Za mną wreszcie pierwsza grą już w legendarną Terraformację Marsa. Nareszcie, można by rzec
Słów kilka o moich wrażeniach, a także mojego kumpla, z którym we dwójkę terraformowaliśmy Czerwoną Planetę. Gra z początkowymi korporacjami, bez kart zaawansowanych i z podstawową fazą badań, a zatem 4 losowymi kartami projektów (w fazach badań). Cała partia, w tym tłumaczenie zasad, zajęła trochę ponad 3 godziny, co jest dobrym czasem, gdyż sam grałem w TM po raz pierwszy i często zerkałem do instrukcji. A ta jest taka sobie, wiele informacji jest porozrzucanych po wielu stronach, chociaż zasady nie są przesadnie złożone. Dalej jednak nie wiem czy muszę w każdej fazie badań zakupić co najmniej jedną kartę projektów.
Z początku grało się nam ciężko ze względu na wysokie ceny kart oraz warunki konieczne do ich zagrania. Tutaj element losowości mocno daje w kość. Kupno nowych projektów stanowiło duży dylemat. Z czasem silniczek się rozkręcił i wypełnianie celów gry: zwiększanie temperatury, potem budowa oceanów, a na końcu podniesie poziomu tlenu przyspieszyło. I wtedy też przyszedł moment na poznanie mechaniki TM, która jest bardzo przyjemna. Sporo kombinowania, decyzje i kombosy na kartach. Najprzyjemniejszy moment rozgrywki. Nawet klimat był wyczuwalny. Z drugiej strony interakcja między graczami była znikoma, nawet na pewnym etapie już nie śledziliśmy swojej aktywności i projektów, a duża liczba wystawionych kart niebieskich dodatkowo powodowała, że każdy z nas "grał swoją grę". To nam się nie spodobało. W jednej turze błyskawicznie zgarnąłem dwa tytuły, a w kolejnej ostatni, trzeci tytuł i ufundowałem nagrodę. Przeciwnik był w swojej "grze" ze swoim silniczkiem.
Wrażenia są więc mieszane. Dobra mechanika, sporo się dzieje, kapitalne karty, ale śledzenie przeciwnika jest bardzo trudne. Nie łatwo oszacować element losowości, na początku dociąg kart jest bardzo ważny. Na pewno zagram w TM jeszcze wielokrotnie, także z kilkoma graczami. To dobry tytuł, choć oczekiwałem czynnika "wow", a ten się nie pojawił.