Wczoraj było grubo. Najpierw GoT na 6, potem Gears of War.
W GoT przypadł mi Martell, wygrałem w 7 turze zdobywając 7 zamków. Tyrella wybiłem do nogi. Mówiłem, że da się skończyć GoTa na graniu 17.30-22.
Głównymi winowajcami byli:
- Tyrell, bo zaczął. No a myśmy skończyli.
![Wink ;)](./images/smilies/icon_wink.gif)
- Baratheon, bo nie wykorzystał mojej słabości gdy Tyrell górował. Mogli mnie usunąć z planszy, ale tego nie zrobili, więc potem za to zapłacili.
- Baratheon, bo nie wykorzystał słabości Tyrella, gdy ja górowałem. Znów Jelenie nie przyłączyli się do bicia słabszego, dzięki czemu cała scheda po Tyrellu przypadła mi.
- Stark, bo nie wykorzystał konfliktu Greyjoy - Lannister i grał bardzo pasywnie, stoczył w trakcie gry 2-3 walki?
Ciekawą była regionalizacja konfliktów. Grey i Lannister bili się przez 6 tur, dopiero w ostatniej sobie odpuścili. Generalnie nic nie zdziałali, a ich konflikt toczył się tylko na ich ziemiach, i nikt w niego nie ingerował.
Podobnie wyglądała moja walka z Tyrellem, znów nikt nie ingerował - Lannister był zajęty Greyem, a Baratheon grał pasywnie, tak jakby nie widział, że jego sąsiedzi toczą wyniszczajace walki i może zaatakować właściwie każdego z nich bezkarnie (Lannistera, Tyrella, Martella). Stark miał święty spokój i grał zupełnie pasywnie, nie stwarzał zagrożenia ani Greyowi, ani Baratheonowi. Dopiero w 6-7 turze zaczął ataki, ale te zostały odparte, bo nie miały adekwatnego poparcia floty.
Miałem bardzo emocjonującą partię, byłem blisko zupełnego upadku, ostatecznie triumfując.
Potem zagraliśmy w Gears of War. Nie było czasu by skończyć, ale gierka ciekawa. Tyle że na 4 osoby za długo się czeka na swój ruch. Myślę, ze na 2-3 było by znacznie lepiej.