Lubię Warhammera Fantasy. Grałem kilkanaście lat w trzy edycje erpega. Zawsze chciałem pograć w bitewniaka. Właściwie to mam na półce kilka pudełek figurek i ze dwa razy kupowałem do nich farbki. Nie udało się, bo najpierw brakowało pieniędzy, potem brakowało czasu na modelarstwo, aż wreszcie graczom brakuje czasu na grę. Więc przez długi czas liczyłem na wznowienie Mordheim. Myślałem: nowoczesne zasady, mniej malowania - pomalowałby kilka band i raz na jakiś czas zamiast planszówki by hulało. Kiedy czytałem o End of Times, i o plotkach na temat przejścia na skirmish miałem nadzieję na postapokalipsę w Warhammerze.
Warhammer Fantasy Battle potrzebował zmian - z tym większość chyba się zgadza. Gra miała problem z wysokim progiem wejścia (koszt figurek i czas potrzebny na malowanie), power creepem, tempem odświeżania armii. Świat tkwił w sztucznej stagnacji, a zasady lekko trąciły myszką.
Warhammer miał przy tym pewne zalety, które przysporzyły mu kilkoro fanów. Miał charakterystyczną renesansowo-średniowieczną estetykę. Miał czytelne odniesienia do rzeczywistości (geograficzne i historyczne). Na dodatek miał szeroką konwencję - łączącą groteskę z heroizmem.
AoS może i nie jest złym pomysłem. Zresztą firma taka jak GW pewnie wie co robi, i na pewno solidnie przebadali rynek. Mi to przypomina klimaty Flash Gordona, albo He-Mana. A więc efekciarski miks fantasy i kosmosu, w klimacie lat 80-tych. Pewnie, że jest to kiczowate, ale fantasy przeważnie jest kiczowata (w takim sensie, że bazuje na prostych skojarzeniach i przerysowaniach).
Jeśli chodzi o zasady - na pierwszy rzut oka nie wyglądają ciekawie. Na drugi rzut oka - pooglądałem filmy z testowych gier - i nadal nie wyglądało to ciekawie. To znaczy zwykle walki kończyły się wielką kotłowaniną na środku stołu, gdzie dwie kupy ludzi walczyły między sobą w jednej kupie. Ale... Z komentarzy wynika, że wyzwaniem taktycznym jest skuteczne rozdzielanie ataków w takim zwarciu. Ponadto specjalne zdolności jednostek robią różnicę. OK, nadal nie jestem przekonany, ale przyjmuję, że gra może być ciekawsza niż to wynika z lektury reguł.
Problem tylko w tym, że AoS nie ma z Warhammerem nic wspólnego. Zmieniono estetykę (na barokowo-starożytno-kosmiczną). Pozbawiono grę odniesień do rzeczywistości. Konwencja uległa zmianie (poszybowała w rejony uber-heroic). To nie jest uniwersum, które lubię. To jest inna gra, inna opowieść. I mało mnie ona interesuje.
Oczywiście, nie znam się na modelarstwie. A może to kwestia gustu... Ale nie rozumiem też zachwytów nad figurkami. Sigmarines wyglądają dla mnie jak armia klonów. Jednolity design, ograniczony zasób póz, a ta ich mimika... nudaaa.
Dla erpegowca AoS znaczy mniej więcej tyle, że nie może liczyć na pojawienie się kiedykolwiek kolejnej edycji ulubionej gry, ani dodatku o elfach, ani o tych kilku kontynentach, które przez dziesięciolecia istnienia gry nie zostały nigdy dokładniej opisane.
Na szczęście Stary Świat to wyrobiona marka i nie zniknie, przynajmniej jeszcze przez chwilę. Pogramy w Total War, pogramy w karcianego Questa. A zamiast w Mordheim pogram w Frostgrave. Jakoś przeżyję ten koniec świata
