Neoptolemos pisze: ↑26 sie 2022, 11:35
3. Zarzut, który uważam za mocno przesadzony i najbardziej bym z nim polemizował - "jak stracę swoje duże miasto, to w zasadzie koniec gry". Tutaj jest kilka problemów - po pierwsze, budowanie jednego dużego miasta bez Fortecy i mocnej obsady to proszenie się o kłopoty. Jeśli zaś mamy Fortecę, duża armię i jeszcze jakieś karty na ręce, to atak na takie miasto jest dla przeciwnika bardzo nieopłacalny (a jak widzimy, że na nas naciera, to po prostu wkurzamy mieszkańców i nagle jego rajd w ogóle przestaje się opłacać). Po drugie - w ogóle strategia na 1 duże miasto + kilka osad jest bardzo zerojedynkowa i jest to podjęcie ryzyka, które trzeba wkalkulować. Po trzecie - jestem obecnie po 19 partiach i kilkukrotnie już widziałem, jak ktoś po takiej dużej stracie spokojnie wracał do gry. Najtrudniej jest w dwuosobowej partii, ale tu warto pamiętać, że gra może się po prostu skończyć w momencie zajęcia ostatniej osady jednego gracza i tyle, nie trzeba dogrywać wszystkich epok do końca. W większych składach frontalny atak na jednego gracza - jeśli nawet poskutkuje i zniszczymy mu całą armię oraz zajmiemy największe miasto - to w zasadzie pewny wjazd od zaplecza ze strony trzeciego/czwartego. Na mapie ZAWSZE trzeba być gotowym to walki na kilku frontach. A już zarzut, że na 3 osoby gra się najgorzej, bo zagraliście raz i jeden gracz w zasadzie odpadł po dużym wjeździe jest dla mnie absurdalny. W takim składzie grałem najwięcej i po prostu o ile nie mam opcji całkowitego zniszczenia jednego z przeciwników i skończenia gry przed czasem, to na pewno nie wjadę na niego aż tak na pełnej, bo wtedy wygra trzeci gracz. A jak się muszę bić na dwóch frontach, to trzeci gracz ma zawsze szansę na odbudowę. Zawsze.
Wiadomo, że CoC ma swoje problemy z losowością. Wasze zarzuty wobec kuli śnieżnej i bezsensowności rozgrywki po dużym wjeździe od przeciwnika są jednak moim zdaniem mocno niesłuszne i jeżeli faktycznie u Was ktoś wychodził w trakcie gry "bo nie miał szans", to jestem w szoku - akurat w CoC naprawdę odbudowa jest możliwa. A jak nie jest, bo agresor ciśnie przegrywającego gracza, to gra się kończy wraz z najbliższym podsumowaniem i tyle.
Dzięki, że zapoznałeś się z naszą opinią. Zawsze nas cieszy, jak ktoś nas ogląda i się z nami nie zgadza.

I skupię się na jednej z tych rzeczy.
U nas atak na główne miast następuje, gdy ktoś jest dobrze przygotowany - ma rozwinięte odpowiednie technologie, które pozwolą mu je zdobyć - darmowa stalowa broń, maszyny oblężnicze, która potrafią zniwelować działanie fortecy (z odpowiednim kosztem), trochę kart na ręku, max dopuszczalna i najlepiej zróżnicowana armia ze słoniami i liderem na czele, żeby niwelować niskie wyniki. To nie jest jakieś trudne do wykonania. Bardzo rzadko zdarza się, że ktoś idzie na żywioł i "jakoś to będzie". Bo wtedy to już całkowita losowość.

Najczęściej takie miasto udaje się podbić, chyba, że kości nie dopiszą. Po takiej walce zdarza się, że zostaje 1 jednostka. Po walce od razu rekrutuję jednostkę (lub więcej, jeśli mam możliwość uszczęśliwienia miasta, a można zrobić to tanio z technologią sztuki), bo mam na to mnóstwo złota, które otrzymałem. Decyzja czy to zrobię zależy czy przeciwnik ma blisko do mnie czy nie. Jeśli nie jest, to wzmacniam obronę w innym miejscu, gdzie może ktoś mi wjechać - mam na to mnóstwo zasobów, które właśnie dostałem. Ale najczęściej też jest tak, że jak przeciwnik ma jedno duże miasto, to reszta jest mniejsza i nie jest w stanie w jednej rundzie zrekrutować wystarczającej liczy wojsk (ograniczenia wielkości miasta i zasobów, które wydał aby zrekrutować obronę dużego miasta) aby mi zagrozić, plus ja mam już jego fortecę, a on nie ma zasobów na opłacenie maszyn oblężniczych. Zdobycie 4 czy 5 złota pozwala Ci, przy dobrym rozwoju cywilizacji, na zbudowanie nowej armii w jedną rundę. 4 jednostki to teoretycznie 8 zasobów. Ale jeśli masz pobór i higienę to już tylko 5 plus uśmieszek, który często gdzieś zalega. Często nie ma aż tak bezpośredniego zagrożenia od innych graczy, bo okazuje się, że są za daleko, albo po drodze mają góry czy lasy i jesteś w stanie do tego czasu odbudować armię w innym miejscu. I największe miasta najczęściej są budowane w startowym miejscu, czyli daleko od innych graczy. OK, możesz zbić szczęśliwe miasto do wkurzonego, ale jeśli gracz Cię nie zaatakuje, to już jesteś do tyłu na kolejne rundy bo musisz wydać sporo uśmieszków i akcję, aby je ponownie uszczęśliwić. Lub wynaleźć technologię, która zrobi to taniej, ale to kolejne akcje i kolejne zasoby.
Ja tu przekazuję doświadczenia z naszych gier i sytuacjach jakie obserwowałem, lub sam brałem udział. Nawet matematycznie wszystko mi mówi, że zdobycie dużego miasta i otrzymanie za nie zasobów jest ogromnych boostem - większe zbiory, szybsza rekrutacja wojsk, czy nawet większy zasięg na przejmowanie budynków akcją wpływu kulturowego.
Nasze "wyjścia z gry" to były przypadki beznadziejne. Jeden gracz w połowie gry został z 1 osadą w rogu i nie miał jak efektywnie produkować zasobów czy armii aby się odbić. Przeciwnik, który poprzejmował mu miasta kontrolował sytuację trzymając w okolicy kilka jednostek, tak na wszelki wypadek i atakował wszystko co wychodziło od biednego gracza. W tym czasie szykował najazd na innego przeciwnika. Nie opłacało mu się kończyć gry. Więc człowiek z 1 osadą stwierdził, że nie ma po co siedzieć, bo już nie gra w grę i się dobrze nie bawi.
W drugim przypadku wyjście było po utracie miasta i nieudanej próbie odbicia, tylko ze względu na kiepskie kostki - jednostki miał dobrze zróżnicowane. Gracz, który przejął mu miasto został z kilkoma jednostkami i zaczął sprzątać teren, zajmując kolejne miasta. Ponownie, dla jednego z graczy zabawa się skończyła. Inni w tym czasie nie zagrażali najeźdźcy, bo byli za daleko/uwikłani w konflikt z innymi graczami/mieli inne plany.
Wydaje mi się, że to o czym piszesz to duża kwestia ekipy z jaką się gra i stylu gry. Jeśli większość gra agresywnie, to rzeczywiście każdy pilnuje każdego. Ale ukształtowanie terenu (losowe) też ma ogromne znaczenie. W jednej z gier miałem bezpośrednie zagrożenie tylko od 1 gracza (z boku otoczony przez morze, a gracze nie mieli statków, ani perspektyw, aby je zbudować). Ten gracz musiał skupić się na obronie przed innym, a ja w tym czasie rozwinąłem się ile mogłem i zrobiłem czysty wjazd, że nie było co zbierać.
Podsumowując, bo za długi ten wywód. Gra ma mnóstwo plusów, o których wspominaliśmy na filmie, ale jednocześnie ma kilka minusów, którymi potrafi zepsuć rozgrywkę jednemu graczowi, w taki sposób, że nie ma po co grać. I mówię o przypadku ogarniętych graczy, weteranów ameri.
