Im więcej gram, tym bardziej sobie uświadamiam, że może nie tyle mniej gier mi się podoba, ale na pewno znacznie więcej nuży i odpycha od tego hobby. Mimo to, zawsze jednak podchodzę do nowych gier z pewną doza ekscytacji, którą traktuję jako swoisty "podkład" pod rozgrywkę. Mimo iż wiem, czego się po grze spodziewać, to jednak "wmawiam" sobie, że przecież to jest jakiś "nowy kontent", trzeba ją poznać, odkryć i dopiero wtedy ocenić. Rzeczywistość jednak dość szybko sprowadza mnie na ziemię.
Idealnym przykładem z gatunku tych lżejszych jest Wiedźmia Skała - nijak nie można się do niej przyczepić, że jest popsuta, że ma jakieś strategie wygrywające itepe, ale jest ona wyłącznie miksem wszystkiego tego, co już wcześniej widzieliśmy. Mogę ją przedstawić ludziom, którzy grywali wcześniej ze mną w Geniusza, i zapewne im się to spodoba, ale prawdopodobnie wyłącznie dlatego, że ich widza na temat planszówek jest jednak dość ograniczona i to, co w moich oczach jawi się jako wtórność, dla nich stanowi odkrycie nowych światów.
Gry planszowe stanowią dla mnie pewnego rodzaju zjawisko, nie tylko granie samo w sobie jako sposób na wypełnienie wolnego czasu. Zdarza mi się dużo więcej o grach czytać czy oglądać gameplay'e niż samemu w nie grać (nad czym niezmiernie ubolewam). Mam też czasami w sobie niechęć do zagrania ze znajomymi (jak już się z nimi spotkam...) w gry, które nie mają szansy wzbudzić we mnie żadnych emocji. A jeśli już się przełamię, to czuję się po takiej rozgrywce gorzej niż gdybym nie grał w ogóle. Czy to jest wypalenie, czy granie mi się przejadło czy może jednak zalew przeciętności powoduje, że nie mam ochoty siadać do byle czego? Sam nie wiem.
Dobrym kontrprzykładem może być tu muzyka, której drugie (trzecie?) życie dała technologia; dziś bez komputerów i ich możliwości generowania/przetwarzania dźwięków popadłbym w totalną apatię. Z planszówkami nie wiem jak będzie, bo ostatecznie zawsze mogę poszukać sobie czegoś do grania solo i olać gusta innych.
![Wink ;)](./images/smilies/icon_wink.gif)
Tylko że obawiam się tu raczej "metamorphoses regressivae" (duża przenośnia ofkors, aż taki stary jeszcze nie jestem
![Laughing :lol:](./images/smilies/icon_lol.gif)
) czyli odnoszenia się do tego, co już wymyślono a nie oczekiwania na to, co jeszcze można w grach stworzyć. Jest to co prawda zbiór skończony, ale przecież nic nie stoi na przeszkodzie, żeby stare gry wydać w nowym settingu, no nie?
Kompletnie nie przemawia do mnie idea wydawania gier + tony dodatków i wyrzucania tysiaka na start. Być może kupa fajnego grania przechodzi mi koło nosa, ale nie mam u siebie syndromu FOMO, więc poczytam, popatrzę... i odpuszczę.
W każdym razie wkraczam chyba w okres bardzo świadomego i mocno wyostrzonego spojrzenia na to hobby. Chciałbym, tylko i aż, żeby było ono jakąś wartością dodaną a nie wyłącznie graniem dla samego grania i podtrzymywaniem chęci robienia tego w przyszłości, byle tylko wypełnić czymś wolny czas. Czymś, co jednakże jest cały czas przyjemnością, bo intelektualna rozrywka była u mnie zawsze w cenie. Co się z tego wykluje? Czas pokaże.
![Wink ;)](./images/smilies/icon_wink.gif)