Dziękuję za wczorajsze granie. Bardzo miło spędzony wieczór, aczkolwiek czuję niedosyt. Chyba mam potrzebę jakiegoś cięższego tytułu
Na pierwszy ogień poszedł
Dahshur: Die Rote Pyramide w składzie
Cin,
KubaP,
adikom5777 i ja. I cóż ja mogę powiedzieć o tej grze? Kilka ciekawych mechanizmów (całkiem fajny pomysł na to, że inni gracze mnie graczowi aktywnemu wyznaczają siłę akcji, które będę mógł przeprowadzić - i wcale nie mają interesu w tym żeby moje akcje były jak najsłabsze). Ale ogólnie jednak nie mój klimat niestety.
Potem w ramach przerywnika zasiedliśmy do sań, krzyknęliśmy na psy i ruszyliśmy w wyścig pośród lasów, lodów i zasp Alaski. Jeszcze przed przygotowaniem wyścigu jeden z naszych współgraczy przestraszył się mrozów i adik ot tak udał się do ciepłego domu. Po krótkim tłumaczeniu zasad ruszyliśmy do wyścigu
Snow Tails. Od startu z wielkim impetem ruszył
KubaP i przez długi czas prowadził. W lesie i ja i on uszkodziliśmy nasze sanie (chociaż Kuba poważniej, ponieważ dodatkowo poza choinką zaliczył również zaspę przydrożną). Niestety z czasem okazało się, że doświadczenie poganiacza I rangi
Cina nie dało nam szans. Wygrał on wyścig z wielką przewagą, kiedy mnie jeszcze wiele brakowało do mety, a Kuba rozbił swoje sanie na zakręcie. Pozostał po nim tylko smutny pomnik przydrożny, jako memento dla innych poganiaczy, że prędkość jest niebezpieczna.
Wieczór w niezmienionym składzie kontynuowaliśmy przenosząc się szybko do średniowiecznych Włoch, by walczyć o ujednolicenie języka na Półwyspie Apenińskim (
De Vulgari Eloquentia). Tym razem tłumaczenie zasad zajęło ok 40 min. Zasad jest wiele, dużo niuansów i małych "podzasad" o których trzeba pamiętać (!). I w końcu ruszyliśmy w podróż po Włoszech. Przez większą część gry wszyscy byliśmy kupcami. Dopiero w 9 turze Cin stwierdził, że życie w zbytku stanu kupieckiego już mu nie przystoi i wstąpił do zakonu. Turę (może dwie) później Kuba poszedł w jego ślady. Ja tuż przed końcem gry zdecydowałem się na wstąpienie do zakonu. W międzyczasie moi przeciwnicy zaczęli robić karierę w strukturach kościelnych i awansowali na stanowiska kardynalskie (jak to w tamty czasie było płacąc za to krocie...). Ostatecznie grę wygrał Cin, któremu udało się zostać papieżem, na drugim miejscu uplasował się Kuba, a ja zmieściłem się na podium
.
Najlepszą grą wieczoru zdecydowanie moim zdaniem było Snow Tails. Proste zasady i niesamowicie emocjonująca rozgrywka. Nie jest to prosty wyścig byle szybciej i kto szybciej będzie poganiać psy. Trzeba naprawdę się napocić, żeby wykombinować jak się wyrobić na zakręcie, nie dać się złapać "fotoradarom" (kto by pomyślał, że ta zmora cywilizacyjna dotarła również w śnieżne odstępy Alaski), nie uszkodzić sań i ciągle kontrolować gdzie są przeciwnicy. Zabawa pierwszorzędna!
Z kolei De Vulgari Eloquentia jest solidą grą. Zupełnie odklejoną od tematyki, ale przyjemną mechaniką. W każdej turze wiele decyzji do podjęcia, a wybory wcale nie są oczywiste. Może nie ma wielkich przebłysków i raczej nie pałam rządzą jej posiadania, ale z chęcią do niej jeszcze zasiądę.