A więc stało się...udało się rozegrać wczoraj pierwszą partię w Pax Renaissance. Nie będę ukrywał że obawiałem się siadać do tej gry bo wiele słyszałem o niej że jest to stosunkowo ciężki tytuł do ogrywania. Dodatkowo nie pomagała myśl że Marcin i Sławek testowali ją na TTS grając jedną partie ok 5h. No ale nic chciałem spróbować bo wiedziałem że będzie to inne uczucie niż granie w kolejne euro z surowcami czy jakiś ameri.
Na spotkanie przyszedł Marcin który "znał" najlepiej zasady i zaczął mi wszystko krok po kroku tłumaczyć. Po mimo później godziny (21:00) i ciężkiego dnia moja głowa współpracowała z tym co do mnie mówił i w sumie po 1:15h tłumaczenia zasad byliśmy gotowi zagrać. A raczej przygotować się na próbę zagrania i wyrzucenia tej partii do kosza. Wiadomo.....klątwa pierwszego naleśnika.
Po pierwsze to muszę powiedzieć słów kilka odnośnie wyglądu samej gry. Jest bardzo ładnie wykonana, mała plansza, dobrej jakości karty okraszone ciekawymi ilustracjami oraz historycznym opisem powoduje że chętnie podczas gry czekając na swoją kolej zamiast myśleć co chcę zrobić to czytałem o Janczarach, caracie krymskim czy innych faktach. Reszta komponentów to bajka, wszystko drewniane i powycinane w ciekawe szachowe kształty dobrze znane każdemu strategowi. Co było słabe bo plastikowe pastylki które imitowały monety (floreny?). Zdecydowanie lepsze byłyby nawet tekturowe monetki jak w 7 Cudach Świata. Metalowe oczywiście podbiłyby odczucia podczas gry bo moneta w tej grze jest no cóż jak to w świecie...bardzo ważnym zasobem.
Ale wracając do samej rozgrywki. Zasady nie wydawały się skomplikowane i grało się naprawdę dobrze. Problemy pojawiały się kiedy dana akcja wpływania na sytuację która wywoływała szereg innych sytuacji. Np mój król węgierski podbił jakiegoś sułtana, tym samym sułtan stał się moim wasalem. A to oznacza że w przyszłości jak ktoś "zniszczy" mi węgra to i wasal przepadnie. Podobnie jest z koronacją czy zaślubinami. Takich sytuacji które generują szereg innych akcji które czasem występują wręcz kaskadowo jest naprawdę sporo. Chociaż sama rozgrywka jak i zasady uważam że są naprawdę łatwe.....a nie należę do naprawdę wybitnych intelektualnie ludzi.
A więc mamy w sumie do wykonania w swojej turze 2 akcje. Z których możemy :
-kupić karte
-zagrać kartę
-zorganizować wyprawę
-odpalić wschodnie karty
-odpalić zachodnie karty
-ogłosić zwycięstwo
Problem jaki może stanowić gra pojawia się właśnie w momencie kiedy odpalamy swoje karty z tablo. Ikonografia uważam że jest tam naprawdę skopana i mało intuicyjna. Ikonki są małe a dodatkowe znaczniki na nich które informują nas o dosyć ważnych rzeczach to nawet przy moim dobrym wzroku to mikroelementy.
Oczywiście później już podczas rozgrywki jak zapoznamy się co dana ikona /karta robi to jest już zdecydowanie łatwiej. Co nie oznacza że jest łatwo bo później to co z karty trzeba przenieść na plansze. Nie mam pewności czy wszystko zrobiliśmy dobrze ale miałem wrażenie że ma to sens. Fajne jest też to że figury które są na planszy nie są niczyją własnością i każdy nimi dysponuje (coś jak w Woja Szeptów). Czasem mocne zbudowane przez nas imperium, może okazać się naszym realnym wrogiem numer jeden. Czemu? Bo na przykład z chrześcijan stanie się laickie, albo będzie graniczyło z muzułmanami....jest sporo dróg które nie są w żadnym wypadku oczywiste.
Po niecałej godzinie było po grze. Nie zauważyłem że jedna z opcji wygrania była na wyciągnięcie ręki Marcina i przegapiłem moment aby mu to uniemożliwić. A wystarczyło jako pierwszy kupić "kartę komety". No nic moja nieuwaga, o którą w tej grze nie jest łatwo bo skupić się trzeba na dosłownie wszystkim. Np nie kontrolowałam kompletnie tablo przeciwnika, a jest to istotne bo wiemy wówczas jakie akcje się będą odpalać (ktoś to jest w stanie kontrolować?).
Gdybym wykupił kometę to gra by się nadal toczyła i być może trwałaby 2-3h....tego nie wiem bo koniec gry jest w momencie spełnienia wskazanego celu a ten może jak widać nastąpić szybko lub w odległym czasie.
Podsumowując. Pax Renesans to ciekawy tytuł w który chciałbym zagrać ponownie (świadomie) z poczuciem że wiem co robię. Są to inne odczucia i gra może dawać naprawdę sporo frajdy. Jest budowanie tablo, jest strategia, jest area control i masa innych mechanik które w całości wpływają na pozytywny odbiór. Owszem gra stoi na kartach które wychodzą losowo a to oznacza że może być nieciekawie. U nas np wychodziły takie gnioty na zachodzie że nikt tego nie kupował. Być może te karty powinny spadać co rundę i nie doczytaliśmy zasad. W innym wypadku trzeba celowo kupować słabe karty aby zwolnić miejsce na nowe.
Tak więc czekam na kolejną partię. Raczej gra na max 3 osoby chociaż nie wiem czy nie najlepiej (bo krótko) będzie mi się grało na 2. Zobaczymy.
