogów albo kart zadających obrażenia jak w zegarku - a nie wokół cegły na łeb. Nie ma w tym określeniu słowa przesady lub subiektywnego odczucia - chyba że dysponuje się dowodem, że Doomed było integralną częścią gry na poziomie jej koncepcji i balansowania. Jednak o ile mnie pamięć nie myli w jednym z podcastów twórcy mówili o tym, że podstawka koncepcyjnie powstaje tak, by ją uzupełnił pierwszy cykl. Patrząc na oferowane karty dla każdej z klas w istocie zdaje się to być prawdą. Ponieważ jednak nie interesuje mnie aspekt balansu w tej kwestii, ale złamanej relacji pomiędzy ciężkością konsekwencji w relacji do akcji graczy, to nie proponuję rozgrzebywania tego wątku - bo prowadzi do liczb i statystyk, a to już przerabialiśmy."albo rezygnacja w istocie może prowadzić do osiągnięcia celu (...) albo skorzystanie z tej opcji jest "wprowadzaniem chaosu" i "nie zachowywaniem ducha współzabawy" (z punktu widzenia teorii gier)"
5 scenariuszy brzmi jak co najmniej pięć godzin, chociaż w moim wypadku bliżej pewnie ośmiu na dwie osoby... Ale my lubimy sobie porozmawiać, dlatego też więcej jak dwa pod rząd nigdy nie rozegraliśmy. Jak gram sam to czasem się zdarzy trzy pod rząd, ale bardzo rzadko. Dlatego wyglądam moich Labiryntów, bo będę miał wreszcie ładnie zamknięte pojedyncze doświadczenie do testowania talii. Opinie zdają się być dość pozytywne, aczkolwiek z tego co widzę przyrost zabawy nie jest jakiś dramatyczny pomiędzy graniem jedną grupą, a graniem w epic mode. Nie żebym narzekał, chociaż byłoby fajnie z raz zobaczyć jak to wygląda. Niestety ze względu na moją odległość od cywilizacji raczej się to nie wydarzy.13thcaesar pisze: ↑10 cze 2018, 21:43 Zaczęliśmy wczoraj i rozegralismy 5 scenariuszy, resztę pociągnęliśmy od rana dzisiaj z przerwami na posiłki![]()