Ostatnie spotkanie było miodne niesłychanie. Zagrałem w:
-
Eufrat i Tygrys: muszę przyznać, że po półrocznej przerwie od pierwszej i – do poniedziałku – ostatniej rozgrywce w EiT, powrót wypadł bardzo, bardzo zachęcająco.
Gra wprawdzie zupełnie nie w moim stylu (móżdżenie, niezbyt imponująca oprawa graficzna, wysoki poziom abstrakcji i kosteczki zamiast figurek

) ale rozgrywka sprawiła mi dużą frajdę. Jakby jeszcze wszyscy nie rzucili się mnie tłuc („bo on już w to grał!!!”) to byłoby bardzo blisko ideału.
Acha – w kategorii najbardziej koszmarne tłumaczenie zasad ta gra jest w moim rankingu na szczycie szczytów. Czytałem instrukcję kilka razy przed wieczorem, a mimo to i tak udało mi się kilka rzeczy w tłumaczeniu przeoczyć (lub co gorsza przekręcić, za co przepraszam).
Gratulacje dla Tomka/Bartka/Arka

który rozłożył nas wszystkich w pięknym stylu.
Mam nadzieję na powtórkę w przyszłym tygodniu – ale zdecydowanie już bez tłumaczenia zasad (edrache i cannehal – bylibyście chętni? serka nie pytam, bo tego forum nie czyta).
-
Chang Cheng – bardzo dobra i sympatyczne gra, idealnie wpasowująca się w mój osobisty profil bardzo dobrej i sympatycznej gry (czytaj: ładna

, krótka

, z fajnymi gadżetami

i zaletami drugorzędnymi, takimi jak lekko-pół-średni poziom móżdżenia, ciekawa mechanika oraz pewien element niepewności i blefu wynikający z zagrywania zakrytych kart akcji). Pycha.
-
Ligretto – koszmar, koszmar, koszmar. Ale bardzo sympatyczny

(innymi słowy - dobre, ale nie moja działka; niemal zawsze wymiękam w grach symultanicznych – swego czasu flix mix śnił mi się po nocach i nie były to miłe sny)
-
Pentago – niby „tylko” zapgrejdowane kółko i krzyżyk – ale za to jak cudownie zapgrejdowane! Generalnie nie przepadam za grami abstrakcyjnymi, bo są całkowicie pozbawione mojej ukochanej fabułki, historii, która ubarwia chwile spędzone nad planszą, ale Pentago ma w sobie coś naprawdę wciągającego. Prawdopodobnie owo „coś” to niesłychana prostota zasad (które tłumaczy się w góra 15 sekund – i to jeśli ktoś mówi baaaaaardzo, baaaaardzo wolno) i krótki czas rozgrywki, sprawiający, że niemal po każdej grze pada zwyczajowe: „To co? Może jeszcze raz?”. Idealna pozycja na nasze planszówkowe spotkania, kiedy często dwie osoby czekają na zakończenie partii przy innych stołach, a nie wiedząc kiedy to nastąpi, nie chcą zaczynać czegoś, co zajęłoby więcej niż 5 minut. (pjaj: oczywiście wyzwanie przyjęte

)
Podsumowując: kiedy wreszcie będzie następny poniedziałek?!
p.s.
Czy ktoś ma telefon do Brety i innych osób, które raczej nie zaglądają na nasze forum i mogą nie wiedzieć o przeniesieniu terminu i miejsca naszych spotkań? Dobrze byłoby je poinformować. Ze swojej strony podrukowałem trochę mini-ulotek z mapką dla zbłąkanych planszówkowiczów, które przekazałem Lotharowi do obu Bardów (ale i tak można by podzwonić do nieforumowych znajomych, którzy odwiedzali nas dotąd w czwartki, a nie pojawiają sie w poniedziałki).