GRY-PLANSZOWE.pl

Nie ma ani śladu dobrej przesłanki, żeby udać się akurat w to miejsce. Dlaczego do archiwum akt o urodzeniach, małżeństwach i zgonach? Kiedy zna się klucz do rozwiązania, mianowicie istnienie brata bliźniaka, pójście tam jest uzasadnione już po informacjach wstępnych, wręcz bez kroku pierwszego, bez wizyty w Betlejem, ale przyjęcie hipotezy bliźniaka na podstawie samych informacji wstępnych, bez dodatkowych przesłanek? Niezwykle śmiała hipoteza, naciągana wręcz.

Czy po sytuacji wstępnej i jakimś "niewyczarowanym" kroku pierwszym można sobie wyobrazić bardziej prawdopodobne wyjaśnienie - innego rodzaju? Oczywiście, co najmniej dwa:

1) sam wstęp: Goldfire zachowuje się nietypowo, używa imienia i poprawnego nazwiska Watsona, bo jest w krytycznej sytuacji i szuka wsparcia, a imię i nazwisko Watsona, jak sam zauważył, są publicznie szeroko znane, jako asystenta-biografa Sherlocka. Specjalnie się ich wyuczył przed przyjściem do Sherlocka, żeby skorzystać ze "znajomości". Podobnie z gazetowych zdjęć "przypomniał" sobie twarz Watsona, żeby się przywitać z właściwą osobą.

2) wstęp oraz rozmowa z którymś z dwóch lekarzy poza Betlejem lub (szczególnie) wizyta na wykładzie zapowiedzianym w gazecie: ktoś się podszywa pod Goldfire'a. Czemu Watson nie rozpoznał? Bo wizytówka sugerowała tożsamość, od ukończenia studiów upłynęło sporo lat, Watson dawno temu w zasadzie go nie znał, tylko z widzenia, nie rozmawiał z nim, od tamtego czasu się z nim nie stykał, wystarczyło ogólne podobieństwo sylwetki i charakteryzacja. Być może mówienie wysokim głosem to element tego oszustwa.

Oba wyjaśnienia rozważaliśmy do momentu natknięcia się na informację, która sugerowała inne niż te dwa.