Jeszcze raz zwracam uwagę, że nie zająknąłem się słowem na temat studia, a tym bardziej plenerów.Gambit pisze:Zawsze mnie bawi, gdy ktoś porównuje stopień profesjonalizmu polskich wideorecenzentów, którzy robią swoje po pracy z ludźmi, dla których wideorecenzowanie TO JEST praca. Chciałbym, aby taka osoba wskoczyła kiedyś w buty osoby, która ma pracę na etat, żonę, dzieci, normalne życie i jeszcze stara się wyciąć z tego regularnie czas na nagrania. Kiedy ktoś mi sugeruje, że mogę być do bani, bo nie jestem w stanie poświęcić kilkunastu godzin na nagrania w różnych plenerach, nie zrobiłem sobie studia nagraniowego, nie mam czasu na kilkunastogodzinne montaże i w ogóle prawdopodobnie stawiam normalne życie ponad recenzowaniem, to autentycznie mi się odechciewa. Co oczywiście nie oznacza, że używam swojej amatorki jako uniwersalnej wymówki dla jakości moich materiałów. Wiem co mam do poprawienia, denerwują mnie techniczne niedociągnięcia w moich filmikach. Niestety pewnych rzeczy nie jestem na razie w stanie przeskoczyć. Ale szukam tych, które przeskoczyć mogę i staram się je poprawić.Leszy2 pisze:Nie znalazłem ani jednej polskojęzycznej videorecenzji, o której mógłbym powiedzieć, że jest zbliżona do poziomu profesjonalnego.
To wszystko jest amatorka i to widać - bardzo. Nieskładne i niewyraźne wysławianie się, niekontrolowana gestykulacja, zła praca w kadrze, nieprzygotowany wygląd, nieprzygotowany materiał słowny - improwizacja, itd.
Wychodzi jednak na to, że używasz amatorki jako wymówki, mimo ze mówisz, że nie używasz.
Jeśli coś jest zrobione źle to jest zrobione źle i tłumaczenie, że to amatorka, nie ma znaczenia. Wytwory amatorskie, jeśli nie dorównują pod pewnymi, istotnymi względami profesionalnym, pokazuje się innym tylko wyłącznie po to aby zostały ocenione. I na tą ocenę nie ma się co obrażać. I ta ocena jest tym bardziej wartościowa im bardziej jest szczera.
Tłumaczenie się brakiem czasu w przypadku hobby jest... coby tu rzec aby zbytnio nie urazić?
Na zrobienie dobrego filmiku potrzeba kilku lub kilkunastu godzin. Podobnie jak na wykonanie pięknego modelu samolotu z kartonu (na przykład) - potrzeba kilku lat nawet. Jeśli chcesz iść w ilość, to poziom będzie taki jaki będzie.Leszy2 pisze:Jeszcze jedno. Przykładowa rozgrywka to powinna być przykładowa rozgrywka. Kilka osób siedzi przy stole i gra. Z tą różnicą, że każdy ruch jest omówiony. A cała rozgrywka przemyślana i ustawiona tak aby była jak najbardziej wartościowa dla widza. Nawet rzuty kostką można ustawić. Już samo takie planowanie pokazowej rozgrywki to może być świetna zabawa na parę godzin.Gambit pisze:Parę godzin, które mogę spędzić z dziećmi. Parę godzin, które jako amator muszę wykroić z czasu przeznaczonego dla rodziny. Wybacz, ale chociaż uwielbiam nagrywać i dzielić się swoją pasją z innymi, to pewnych rzeczy dla widzów nie poświęcę. Bo nie.
Aha, czyli przykładowa rozgrywka polegająca na tym, że jedna osoba objaśnia ruchy na planszy - nie zabija ducha gry?! Proszę Cię.Gambit pisze: A osobiście uważam, że taka "ustawiona" rozgrywka może zabić ducha pokazywanej gry. Cały czas mam przed oczami Szeryfa z Nottingham w wykonaniu Willa Wheatona i jego brygady.
Improwizacja - to domena mistrzów, nie amatorów.