Wczoraj pierwsze spotkanie z wyżej wymienionym tytułem, 4 osoby, 1 pros i 3 Świeżaków. Tłumaczenie zasad trwało około 1,5h jako, że właściciel gry chciał mieć 100% pewności, że zasady są jasne, przykłady podane i każdy wie co i jak.
3.5h, zleciało bardzo szybko. Zakończone ostatnim możliwym warunkiem zwycięstwa czyli poprzez koniec talii i rozpatrzenie zwycięzcy poprzez ilość "główek" czyli popiersi.
Opisze rozgrywkę z mojej perspektywy. Po wytłumaczeniu zasad czułem się jak dziecko we mgle, tu jakieś voty, reformacje, krucjaty, tam powstanie chłopskie, represje i dżihad. Zacząłem powoli, kupiłem królową i zdobyłem (wżeniłem się w Anglię). Pech chciał, że wpadł do mnie biskup, pogroził palcem i wyciszył ich oboje. Anglią podbiłem Francję i pełny nadziei, że uda mi się coś wykrzesać siedziałem uśmiechnięty przy stole. Gdy doszło jednak znów do mojej tury zwrócono mi uwagę, że Anglię mam wyciszoną i nie mogłem tego zrobić (mój błąd, zrozumiałem, że biskup wycisza tylko królową i jej VOTE, a oboje) i aby odkręcić ruchy oddałem Francję prawowitemu właścicielowi uzgadniając, że po prostu zmarnowałem akcję. Nadzieje moje legły w gruzach, gdyż nie liczyłem się w ogóle w rozgrywce. Kiedy Medyceusze kosili po 5-6 złotych monet na handlu, Marchionnich podbijały tereny w około Węgier, ja w kącie z ręki do ręki podawałem pieniądze kupując i zagrywając karty, bez akcji do odpalenia, ale za to z przyjemnymi zdolnościami pasywnymi. Moneta w końcu spadła moją stroną ku górze, gdy zagrałem kartę, która pojawiła się na mym stole i wszystkim biskupom pogroziła palcem mówiąc "no no no, nie ma tak" i od teraz biskupi mogli sobie gadać, a karawana mego rodu toczyła się do przodu. Gdy inne banki zaczęły sobie wbijać sztylety i spychać z wież, ja po cichu parłem ku wygranej poprzez ogarnięcie republiki. Mając już odpowiednie koncesje, Anglię w kieszeni i odpowiednią ilość praw, zatrudniłem Ottomańskiego golibrodę trochę jako straszaka, trochę jako element, który pozwoli mi ściąć Króla Ottomanów (który miał pod sobą 2 wasali). Jednak zanim do tego doszło, inny bank przejął Ottomanów uwalniając podległe królestwa. Jednak nie mogłem rzucić kart krzycząc "mam was dranie", gdyż inny gracz zrównał się ze mną w ilości prawa i musiałem kombinować w drugą stronę. Zagrałem więc pewnego jegomościa, który wprowadził dwóch biskupów i wysłałem ich do szerzenia jedynej i prawdziwej wiary na terenach wschodnich tym samym wyciszając pól tableau przeciwnika. Następnie szybka krucjata w Aragonie, potem w Portugalii (czym wydarłem zwycięstwo poprzez globalizację handlu innemu bankierowi) i tym samym na wyciągnięcie ręki miałem zwycięstwo poprzez religię. Właściciel gry to jednak jest pros, bestia o miłej aparycji, bo swoimi akcjami jak i cichym podgadywaniem poprzez drugi bank wprowadzili na planszę tylu Islamistów, że moi katolicy mogli tylko przyglądać się i płakać. Nic więcej zrobić nie mogłem, gra dobiegała końca, więc zadbałem o to, aby ściąć szlachcica Ottomańskiego tym samym pozbywając się jednego popiersia (chyba, nie jestem pewien, a to było prawo?) u mojego wroga. Jako, że gra dobiegała końca, a nikt nie miał spełnionego warunku zwycięstwa, jeden z graczy zakończył grę kupując kartę, której nie można było uzupełnić i tym samym skończyliśmy. Wygrałem ja (O dziwo), gdyż mieliśmy remis z innym graczem na popiersiach, ale miałem monetę więcej (tie-breaker)

Po grze wyszło, że gdyby kolega kończący grę odpuścił swoją akcje i pozwolił na ruch kolejnego bankiera to ten drugi by wygrał, bo zrobił by przewrót na Węgrzech (jeśli dobrze pamiętam, nie bijcie jeśli coś się pomyliłem) zdobywając kolejne popiersie i tym samym miałby jeden więcej.
Zdecydowanie bardzo interesujący tytuł i warty głębszego poznania. Bardzo chciałbym zagrać w to na 2 jak i 3 osoby, bo czuję, że między ruchami może nie być takich mocnych przetasowań na planszy.