Jak się okazało pomysł na spotkanie dzisiaj przy planszówkach był strzałem w dziesiątkę. Wróble Janasa pokazały bajeczną technikę, liczne strzały w ręce bramkarza, tak więc wszyscy byli zadowoleni, że choć planszówki podarowały nam mile spędzony czas.
Zaczęliśmy o 17 od Reef Encountera. W składzie bazik, Safari, draco i ja. Po wytłumaczeniu zasad, Safari i bazik grali po raz pierwszy, rozpoczęliśmy rozwój naszych koralowców. Tym razem rozgrywka była jeszcze ciekawsza niż ostatnio. W ciągu około dwóch godzin pojawiło się kilka ciekawych sytuacji. Do perełek należała kolonia zbudowana przez bazika. Złożona z dziewięciu czy dziesięciu elementów, nie do ruszenia. A to dlatego, że z jednej strony miał róg planszy, na dole znajdowała się krewetka broniąca dostępu, a obok broniła ją jego druga mała kolonia. Też broniona przez krewetkę. Świetnie to wyglądało. Ja generalnie grałem kiepsko, kilka moich rozwijających się koralowców zostało szybko zjedzonych. I niewiele wpadło do rybki. Ostatecznie najwięcej punktów zdobyli bazik i Safari, ale ten drugi wygrał bo zostało mu więcej polipów zjedzonych przed zasłonką. Trzeci był draco i ja na szarym końcu. Dobra gra, ma wielki potencjał. Coraz lepiej już widać jak sensownie grać i czego się trzymać.
Następnie przenieśliśmy się do sali z TV, do meczu było jeszcze godzinę, tak więc siegnęliśmy po Cleopatre, w składzie: ja, jax, draco, Safari i Grzech. Dłuższe rozstawianie elementów, szybkie tłumaczenie zasad. Wyrobiliśmy się w lekko ponad godzinę. Rozgrywka nie nastręczała trudności i chyba wszystkim przypadła do gustu. Lekka, prosta i przyjemna. Nadal podtrzymuje, że nie jest to zły tytuł i dobrze się sprawdza jako pozycja relaksująca. W której nie trzeba wiele myśleć, ale zdać się trochę na los, trochę na podejmowanie poprawnych decyzji w obrębie jednej/dwóch tur. Po podliczeniu amuletów korupcji wydawało się, że jax będzie wpadał do krokodyli. Już się szykował, aby wskoczyć do basenu, a tu Grzechu oblicza i okazuje się, że go pobił o jedną sztukę. No to jego wrzuciliśmy

Sama rozgrywkę wygrał draco, później jax, ja i Safari.
Rozpoczął się mecz i oddaliśmy się kibicowaniu. Co niewiele pomogło. W przerwie meczu sięgnęliśmy po Spiel des Jahres 1997 - Mississippi Queen. Już od dłuższego czasu chciałem ją sprawdzić, a więc nadarzyła się dobra okazja. Gra okazała się świetna. Super pomysł, bardzo fajne wykonanie i przebieg rozgrywki. Pływasz sobie parowcami po Mississippi, taranujesz inne łajby, zbierasz pasażerów, dokładasz nowy odcinek rzeki. Bardzo dobra gra. Godna tytułu gry roku. Rozgrywkę wygrał jax, później był Safari, Grzechu, draco i tradycyjnie dziś ja jako ostatni
Pomimo żenującego spotkania piłkarskiego spotkanie przy planszówkach okazała się jak zwykle bardzo fajne.