W lutym dalszy ciąg styczniowego maratonu: 79 rozgrywek w 36 tytułów, w tym sporo nowości, przynajmniej dla mnie.
NOWOŚCI:
Brzdęk (4) - nie lubię deckbuilderów, nie przepadam za smokami i łażeniem po lochach, ale dawno się tak dobrze nie bawiłem przy planszówce. Rewelacyjny tytuł, trzymający w napięciu, są drewniane kosteczki dla takiego eurosucharzysty jak ja - lekkie to, ale jakie przyjemne. Jak tylko pokaże się na sklepowych półkach, wyląduje też na mojej.
Aeon's End (5) - nie jest źle, choć partie mniejosobowe są jednak ciekawsze, szybciej mieli się talia i ogólnie więcej się dzieje. Wpieniłem się erratą dodaną do Pożeracza gdzieś na stronie Portalu - oczywiście zagraliśmy superhard mode i zabrakło nam jednej karty do zwycięstwa, które zostałoby osiągnięte, gdyby... ech kocham to wydawnictwo. Część współgraczy, których bym o to nie posądzał, klimatu nie poczuła i zaliczyła klasyczny mech. Dla mnie spoko, bez szału i raczej do odpuszczenia. Na pewno w żadne Legacy bawić się w tym przypadku nie będę.
Altiplano (4) - zmienny układ kafli akcji jest fajnym pomysłem, choć różnicuje rozgrywkę co najwyżej przez kilka pierwszych tur. Sam tytuł oparty na bag buildingu z planowaniem skrzyni przypadł mi do gustu, ale jednak wolę starszą siostrę Orlean. Alpaka pierwszego gracza rządzi

Mam też wrażenie, że startowe płytki bywają lepszo-gorsze i jednak ukierunkowują rozgrywkę. Trochę szkoda.
Hero Realms (4) - czy mówiłem, że nie lubię karcianek i deckbuildingu? Moja najdroższa dała mi łupnia we wszystkie partie. Gra całkiem fajna, doceniam, ale zdecydowanie nie dla mnie.
Górą i Dołem (2) - pierwsza partia pokonała losowością moją współgraczkę, która wstała od stołu (co jej się rzadko zdarza) i pozwoliła dokończyć mi partię solo

Na wszystkich wyprawach dostawałem wspaniałości, a ona głównie wciry. Znalazłem drugiego frajera, żeby znaleźć w tej grze drugie dno, ale niestety tam jest tylko dno. Chciałem Near and Far i mocno się zastanawiam, czy ma to sens.
Szarlatani z Pasikurowic (1) - jedna partia, która powiedziała o tym tytule niemal wszystko. Do radosnego pogrania z dzieciakami, które nie będą oszukiwać i wściekać się na zły los (są takie?). Jeśli miałbym dla głuptawki usiąść z dorosłymi, to chyba jednak wybrałbym inny tytuł.
Pulsar 2849 (2) - bardzo długo odrzucała mnie grafika i wykonanie. Zagrałem i już mam swój Mathandlowy egzemplarz. Bardzo udany tytuł Suchego z masą kombinowania i ukochanymi kostkami. Przekonał do siebie nawet nieprzekonywalnych, a to już sukces. Jest trochę tłumaczenia, ale warto poświęcić czas.
Paperback (4) - dwa razy z najdroższą niezły wycisk dostałem. Aaa deckbuilder i karty... Super. Usiadłem jeszcze do dwóch partii solo. Boże jaki jestem w to cienki i jak mnie takie gry odpychają, nawet jeśli pragnę je poznać. Dziękuję, pogram w Scrabble.
Ubongo 3D (2) - w lutym tylko dwie rozgrywki, w tym jedna z uroczo bezradnym mat_eyo

W domu zachwyciła 9-latka i w marcu jest najchętniej wyciąganym tytułem. Zwłaszcza jak rodzice grają na trudniejszych poziomach i można im sprawić lanie.
Dead Men Tell No Tales (3) - podrasowany Ognisty Podmuch, są piraci, są emocje, jest przygoda, fura w miarę ogarnialnej losowości i tylko po co są współgracze? Widać mniej więcej od razu co należy robić, jest trochę gadki nad stołem, ale gracz alfa się uruchamia dość łatwo. Sympatyczny tytuł do pogrania ze samym sobą, bo tematycznie z dzieciakami raczej nie usiądę i wybiorę gaszenie pożarów, a z dorosłymi szkoda na dłuższą metę czasu.
My Little Scythe (4) - fajna wciągająca gra dla dzieci, bajecznie wykonana, choć spodziewałem się trudniejszej rozgrywki, a tu rach-ciach i pozamiatane. Trochę to jednak dziwne. Nie do końca podobało mi się, że całkowita losowość w dochodzeniu nowych surowców często decydowała o tej jednej turze, która pozwalała szczęśliwcowi zakończyć grę przed innymi. Ale dzieci tego nie widzą i bawią się świetnie. Wolałbym pewnie wydłużyć systemowo rozgrywkę, aby trzeba było zebrać jeszcze jedno osiągnięcie.
Patchwork Express (2) - bardzo udana przeróbka dorosłego Patchworka na potrzeby dzieciaków. Choć po kilku partiach już w marcu mój 6-latek przesiadł się na wersję dorosłą, bo tamta była za prosta. Ale bawi i daje niezmiennie do myślenia, a przy okazji dzieciaki poćwiczą dodawanie.
Chatka z piernika (2) - fajna kafelkowa gierka, w której przeszkadzają tylko losowo dochodzące nowe kafle stworów - potrafią bardzo przypasować, albo być całkiem od czapy. Wolę Park Niedźwiedzi z wszystkimi kafelkami dostępnymi od początku. Tytuł na pewno warty zagrania. Całkiem sympatyczna łamigłówka, ale na półce zabraknie dla niej miejsca.
Escape Tale: The Awakening - przerobiona na jedno posiedzenie. Historia wciągająca, ale zagadki raczej z tych prostszych i nie wysilających zbytnio mózgownicy. Łażenie do lokacji na kartach trochę od czapy, bo grafiki nie są aż tak dokładne, żeby przeczuć, czy jest tam coś ciekawego, ale całość była miło spędzonym wieczorem, który pewnie powtórzę przy kolejnej odsłonie.
Koncept Kids: Animals - wielkie wow wśród dzieciaków, ale w ciągu dwóch dni przeszły całą talię zwierzaków i... trochę po grze. Szkoda. Szkoda też, że talia trudniejszych zwierzaków nie jest opisana, tzn. podpisana, bo ciężko wskazać zwierzaka, który nie wiadomo czym jest. Różnicowanie czterech gatunków małp też wydało mi się dziwne bo o ile orangutana można jeszcze poratować kolorem, to czerwonej dupy pawiana nijak nie idzie oznaczyć. Fajne, ale na krótką metę.
Kto to zrobił? (4) - temat dla młodych chłopców cudowny i chyba z tego powodu często chcieli do tego tytułu wracać. Mechanika już taka sobie, bo to jednak po prostu pamięciówka, ale śmiechu trochę jest i wysilić komórki trzeba. Fajne grafiki i zawsze można kogoś obrzucić znacznikiem łajna
Magic Maze (2) - spróbowałem we dwoje, spróbowałem we czworo i nie jest to coś, co chciałbym powtarzać. Trzeba mieć do tej gry odpowiednią ekipę wyluzowanych młodzieniaszków, a nie tych tetryków, co ja.
Eliksir mnożenia (2) - "czy to gra, czy kara tato?" Tia, właściwie starano się przemycić tu grę i naukę, ale konia z rzędem, kto zachęci dzieciaka do większej ilości partii. Za mało funu z tego liczenia.
Zaginiona ekspedycja (3) - naprawdę sympatyczna gierka zarówno w wersji solo, jak i konfrontacyjnej. Jest losowa, ale w ten miły sposób, który nie przeszkadza. Chętnie bym do niej wracał, gdybym miał swój egzemplarz
DinoGenics (1) - pięknie wykonana, ciekawa gra o parkach dinozaurów cierpiąca na problem śnieżnej kuli. Piąty gracz miał pozamiatane w momencie ustalenia kolejności. Trochę szkoda zmarnowanego potencjału, ale zagrać od czasu do czasu mogę.
Vanuatu (prawie 1) - wredne to strasznie, słabo czytelna nowa wersja wymagająca sięgania do instrukcji, albo przełykania goryczy pomylonych ruchów. Poza tym ciekawy tytuł, który z chęcią dograłbym do końca, ale nie wyszło. Do pogrania poza domem, jeśli nie chcecie spać na balkonie.
Divinare (1) - sympatyczny przerywnik op cięższych tytułach, wymagający słoniowej pamięci i główkowania, a że słabo główkowałem i grałem z wyjadaczami to było pozamiatane. Temat pretensjonalny, wykonanie na wyrost, ale od czasu do czasu czemu nie?
Gizmos (1) - szybkie, względnie łatwe rzeźbienie silniczka (14 lat na pudełku mocno na wyrost) i właściwie tyle. Patent na kółka na kulki, żeby nie latały po stole prosty i super działający. Taki Splendor na okrągło. Niezmiernie wciąga i natychmiast żąda kolejnej partii. Nie wiem, czy oprę się pokusie zakupu. Liczę na Portal na BF
Lords of Hellas (1) - czteroosobowa rozgrywka; nie chciałem do tego siadać, bo niezmiernie lubię gry area control, a wykonanie powoduje, że na półce nie wyląduje. Niestety to bardzo dobry tytuł, za którym pewnie po cichu potęsknię i poczekam aż mi przejdzie. Sporo walki, sporo kombinowania i podchodów, w naszej partii niemal olane potwory, ale dużo się działo i czuć było epickość. Ale grać w retailową wersję sobie nie wyobrażam.
Montana (3) - płaskie, płytkie, zero emocji, zagrać i zapomnieć. Sam się dziwię, że to były aż trzy partie.
Detektyw (2) - kolejny tytuł, który bardzo mocno uzależniony jest od grupy. Jak się wciągniecie, to będzie fun. Ale mi ciężko grać z nosem w laptopie, bo niestety fizyczne elementy, zwłaszcza plansza i drewniane znaczniki są tylko po to, żeby nie odczuwać za bardzo cyfryzacji tego tytułu. Zagrałem dwie sprawy. Pierwsza jeszcze jako tako. Druga prowadziła trochę po sznurku i czułem więcej znużenia, niż zabawy. Drażni pół nieodkrytej talii na koniec sprawy, a wybory są czasem na chybił trafił. Może to i ciekawe doświadczenie, ale powtarzać go nie chcę.
Villages of Valeria (1) - do zapomnienia. Przerabiać surowce wolę w ciekawszych tytułach.
Kości obfitości (3) - całkiem udana skreślanka, do zagrania parę razy. Wciąż wolę Ganz Schon Clever i Winnicę, ale tytuł na plus.
Rozpisałem się trochę za bardzo. Najlepszym tytułem z nowopoznanych w lutym mianuję
Brzdęk! ex aequo z
Pulsarem 2849.