Re: Czy łatwo sprzedaje się gry używane?
: 08 mar 2019, 07:41
Raczej dla swiadomych, poszło tego tyle, ze tych kilkudziesieciu ludzi zobaczy u znajomych ze "fajna gra dla córki o ogrodzie" i wezmie.
Fascynaci planszówek - łączcie się!
https://www.gry-planszowe.pl/
Trudno mi się z tym zgodzić. Dobre książki dają nowe doznania za drugim, trzecim, itd czytaniem... podobnie jak dobre planszówki.rattkin pisze: ↑17 lip 2019, 19:20 .... Niby zgoda, ale a) są to produkty często jednorazowe (ponowne ich skonsumowanie nie daje istotnej wartości) i b) książki są sukcesywnie cyfryzowane (Kindle, PDF itd.), a gry wideo już istnieją w tej przestrzeni. W tej przestrzeni łatwiej "posiadać" rzeczy i przebierać w nich, bo to nic nie kosztuje. ...
Nie rozumiem połączania aplikacji 'variety is the spice of life' z trzymaniem absolutnie 'wszystkich gier na półkach'. Jedno z drugim nie ma nic wspólnego.
Nie to bym próbował Cię odwieść od Twojej bladej i ponurej wizji naszego hobby, ale dużo bezpodstawnych przypuszczeń i generalizacji w tej wypowiedzi.rattkin pisze: ↑17 lip 2019, 21:19 ... A my raczej rzucamy się na nie, pożeramy, wyciskamy jak cytrynkę, a po tych kilku partiach - porzucamy (sprzedajemy), bo dociera do nas, że w pudełku jest jednak za mało, by nas zatrzymać na dłużej (czyli owo infinite content, wspomniane przez kwiatosza). W książce może być wartościowa informacja, do której się wraca (np. przepis na ciasto) lub mądrość, którą chcemy sobie przypominać. To nie jest równorzędna konkurencja dla gry planszowej, która przecież podporządkowana jest całą sobą - rozrywce
Bardzo współczuję graczom, którzy tak mają. Ja mam zupełnie odwrotnie: wszystkie moje gry tak bardzo lubię, że czasem nie wiem, na którą się zdecydować, bo przecież czas nie jest z gumy.
Podzielam zdanie... no może prócz tego współczucia, bo taki przerost kolekcji to raczej na życzenie.Trolliszcze pisze: ↑17 lip 2019, 22:55 Bardzo współczuję graczom, którzy tak mają. Ja mam zupełnie odwrotnie: wszystkie moje gry tak bardzo lubię, że czasem nie wiem, na którą się zdecydować, bo przecież czas nie jest z gumy.
I jasne, też czasem sprzedaję (chociaż nie hurtowo), bo gry jako pożywka dla umysłu też się zużywają - jedne wolniej, drugie szybciej. Co nie zmienia faktu, że przeważnie wszystkie te zagrane partie (czasem było ich pięć, a kiedy indziej pięćdziesiąt), dały mi całą furę radochy. A jeśli ktoś patrzy na regał i do każdej gry ma jakieś "ale", to raczej nie gry powinien zmieniać, tylko swój stosunek do rzeczywistości trochę zrewidować (np. czerpać radość z tego, co się ma, zamiast szukać tego, czego się nie ma - i przy takim podejściu do życia raczej się nie znajdzie).
Problem czy paraliż wynikający z nadmiaru wyborów/opcji to w kulturze zachodniej już wszędzie jest... stety niestety.Trolliszcze pisze: ↑17 lip 2019, 23:07 .... I żeby nie było - gdybym się mocno zastanowił, to pewnie w każdej grze, nawet ulubionej, wskazałbym jakiś mankament. Na szczęście szukaniem mankamentów zajmuję się wyłącznie w ramach akademickich wymian myśli na forum, bo kiedy gram, to o wiele chętniej szukam w grach (i raczej znajduję) dobrej zabawy i z tejże satysfakcji... Cieszę się prawdziwie nawet z partyjki w Qwirkle, w które zagrałem już grubo ponad sto razy.
Tiny Towns nie jest dla wszystkich: dzieje się w nim dużo rzeczy często kompletnie poza 'twoją' kontrolą, coś w stylu bycia co raz stawianym przed faktem dokonanym, z czym trzeba sobie radzić i to wielu osobom nie pasuje.
Moja kolekcja - choć mniejsza od kolekcji wielu tutejszych forumowiczów - na moje obecne potrzeby jest prawdopodobnie zbyt duża, co wynika m.in. z niechęci do sprzedawania gier (bo z każdą chyba mam jakieś fajne wspomnienia związane, nie licząc może tych najnowszych, które na swoje wspomnienia dopiero czekają). Nie kupuję kompulsywnie, potrafię nie kupić nic miesiącami, ale za to jestem wyznawcą teorii momentów życiowych. W życiu każdego człowieka - czytelnika, gracza, melomana - pojawiają się przeróżne okazje do poszerzenia horyzontów, wyjścia gdzieś dalej i poznania czegoś nowego (i należy te momenty jak najlepiej wykorzystać). Z jednego z takich momentów życiowych (narodziny córki, mniej czasu na hobby) wzięło się w ogóle moje granie. I przeważnie takie momenty sprawiają, że moja kolekcja gwałtownie się powiększa. Ostatnio na przykład córka (teraz już trochę starsza) odkryła u siebie zamiłowanie do gier z rozbudowaną narracją, więc od razu do kolekcji trafiły takie tytuły jak Kroniki zbrodni, Time Stories czy Posiadłość szaleństwa. Wciągnęliśmy też w planszówki parę, którą ciągnie do gier z dużą dawką bezpośredniej interakcji - i już Kemet czeka na ogranie, mimo że z serca jestem zdecydowanie eurograczem. Z drugiej strony, nie należę do osób zamykających się w jakichś konkretnych rodzajach doznań czy wyzwań, więc gry z agresywną interakcją też pewnie polubię.AnimusAleonis pisze: ↑18 lip 2019, 00:01Problem czy paraliż wynikający z nadmiaru wyborów/opcji to w kulturze zachodniej już wszędzie jest... stety niestety.
My staramy się trzymać w kolekcji tytuły które nie mają 'overlap' by go ominąć, no ale oczywiście nie ze wszystkim się to udaje
Kompletnie się zgadzam i odyma rękami się podpisujeTrolliszcze pisze: ↑18 lip 2019, 09:53 Reasumując: tak, każda gra pewnie jakieś wady ma, tylko dlaczego miałoby to wpływać na "nieprawdziwość" radości płynącej z samego grania? To może być prawdą tylko w przypadku osób, dla których mechanika gry nie jest narzędziem służącym do osiągnięcia zewnętrznego celu, ale celem samym w sobie. No dobrze, a jeśli nawet na ten idealnie skrojony tytuł kiedyś natrafię, to co z nim zrobię? Postawię na ołtarzyku? Myślę, że gdyby zebrać grupę graczy myślących właśnie w taki sposób, to nigdy nie udałoby im się znaleźć gry, która pozwalałaby im wszystkim jednocześnie cieszyć się "prawdziwie". Smutna to dość perspektywa.
Według BGG 133 gry, nie licząc dodatków - przy czym znaczna część to gry dla dzieci, a także popierdółki typu 6. bierze (te akurat dość regularnie do mnie trafiają, a nawet nie sprzedaję, bo lecieć do paczkomatu za 15 złotych średnio mi się opłaca; przynajmniej zajmują mało miejsca). Jak tak patrzę po regale, to konkretnych gier tworzących rdzeń kolekcji mam plus minus jakieś 50 sztuk. Na szczęście gramy na tyle regularnie, że każda gra wjeżdża w ciągu roku na stół - oczywiście te starsze już rzadziej, raz, dwa, może trzy razy; chętniej sięgamy po nowsze tytuły.
Mamy podobnie, i tak nawiązując to tematu wątku, to myślę że jest pewna pula gier/tytułów które są 'nie do sprzedania' po zakupie.Trolliszcze pisze: ↑19 lip 2019, 08:52 ... te akurat dość regularnie do mnie trafiają, a nawet nie sprzedaję, bo lecieć do paczkomatu za 15 złotych średnio mi się opłaca; przynajmniej zajmują mało miejsca...
Oj to fakt. Co roku sprzedaje całe stosy książek mojej mamy. I tak jak jeszcze parę lat temu schodziła cała kolekcja, a zostawały pojedyncze tytuły, tak dziś tendencja się odwróciła. Od dwóch lat książki zalegają w szafie. Najpewniej skończą w miejskiej bibliotece, o ile ta je w ogóle przyjmie
Ja to zawsze rozdaje książki, te których oczywiście nie chcę drugi raz czytać, nawet nie próbuje sprzedawać. Wychodzę z założenia że jeśli je przeczytałem do dostałem 'my money's worth' i można je podać dalej.
Zazwyczaj nie przyjmująarqueek pisze: ↑20 lip 2019, 12:53Oj to fakt. Co roku sprzedaje całe stosy książek mojej mamy. I tak jak jeszcze parę lat temu schodziła cała kolekcja, a zostawały pojedyncze tytuły, tak dziś tendencja się odwróciła. Od dwóch lat książki zalegają w szafie. Najpewniej skończą w miejskiej bibliotece, o ile ta je w ogóle przyjmie![]()