Jako, że styczeń był wyjątkowo udanym miesiącem pod względem liczby rozgrywek, to również podzielę się przemyśleniami na temat gier, w które udało mi się zagrać. W nawiasie podaję liczbę partii w styczniu i liczbę graczy.
Gra Miesiąca:
ANKH: Gods of Egypt (3; 2x2p, 1x4p) – pierwsza okazja do zagrania pojawiła się jeszcze w grudniu (w gronie czterosobowym). Będąc dużym fanem tego typu gier Langa (Rising Sun jest jedyną dziesiątką w mojej kolekcji, Blood Rage i Godfather też są w ścisłej topce), wiedziałem, że bez względu na pierwsze wrażenia i tak uzupełnię moją kolekcję tym tytułem, jak tylko zostanie wydany przez Portal. Rozgrywka spodobała mi się jednak tak bardzo, że przy braku konkretnego terminu premiery i głosach, że gra sprawdzi się również w wariancie dwuosobowym, postanowiłem nie czekać i zakupić egzemplarz znaleziony na forum. Po dwóch dwuosobowych partiach w styczniu i jednej w lutym mogę zdecydowanie potwierdzić, że gra w tym składzie działa rewelacyjnie. Ankh prawdopodobnie nie wyprzedzi RS w moim rankingu, ma swoje mankamenty (kupowanie punktów, serio?), ma wiele mocnych stron (kombinowanie z kolejnością akcji; świetne wydarzenie dzielenia mapy, dające ogrom możliwości taktycznych; walka przy użyciu takich samych, jawnych kart – choć tutaj emocjonujący system walki z RS pozostaje dla mnie niedoścignionym wzorem), ale może uplasować się tuż za nim, wyprzedzajac BR.
Co do kontrowersyjnej kwestii łączenia bogów, potrzebuję więcej partii, żeby wyrobić sobie opinię. Połączony bóg wydaje się bardzo mocny, ale po tych dwóch partiach w cztery osoby trudno powiedzieć coś więcej.
Pozostale gry:
Pax Pamir (2; 1x1p, 1x2p) – w styczniu zdążyłem zagrać dwa razy, przy czym raz solo, żeby ogarnąć zasady, ale chyba już mogę stwierdzić, że nic nie odbierze tej grze tytułu Gry Miesiąca w lutym, w którym do tej pory zagrałem 7 partii (3x2p, 4x4p). Rzadko mam ochotę na ciągłe granie w tę samą grę, nawet jeśli jest to nowość w kolekcji, a tymczasem w Paxa grałbym po prostu codziennie. Pomaga w tym fakt, że grę błyskawicznie się rozkłada, a nawet 4-osobową partię można zamknąć w niewiele ponad godzinę (grając nieuważnie da się i w kilkanaście minut). Sam nie wiem w którym składzie ta gra jest najlepsza. W rozgrywce dwuosobowej mamy więcej kontroli, bo rynek i sytuacja na planszy zmienia się mniej dynamicznie. W cztery osoby, zwłaszcza w późniejszych etapach gry, trudno jest już cokolwiek planować i trzeba skupić się na znalezieniu najlepszego zagrania na dany moment. Zmieniający się rynek i nasze karty na ręce czasem sprawiają, że wymyślenie czegoś sensownego zajmuje trochę czasu, ale z reguły tury idą bardzo sprawnie. Generalnie wszystkie zarzuty wobec rozgrywki w więcej osób się sprawdzają, tylko, że... w mojej opinii to wcale nie muszą być mankamenty. Czasem jest trochę chaotycznie, ale to sprawia, że partie są emocjonujące do ostatniej chwili, a satysfakcja z szukania optymalnego ruchu jest olbrzymia bez względu na to, kto ostatecznie okaże się zwycięzcą. I choć od współgraczy padły znane z forum komentarze, że gra mogłaby kosztować połowę mniej, to ja – biorąc pod uwagę świetny gameplay, oryginalne wykonanie, wyróżniające tę grę od innych i łatwość, z jaką wyciąga się ją na stół – nie żałuję ani jednej wydanej na nią złotówki.
Kanban EV (1x4p) – Kanban na stół po raz pierwszy trafił w grudniu, ale wtedy zagraliśmy tylko kilka rozgrywek dwuosobowych. W styczniu wreszcie udało się zagrać w komplecie. Mimo, że gra w okrojonym składzie nie traci dużo, to jednak w maksymalnym staje się jeszcze ciekawsza – blokowanie pól i podbieranie elementów przez innych graczy sprawia, że automatyczna realizacja wcześniej założonego planu jest znacznie trudniejsza. Gra wszystkim bardzo się spodobała, choć w tym wypadku muszę się zgodzić, że mimo cudownego wykonania i bardzo eleganckiej mechaniki, to 500 zł za tego typu grę to trochę za dużo.
Chaos in the Old World (1x4p) – wreszcie udało się zagrać w tego klasyka od Langa! Już podczas czytania instrukcji, przygotowując się do rozgrywki, gra wydawała się niezwykle podobna mechanicznie do Pana Lodowego Ogrodu (który mimo tylko kilku zagranych partii, pozostawił po sobie bardzo dobre wrażenie). Również rozgrywka nie pozostawiała wątpliwości, że PLO był grą wzorowaną na Chaosie – feeling z gry bardzo przypominał mi ten z PLO (może poza losowością w walce). Pierwsza partia zdecyodwanie na plus, czekam na więcej!
Watergate (2x2p) – szybka, dynamiczna, emocjonująca do ostatniego zagrania. Być może o zwycięstwie czasem zadecyduje szczęście (pojawienie się odpowiedniej karty na ręce czy wylosowanie odpowiedniego żetonu z woreczka), to jednak w tak krótkiej grze nie jest to dla mnie przeszkodą.
Cywilizacja: Nowy Początek (1x4p) – gra od zeszłgo roku lekko się kurzyla, bo trzy- i dwuosobowe partie rozegrane wcześniej nie zachwyciły. W styczniu udało się sprawdzić ją w komplecie i rozgrywka była już znacznie ciekawsza. Do tego stopnia, że nieśmiało spojrzałem w kierunku wychodzącego właśnie dodatku, który ponoć znacząco ją podrasowuje/naprawia. Mimo wszystko, nie wydaje mi się jednak, by warto było w nią inwestować, bo nie widzę potencjału na częste granie.
Blood Rage (1x4p) – powrót do dobrze ogranego klasyka na zakończenie długiego wieczoru z planszówkami. Jak zwykle, bardzo satysfakcjonująca rozgrywka - do tej gry będziemy wracać jeszcze wiele razy.
Teotihuacan (1x2p) – ulubiona gra mojej dziewczyny, pewnie dlatego, ze choćbym nie wiem co robil, nie jestem w stanie z nią wygrać. Jeden z moich ulubionych eurasów (ustępuje może tylko Brassowi), w którym mimo wielu rozegranych partii, nadal widzę nowe drogi do zdobywania punktów. No i to wykonanie, które tworzy całkiem dobry, jak na tego typu grę, klimat. Poważnie myślę nad którymś z dodatków, może w ten sposób uda mi się przerwać passę dziewczyny.
Tzolk’in (1x2p) – grę dostałem na święta, w styczniu zagraliśmy raz, ale dwie kolejne partie wpadły w lutym, w tym raz w czteroosobowym gronie. Podobnie jak w przypadku Kanbana, tutaj również pełen skład powoduje, że gra staje się ciekawsza i mniej przewidywalna (w wariancie dwusobowym w zasadzie z góry wiemy, które pola będą przyblokowane), ale i na dwie osoby jest bardzo dobra (choć tutaj Teotihuacan wydaje mi się działa jeszcze lepiej, bo preferuję dwu- czy trzyosobową rozgrywkę nad pełnym składem). Tzolk’in ustępuje Teo wykonaniem (choć stosunek ceny do jakości jest na tym samym, ultrawysokim poziomie, bo gra jest jeszcze tańsza). Po trzech partiach bardzo pozytywne wrażenia, wiele ciekawych decyzji i dróg do zwycięstwa.
Cyklady (1x4p) – jedna z najstarszych gier w kolekcji, która ostatnio wraca głównie podczas wieczorów w rodzinnym domu, gdyż jest to jedyna bardziej skomplikowana gra, na którą jestem w stanie namówić rodziców. Tym razem graliśmy bez tytanów, ale – prawdę mówiąc – nie robi mi już to różnicy. Równie chętnie zagram zarówno z dodatkiem, jak i bez. Jak zwykle warunek końcowy sprawia, że gra trzyma w napięciu do ostatniego ruchu.
Sagrada (1x2p) – dziewczyna chciała zagrać, niech ma. Muszę ją czasem docenić, że gra z nami w te wszystkie gry, więc czasem zdarzy się, że to ona wybierze tytuł.
Wiem Lepiej, Koncept (1x5p) – partie rozegrane w noc sylwestrową. Wiem Lepiej to zdecydowanie moja ulubiona gra wiedzowa (pytania o różnym stopniu trudności w wielu kategoriach, które fajnie możemy sobie szeregować w zależności od liczby punktów, jakie chcemy za nie uzyskać). Koncept po wielu głębszych także dał radę.
![Razz :P](./images/smilies/icon_razz.gif)