Wczoraj spędziłem kolejny bardzo sympatyczny wieczór w Chwili.
Najpierw szybciuteńka, dosłownie dwudziestominutowa partyjka z
l.a.d.'em i adikomem w starą grę Knizi
Medici. Prosta licytacja, nic mniej, nic więcej i… to działa! To naprawdę niewymagająca gra, która bardzo ładnie skaluje się na całym (3-6 osób) zasięgu. Wspaniały gateway, ale i my nie pogardzimy takim fillerkiem (zresztą został potem pożyczony i był grany w pięcioosobowym gronie przy nerwowym stole obok nas). Adam narzeka co prawda na wydanie (jest nowsza wersja z 2007 roku, podobno ładniejsza), ale sama gra jest naprawdę lekka, łatwa i miodna. Serdecznie polecam!
Kolejnym tytułem był długo oczekiwany
Sigismundus Augustus. Dei gratia rex Poloniae. Do mnie, Adama i Łukasza dołączył
jax, w godzinę (hrympf!) wytłumaczył zasady i zaczęliśmy czteroosobową, czterorundową rozgrywkę. Gra jest bardzo złożona, wręcz przytłacza ogromem niuansików, zasadek i wyjątków, nie mówiąc o możliwych ruchach. Plansza i akcesoria są dość nieczytelne i mylące. Teksty na kartach zastąpiono ikonami, więc… trzeba sobie wydrukować dwie kartki A4 z tłumaczeniem ikon, bo nie wiadomo o co chodzi w grze (np. znaczek ikonicznie przedstawiający wsadzenie znacznika kontroli do jednego z państw ościennych oznacza to, że nie można się tam wstawiać o.O ). Dodatkowo gra nie pozwala właściwie na żadne planowanie, walki rozstrzyga się za pomocą kości (sic!), a od tego, jakie karty dociągniemy (a nawet od tego, z którego miejsca zaczynamy grę!) zależy właściwie wszystko - możemy całą rundę (jedną czwartą gry!) poświęcić na zdobywanie jakiegoś urzędu, który ktoś w kolejnej rundzie jedną kartą (bez możliwości obrony przed nią) po prostu zabierze.
Podsumowując - gra się dłuży (nawet w okrojonej wersji), jest totalnie niezbalansowana, efekt kuli śnieżnej jest makabryczny, podatność na kingmaking na poziomie 1000. No dramat, dramat i jeszcze raz dramat. Nigdy, przenigdy więcej nie siądę do tej gry. Naprawdę,
Miceliusie, gdybyśmy mieli grać w 5 osób, a nie daj Boże 8 rund, to bym chyba rzucił stołem. Serio, nie przesadzam.
Na pocieszenie zagraliśmy jeszcze w pięcioosobowym składzie (do mnie, Adama, Łukasz i Jacka dołączył
Cin) w jednego z nowych Feldów -
Rialto. Ja jestem fanem Felda i fanem ładnych mechanizmów, więc do mnie ta gra trafia. To wręcz rodzinna gra jeśli chodzi o tego autora, choć kołderka też za długa nie jest. Staramy się tak gospodarować swoją ręką i dostępnymi kartami, by wygrywać w istotnych dla nas licytacjach (w każdej z 6 rund jest 6 licytacji), wstawiać się na plansze i dzięki kontrolowaniu obszarów zdobywać punkty. Wczoraj okazało się, że Rialto ma jedną wadę - średnio sprawdza się w 5 osób. Jest ciut długo i kontrola nad grą drastycznie spada (jeśli w danej rundzie postawię wszystko np na budowę mostów, a druga osoba wpadnie na ten sam sposób i przelicytuje mnie o oczko, to w pozostałych licytacjach już raczej się nie liczę a i swojego celu w tej rundzie nie zrealizowałem). Grałem już w 3 i 4 osoby i w takim gronie bym grę polecał. Adam mówił, że chodzi też dobrze na 2 osoby, ale tego nie wiem.
Tak czy siak, wielkie dzięki i do zobaczenia po majówce!
P.S. Bardzo jestem ciekaw relacji ze stolika obok, kilka razy byłem pewien, że dojdzie tam do rękoczynów