Nie grałem już jakiś czas, ale ostatnio znów wyciągnąłem grę, żeby wypróbować Szkocję solo.
Generalnie, krótko po zakupie gry nie chciało mi się grać przeciwko adwersarzom (żeby nie przemęczać się dodatkowymi regułami). Ale jak już spróbowałem to mi się spodobało.
Ale nie dlatego piszę. Zauważyłem pewną rzecz: grę wyciągnąłem nie dlatego, że czułem potrzebę przegonić tych natrętnych kolonizatorów, ani też dlatego, że nie miałem krzyżówki pod ręką, lecz dlatego, żeby "przetestować" nowego adwersarza. Zacząłem od poziomu 1, a potem spróbowałem też z 2 (tak na rozgrzewkę) i przy okazji ograłem nowego Ducha: Pożogę.
I zacząłem się zastanawiać: czy ja w tę grę gram dla przyjemności rozwiązywania łamigłówki, czy raczej po to, żeby poznać nowe mechaniki (nowe doznania)? Kilka miesięcy temu był moment, gdzie ogrywałem grę kilka dni z rzędu - za każdym razem z innym zestawem Duchów, innym scenariuszem/przeciwnikiem/planszą tematyczną i w różnych kombinacjach graczy (kontrolując kilka Duchów, bo gram głównie solo). Nawet z chęcią dodrukowałem sporo fanowskich Duchów i też je ogrywałem. 9 z 10 okazało się świetnymi dodatkami.
Ale istotne w tym wszystkim jest to, że maksymalnie 2 razy grałem tym samym Duchem z rzędu - raczej nie dałbym rady ogrywać tego samego, ulubionego ducha po to, by nauczyć się grać nim najlepiej. Pewnie by mnie nużył ciągle ten sam setup. Podobnie adwersarze: nie chciałoby mi się grać teraz ze Szkocją wyższego poziomu - potrzebowałbym jakiejś świeżej przerwy w innym trybie gry zanim wróciłbym do Szkocji.
No i tak się zastanawiam, czy będę grał w tę grę jak będą wychodziły nowe dodatki, a potem się znudzę? Czy jednak będę wracał? Czy ja naprawdę lubię tę grę, czy tylko chwilowo oczarowała mnie ta wariantowość?
Przyznam, że te dwie gry Pożoga vs Szkocja były lekko nudnawe, bo w pewnym momencie miałem jedną osadę na planszy i dwie-trzy karty strachu z rzędu, które usuwały osady, ale akurat nie tę konkretną (była tak niefortunnie usadowiona) - w sumie to chyba 4-5 kart strachu z rzędu spaliłem bez efektu w tamtej grze. I
musiałem rozegrać jeszcze jedną rundę po to by udowodnić dominację wygrywając dzięki strachowi. Trochę czułem się strollowany przez talię strachu.
Btw, hint taktyczny:
A może to tylko kwestia tego, że bardziej znużyło mnie granie solo, a przy większej liczbie graczy będzie zupełnie inaczej
A jak to wygląda u Was? Co najbardziej doceniacie w tej grze? Czy gracie raczej tym samym Duchem, żeby z gry na grę być bardziej efektywnym (a co jeśli w jednej grze dociągniecie świetne Większe Moce dla tego samego ducha, a w drugiej grze jest słabiej - czujecie pewną frustrację stania w miejscu?). Jeśli chodzi o przeciwników: gracie przeciwko temu samemu, dopóki go nie pokonacie na najwyższym poziomie? (np. rozgrywając sukcesywnie kolejne poziomy trudności) Czy jednak wolicie ciągłą rotację (tak jak ja)?
Zastanawia mnie to, czy jestem odosobniony w tym, że do tej gry zdaje się podchodzę bardziej jako tester/krytyk, a mniej jako gracz?
PS: Jest duża szansa, że Zarośla i Szpony wprowadzą sporo nieprzewidywalności dzięki talii wydarzeń i może wtedy zupełnie inaczej będę patrzył na tę grę
I chyba na to właśnie liczę.