Ponownie po rozgrywkach w 4 osoby mam wrażenie, że Robinson jest przede wszystkim dla 1-2 graczy. W teorii skalowanie jest ciekawe: koszt rozbudowy schronienia wzrasta, liczba akcji jest dostosowana za pomocą psa i Piętaszka, a rozgrywki na różną liczbę graczy wiążą się z różnymi problemami (brak akcji - niskie morale). Ale...
Gdy w grze uczestniczy czterech średnio- lub bardziej zaawansowanych graczy, liczba akcji dostępnych w turze jest na tyle wysoka, że bez większego trudu optymalizuje się działania pod nadchodzące niebezpieczeństwa (wystarczy tylko wiedzieć, gdzie i kiedy należy odpuścić - np. czasem warto zignorować jedzenie przez 2-3 rundy, innym razem nie warto inwestować w schronienie i dach). Ciekawej jest dopiero, gdy gracze są mniej nastawieni na optymalizację, a bardziej na przygodę (lub, po prostu, są "każualami"

).
W rozgrywce trzyosobowej z udziałem psa jest - moim zdaniem - najprościej ze wszystkich konfiguracji: dużo się eksploruje i poluje (bo jak już mamy ten darmowy żeton, to żal go nie wykorzystać co rundę - a eksploracja napełnia przy okazji talię polowania), co zapewnia nam żywność oraz skóry na rozbudowę (czyli to, co powinno być problemem przy większej liczbie graczy).
Kolejne spostrzeżenie: scenariusze zdają się być coraz prostsze, zamiast coraz trudniejsze (nie grałem jeszcze w scenariusze 5 i 6). Nie wiem, czy wiąże się to z większym ograniem Robinsona, ale powtarza się schemat, że czteroosobowa grupa z trudem buduje i podpala stos z pierwszego scenariusza, a potem ratuje Jenny bez problemu i z zachowaniem 1/2 żywotności każdej postaci; budujemy finalny krzyż w ostatniej rundzie, szczęśliwie ratując ostatnie brakujące drewienko przed deszczem, a potem rozgrywamy scenariusz z wulkanem w 6 rund z pełną kontrolą sytuacji. Fakt, że i Jenny i eksploracja świątyń mogłyby przebiegać boleśniej przy innym doborze kart wydarzeń czy wpływie pogody, ale te scenariusze same w sobie nie są jakąś trudną łamigłówką, a już budowanie stosu ze scenariusza 1 łamigłówką jest (nie dość, że trzeba gromadzić drewno na stos, trzymając się zasad rosnących kolumn, to jeszcze strasznie obrywa się od pogody, przed którą można zabezpieczyć się zużywając drewno - a jeśli się nie zabezpieczysz, to... stracisz drewno!).
To na razie luźne wnioski - ciężko mi wydawać wyrok po zaledwie kilkunastu rozgrywkach. Niezmienne jest to, że gra jest kapitalna i każda rozgrywka w Robinsona jest inna. Wiele jednak w grze zależy od nastawienia graczy - jeśli zautomatyzuje się grę i zignoruje aspekt fabularny, można sobie po prostu zepsuć przyjemność z rozgrywki!