chemik22 pisze: ↑04 lut 2022, 20:20
Jak daleko udało się wam zajść podczas pierwszej kampanii ? My obecnie jesteśmy na roku 13. Populacja 13, ostatnia walka z The hand cudem przeżył jeden ocalały. Generalnie poza jedną walką walczymy z lwem, od jakiegoś czasu na drugim poziomie. Co jakiś czas wydarzenia wymiatają nam całe zasoby z osady i chyba już z 3 lata innowacji nie zrobiliśmy. Nie wspominam już o nieustannych pomyłkach reguł w jedną czy drugą stronę. Ale do sedna. Mam wrażenie ze jest za łatwo. Spodziewałem się że polegniemy dużo wcześniej a tu jeszcze jest paliwo. Obawiam się że jednak źle gramy skoro tak daleko zaszliśmy.
Pierwszy raz to w 6 roku byłoby nasze ostatnie wyjście na łowy pewnie, ale pamiętam ze przyszli nieznajomi w zbrojach i dali nam dopałę

. Ale nie na długo bo 2 lata później jak zostało 3 pochlastanych Ocalałych to daliśmy sobie spokój. Następnie przeżyliśmy mega frustrację bo padliśmy na prologu

. Moi współgracze byli zirytowani na grę, a do przodu temat pchał tylko najbardziej najarany koleżka, właściciel gry

. Zaczęliśmy w zasadzie znów kampanię, żeby mu zrobić przyjemność. Ja byłem takim średnim entuzjastą. W 5 roku tej kampanii padła wychuchana postać koleżanki która się wściekła i stwierdziła, że jednak ma to gdzieś i grajmy sobie sami. W kolejnym roku przygoda na łowach po prostu pstryk zgasiła życie postaci którą hołubił właściciel gry, który też stracił serce do grania.
Przejrzałem osobiście zasady i odkryłem ile rzeczy robiliśmy źle. Stwierdziłem, że potestuję solo, żeby mieć opanowane zasady i zwariowałem. Samemu mogłem podczas rozgrywki spokojnie rozwiać różne wątpliwości, mieszkańcy osady nadal zachowali ten indywidualny rys, ale już traktowałem ich jak zasoby, bez takiego RPGowego przywiązania do jednej postaci. Więc kalectwo / śmierć tego czy owego nie dotykała mnie bezpośrednio. No i jak ruszyłem samemu to dojechałem do 20 roku w ciągłej ekscytacji rozgrywką. Po czym znów od początku, z bonusami z kolejną osadę. Pamiętam, że na początku ułatwiałem sobie grę chodząc na łowy po specjalnych starciach. Jak wpadał Rzeźnik, Hand czy Kingsman to normalnie śmigałem sobie tego samego roku po surowce

.
Później to już ten tytuł stał się moim ulubionym. Zacząłem polować na dodatki, spolszczyłem, jakieś tereny 3D, gram pomalowanymi figurkami itd.
Próbowałem kampanii w różnych składach osobowych i żadnej z ludźmi nie dograłem do końca. Ale najczęściej po prostu przestaliśmy w nią grać z racji długości i rozbudowania. Tylko w jednym przypadku daliśmy sobie spokój jak zostały dwie osoby w osadzie przy około 10 roku. Jedynie samemu udało mi się dotrwać do Złotego Rycerza. Ale nigdy z nim nie wygrałem.
Pół roku temu koleżka chciał spróbować jak to wygląda. Usiłowałem go zrazić jak tylko mogłem, ponieważ jest zagorzałem eurograczem więc byłem przekonany, że mu nie siądzie. No i miałem racje - kręcił nosem dopóki nie dotarliśmy do drzewka technologii

. Wkręcił się w innowacje, ekwipunki i waflowanie zasobami. Okazał się najsumienniejszym i najbardziej zaangażowanym graczem z jakim grałem

. Osada nam padła po 6 miesiącach realnego czasu co się przełożyło na 20 lata latarnianych. No ale on chce znów wrócić do rozgrywki, co mnie cieszy. Mimo tego, że był bardzo sfrustrowany sposobem w jaki polegliśmy. 2 ostatnie lata gra wycierała nami glebę. Ja sam mówiłem, że nie ma sensu grać przeciwko Feniksowi 2 poziomu, gdy 3 Ocalałych w ogóle nie może wydawać przetrwania. Tak nas załatwiło wydarzenie na łowach. No ale spróbowaliśmy i Walka była epicka. Szczęście było po naszej stronie i gdy ginął ostatni Ocalały to Feniks miał tylko jedną kartę.
Chociaż teraz robimy przerwę, żeby machnąć jakąś inny duży kampanijny tytuł. No i już będziemy mogli potestować wersję 1.6. Koleżka chce teraz zdecydowanie spróbować z doktryną wychowywania dzieci w miłości. No faktycznie z doktryną przetrwania najsilniejszych to ciężkie porody kosztowały nas mnóstwo śmierci.