Już już spokojnie...
To była moja pierwsza gra w U-boota i dostałem rolę kapitana. Antoine był nawigatorem, Odi grupą techniczną i ramieniem doradczym, natomiast nowy kolega (Marcin?) był pierwszym oficerem. Byłem sceptycznie nastawiony ale na koniec dnia byłem zadowolony, ale do szczegółów.
Gra zaczynała się spokojnie, chociaż nie jestem specem z zakresu
łodzi okrętów podwodnych i byłem trochę zagubiony. Miałem wydawać rozkazy a sam nie wiedziałem co się dzieje. Więc zacząłem o prostych rzeczy: co trzeba krok po kroku by skutecznie zatopić statek, kogo mamy na pokładzie i za co jest odpowiedzialny, jak działa hydrofon i dlaczego mam pociski parowe a nie kierowane GPSem? Brakowało mi współczesnego interfejsu zarządzania jednostką tego typu... stan amunicja sam rozrysowałem
No dobra, pierwszy rozkaz od dowództwa, przygotowanie na cel i co? Pełna na przód! Pierwsze przechwycenie i zatopienie traktowałem jako tutorial bo nie wiedziałem jaki efekt to przyniesie. Poszło dość gładko. Dopiero później na znaczeniu nabrały kolejne wachty, organizacja czasu, w pewien sposób mikro zarządzanie całą 'planszą'. - W między czasie bosman wyszorował kibel i poszedł potem do kuchni robić żarcie... A tak jakoś wyszło xD
Początek był dość spokojny i uporządkowany. Dopiero później pojawiło się wyzwanie i prawdziwe polowanie. Trzeba było przechwycić konwój i zniszczyć jak najwięcej. Antoine uczył się kunsztu chociaż jego chwila jeszcze miała nastać. Po obraniu kursu i rajdzie na cel okazało się, że pojawił się nowy, który praktycznie minęliśmy - raczej na pewno to nie był nasz pierwotny cel ale co tam. Pełny zwrot i zaczęło się polowanie podczas burzy. Nawigator wraz z Oficerem dobrze wykonali swoją pracę i udało nam się dobrze podejść do celu. Było kombinowania ponieważ cel zmieniał kurs a trzeba było go jeszcze przegonić by mieć pole do manewru - "Antoine proszę kurs przechwytujący!". Było sporo emocji gdyż sama walka zwykle toczyła się w czasie rzeczywistym "Zanurzamy się?" "Nie, jeszcze nie, chce ich lepiej widzieć". Po zanurzeniu i alercie widać było zaniepokojenie gdy mówiłem "zmniejsz odległość o kolejne 200m". Wtedy to akurat mieliśmy sprzyjające warunki pogodowe i mieliśmy większy margines błędu. Odi tez był zaniepokojony "Muad trzeba strzelać.." - "Spokojnie" - gryzłem rurkę z nadzieniem. Koniec końców akcja zakończyła się wzorowo pomimo ochrony konwoju. Dzięki zatrzymaniu maszynerii załoga mogła wypić piwko i zjeść czekoladę na głębokości podczas gdy na powierzchni były zrzucane na nas miny
Nie wykrył nas i po paru godzinach (w apce) pływał już na oślep, więc mogliśmy spokojnie się oddalić.
Ostatnie zadanie jakie udało nam się wykonać było związane z udzieleniem pomocy innemu u-bootowi i tutaj ścigał nas czas - aczkolwiek tylko raz przez całą grę zatrzymaliśmy się (na piwo i czekoladę). I tutaj Antek nam odwalił super robotę. Dał radę wyliczyć praktycznie co do minut gdzie i kiedy będzie randez-vous. Nie było opcji żebyśmy się zgubili
Po paru rutynowych naprawach dotarliśmy do drugiego u-boota z pomocą i cała załoga mogła wyjść na przysłowiową fajkę:
Na pewno trzeba powiedzieć, że gra jest świetna symulacją jeżeli chodzi o decyzje podczas akcji - alertu czy walki. Jest napięcie, każdy ma swoje zadanie do wykonania i trzeba zebrać jak najwięcej informacji. Gra jest przejrzysta i graficznie nie ma co się przyczepić, no może kilka elementów był zmienił. Wykonanie zadowalające. Każdy był zadowolony ze swojej roli.. oprócz mechanika.. gdyż ten generalnie ma najsłabszą część całej gry w garści. Dobrze, że Odi go miał
Właśnie co jest nie tak z u-bootem? Za dużo zbędnych elementów i zbytniego przekombinowania mikro zarządzeniem elementów. Gra się skupia na przygotowaniu, akcji i relacji załogi. Do szczęścia nie trzeba nam multum statusów i wyliczania czy ten konkretny marynarz jak przejdzie na to pole, to czy później będzie mógł zrobić to, a może po prostu zatrzymajmy statek i zaczekajmy dzień aż wszyscy się wyśpią, najedzą i napiją.. Np. Antoine był pochłonięty swoim zadaniem i dobrze się bawił, dlatego to ja przesuwałem jego figurki bo praktycznie mógł zapomnieć, który jest jego kolor.. Element kuchni i specjalnych kart mechanika.. nie pamiętam w ogóle. W pip potłuczonych kończyn i schorzeń na marynarzach z dużo ilością ikonek - a podobno graliśmy na zasadach hybrydowych, nie hardcorowych.
Na pewno fajne były wydarzenia z kart - które budowały dodatkowy klimat. Z tym że za mało ich i szkoda, że nie mogą budować większych relacji (smaczków) w samej załodze tak by to była też po części gra 'z przygodą' i 'historią' a nie techniczne polowanie na statki - można na kompie sobie pograć. Dobrym pomysłem byłoby jak zauważył nowy gracz, by gracza-mechanika zamienić na strice bosmana, który głównie zajmowałby się zarządzaniem załogą, tak by była w stanie sprostać zadaniu, a reszcie dać max po 2 może. Bo pozostali na prawdę mają co robić i są to zadania dające dużo satysfakcji.
Chętnie zagram jeszcze raz, w dłuższy scenariusz ale z tą samą rolą. Nie jestem przekonany czy można w tą grę dłużej grać, gdyż nie ma tutaj elementu rozwoju, zmiany setupu (no dobra apka dużo robi ale nadal, gra jest taka sama). Nie ma też za wiele do eksploatowania a ćwiczenie nawyków i strategii by grać lepiej i uzyskać lepszy wynik to już może jakby był turniej na 4 stoły i kto lepiej rozegra ten sam scenariusz - a tak to nie ma sensu jak dla mnie, nic nie wnosi. Dla przykładu mam inną grę o okręcie podwodnym - Nemo's War, która jest grą kompletnie inną, jednak jest napędzana fabułą, która się zmienia i można ją na wiele sposobów zmieniać i decyzji przy tym sporo jest.
Podsumowanie: spoko symulacja i fajnie spędzony czas. Połowę elementów bym wywalił lub uprościł. Mechanika zamienił na Bosmana od załogi. Więcej wydarzeń dających flow i klimacik. Zagram jeszcze max 1-2 razy.
Czekam na reckę Odi