Musiałem się zastanowić czy nie przysiąść się do indonezji...a el ostatecznie jestem zadowolony z decyzji, świeżo odebrana Hansa Teutonica którą chciałem od razu przetestować w boju przeważyła (a Indonezja zabrała z tego co widziałem zgodnie z moją intuicją całe spotkanie).
Skupiłem się na podejściu bardziej ilościowym, choć na jakość nie narzekam.
Na początek
Chinatown, całkiem fajna gra negocjacyjna irytuje mnie tylko losowanie dzielnic. Może to kwestia groupthinku, ale o ile skompletowanie zestawu przemysłu szło względnie łatwo o tyle uzbieranie paru wolnych pól koło siebie graniczyło z cudem i losowość przy otrzymywaniu nowych terenów była dla mnie frustrująca... nawet nie to że ktoś dostaje więcej punktów - można od niego wtedy więcej wyciągnąć w negocjacjach jako "podatek od losu"... albo przegrać... chodzi mi bardziej o to że działka na odludziu odcięta istniejącym ukończonym zakładem nie daje nic nikomu (no ok, 10k/turę za dowolny kafel... ale to nie jest coś sensownego) - przy słabym losowaniu nie dość ze jesteś w plecy ekonomicznie to jeszcze nie ponegocjujesz - takiego chłamu nikt nie potrzebuje.
Drugie miejsce w oparciu o odsprzedawanie zakładów i działek po cenie zbliżonej do 1/2 wartości, fajnie że nie mając na planszy dużych zakładów też da się sensownie grać (skończyłem z 2 pełnymi zakładami 4 i jedną 3 i wynikiem w okolicach walki o zwycięstwo)
Następnie
Strozzi. Uważam ją za mniej głupią wersję Medici. Licytacje w Medici z permamentnym przebijaniem o 1 zupełnie mi się nie podobały, aż ciężko powiedzieć czy złamanie symetrii w Medici jest na plus czy na minus, bo niby sprawia że licytacje mogą być ciekawsze, ale często ktoś musi wyskoczyć z jakimś absurdalnie wysokim bidem żeby nie oddać innemu graczowi kafle zupełnie za darmo. W medici wyeliminowano ten problem eliminując licytację, co IMO wyszło grze na dobre. Decyzja chcesz czy nie chcesz to de fakto to samo co w Medici - tylko wypada kalkulacja ile pkt jest sens za to zapłacić, a rozważania gdzie dać dodatkowy surowiec a gdzie poprawić prędkość też są całkiem ok. Statki są tak zróżnicowane że losowość jest kosmiczna, wygrałem paroma pkt, bo akurat trafił mi się na koniec szybki statek jak zostałem sam (tak teraz myślę... na pewno nie jest jak w Medici że ostatni nie wybiera tylko losuje ostatnie statki?). Może jak się zna deck na pamięć da się bardziej kontrolować co się dzieje, ale jest tyle gier na które wolę poświęcić ten czas że nie widzę sensu. Zagram bez bulu, ale raczej w kategorii lekkie losowe - jakoś mnie doktor Reiner nie zauroczył.
Poznałem też
Złodzieja z bagdadu. Zupełnie nie mogłem się odnaleźć, wygląda jak festiwal kingmakingu polany sosem losowości i nawet nie takiej śmiesznej, tylko losowaniem kart służących do eurogry... ale zupełnie bez kontroli czegokolwiek. Zdezorientowany na turę przed końcem zdobyłem pierwszą skrzynkę (draco skończył jakoś błyskawicznie na moje standardy
![Razz :P](./images/smilies/icon_razz.gif)
) ale jakoś od momentu kiedy usłyszałem "nie wiem po co ja tu poszedłem" w odniesieniu do miejsca w które chętnie bym się udał miałem wrażenie że partia się dobrze nie skończy.
Udało mi się przeforsować
Hansę Teutonicę, w drugiej partii wiadomo już za co w ogóle są punkty (w pierwszej grze dowiedziałem się praktycznie po zakończeniu partii... niby było tłumaczone ale ciężko to wszystko ogarnąć) Próbowałem połączyć 2 czerwone miasta i prawie mi się udało (zabrakło 1 tury), jednak duża sieć kantorów, sporo pkt za zajęte miasta i dobicie do 20 na pkt dały w sumie niezły wynik nawet bez tej premii 7, łeb w łeb z draco, który miał zupełnie inny pomysł na grę i mocno się rozwijał. Różnica w pkt na tyle mała że bardziej decydowali inni gracze niż nasze strategie. Mam nadzieję że współgracze którzy dopiero poznali grę nie będą zniechęceni, IMO pierwsza gra jest mocno zapoznawcza - niby reguły nie są trudne, ale jest dużo różnych opcji i ciężko powiedzieć co się tak naprawdę opłaci. Odkryłem ciekawą rzecz której się nie spodziewałem, jeśli się chce połączyć 2 czerwone trzeba się na to naprawdę mocno nastawić - w ostatniej turze zostały mi w sumie 4 kostki (do użycia i w banku, wszystko wylądowało na planszy) nie sądziłem, że kostki mogą się tak szybko skończyć. Nie mogę się doczekać jak będą wyglądać partie kiedy wszyscy gracze będą doświadczeni.
I na zakończenie
Royal Palace, przyzwyczaiłem się do długich partii dwuosobowych i dostępnych w miarę łato kart, zapomniałem jak ten silnik działał co zaowocowało absurdalnym otwarciem "wszyscy na kasę" (powinno być jednak więcej na ruch i trochę na dostawianie), kolejny "świetny" pomysł z "jakoś przeżyję na 1 ruchu" również się nie sprawdził (ale uratowała mnie karta do ruchu, tylko pole od karty w odległości 3 ruchu od wejścia nie sprzyjają tej strategii), w końcówce zacząłem robić coś sensownego i nawet zużyłem zapasy gotówki, ale zdecydowanie za późno. Dobra eurogra. (tylko temat bez sensu, nawet Knizia by tak nie przykleił... rekrutowanie szlachty biegającej po parku O_o)