Magnum Sal – pierwsze wrażenie
: 12 wrz 2010, 19:27
Na podstawie międzypionkowej rozgrywki
Gracze: 3 osoby – Grzesiek, Ania, ja
Uwielbiam krajobrazy. Może inaczej: uwielbiam krajobrazy będące jednocześnie planszami do gier. Świat bez końca, czy Stone Age mają u mnie na dzień dobry jeden stopień w górę. Dlatego do Magnum usiadłem z bardzo pozytywnym nastawieniem.
Gra to klasyczny worker placement z kilkoma ciekawymi wtrętami. Ale o nich za chwilę.
Przy planszy usiadło troje początkujących magnumowiczów, więc kilka razy musieliśmy biegać do Filipa po FAQ, ale dosyć szybko uściśliliśmy zasady.
Gra składa się z trzech faz, mierzonych królewskimi zamówieniami. Na początku apetyty Kazimierza były niewielkie, więc postanowiłem skorzystać z możliwości pośredniczenia w handlu. Całą sól wydobywaną pracowicie przez Anię skupowałem z rynku, aby odsprzedać królowi z zyskiem. Tymczasem Ania stosowała strategię „człowiek – najlepsza inwestycja”, a Grzesiek inwestował w różne ustrojstwa ułatwiające penetrację podziemi. Nie poszedłem tą ostatnią drogą przez ciekawą możliwość, którą wykorzystała Ania – otóż gra pozwala obstawić kilka pól na powierzchni, przez co można odciągać niewielkie, acz regularne prowizje od innych graczy. Pierwsze zamówienia ukończyliśmy dosyć szybko i przeszliśmy gładko do drugiej fazy.
Wtedy moi górnicy zostali zmuszeni do wejścia pod ziemię i wzięcia udziału w łańcuchu – drugim patencie Magnum Sal – otóż aby zejść na dno kopalni, trzeba mieć co najmniej jednego górnika dowolnego gracza na polu obok. To odrobinę utrudnia rozgrywkę – dlatego większość czasu pod ziemią zajęło nam robienie sobie na złość – przelewanie wody z jednego korytarza do drugiego i obstawianie złóż kilkoma górnikami. Dochody z pośredniczenia w zakupie narzędzi, soli czy zamówieniach nie były już takie spektakularne.
Trzecia faza toczyła się pod dyktando kryzysu. Łańcuchy były długie i za ewentualny transport najczystszej soli trzeba by było słono płacić innym graczom, którzy obstawili swoimi górnikami główny szyb. Woda była wszędzie, a pompowanie również kosztowało. Do tej rundy przystąpiliśmy prawie bez pieniędzy Efekt – przez jakąś godzinę nasi ludzie po kolana w wodzie kotłowali się na najniższym piętrze, kombinując jak koń pod górkę. W końcu niemal równocześnie zaczęliśmy wydobywać i jakoś to poszło.
Grę wygrał Grzesiek – co prawda ja miałem najwięcej pieniędzy, ale on zainwestował w sprzęt, który jak okazało się, ma ogromny wpływ na końcowy wynik.
Rozgrywkę w Magnum Sal zakończyłem z jedną uwagą do gry i jedną wątpliwością. Uwaga dotyczy końcowej punktacji za sprzęt górniczy, która jest moim zdaniem zbyt miażdżąca.
Wątpliwość dotyczy kosztów za jednego nowego pracownika. Po kilku zakupach cena wynosi 8 monet i tak graliśmy do końca. Czy przypadkiem podczas drugiej i trzeciej fazy cena nie wraca do wyjściowych pięciu monet (w wariancie na trzech graczy)?
Co do reszty – dobra, solidna robota. No i plus za fajną widokówkową planszę.
Gracze: 3 osoby – Grzesiek, Ania, ja
Uwielbiam krajobrazy. Może inaczej: uwielbiam krajobrazy będące jednocześnie planszami do gier. Świat bez końca, czy Stone Age mają u mnie na dzień dobry jeden stopień w górę. Dlatego do Magnum usiadłem z bardzo pozytywnym nastawieniem.
Gra to klasyczny worker placement z kilkoma ciekawymi wtrętami. Ale o nich za chwilę.
Przy planszy usiadło troje początkujących magnumowiczów, więc kilka razy musieliśmy biegać do Filipa po FAQ, ale dosyć szybko uściśliliśmy zasady.
Gra składa się z trzech faz, mierzonych królewskimi zamówieniami. Na początku apetyty Kazimierza były niewielkie, więc postanowiłem skorzystać z możliwości pośredniczenia w handlu. Całą sól wydobywaną pracowicie przez Anię skupowałem z rynku, aby odsprzedać królowi z zyskiem. Tymczasem Ania stosowała strategię „człowiek – najlepsza inwestycja”, a Grzesiek inwestował w różne ustrojstwa ułatwiające penetrację podziemi. Nie poszedłem tą ostatnią drogą przez ciekawą możliwość, którą wykorzystała Ania – otóż gra pozwala obstawić kilka pól na powierzchni, przez co można odciągać niewielkie, acz regularne prowizje od innych graczy. Pierwsze zamówienia ukończyliśmy dosyć szybko i przeszliśmy gładko do drugiej fazy.
Wtedy moi górnicy zostali zmuszeni do wejścia pod ziemię i wzięcia udziału w łańcuchu – drugim patencie Magnum Sal – otóż aby zejść na dno kopalni, trzeba mieć co najmniej jednego górnika dowolnego gracza na polu obok. To odrobinę utrudnia rozgrywkę – dlatego większość czasu pod ziemią zajęło nam robienie sobie na złość – przelewanie wody z jednego korytarza do drugiego i obstawianie złóż kilkoma górnikami. Dochody z pośredniczenia w zakupie narzędzi, soli czy zamówieniach nie były już takie spektakularne.
Trzecia faza toczyła się pod dyktando kryzysu. Łańcuchy były długie i za ewentualny transport najczystszej soli trzeba by było słono płacić innym graczom, którzy obstawili swoimi górnikami główny szyb. Woda była wszędzie, a pompowanie również kosztowało. Do tej rundy przystąpiliśmy prawie bez pieniędzy Efekt – przez jakąś godzinę nasi ludzie po kolana w wodzie kotłowali się na najniższym piętrze, kombinując jak koń pod górkę. W końcu niemal równocześnie zaczęliśmy wydobywać i jakoś to poszło.
Grę wygrał Grzesiek – co prawda ja miałem najwięcej pieniędzy, ale on zainwestował w sprzęt, który jak okazało się, ma ogromny wpływ na końcowy wynik.
Rozgrywkę w Magnum Sal zakończyłem z jedną uwagą do gry i jedną wątpliwością. Uwaga dotyczy końcowej punktacji za sprzęt górniczy, która jest moim zdaniem zbyt miażdżąca.
Wątpliwość dotyczy kosztów za jednego nowego pracownika. Po kilku zakupach cena wynosi 8 monet i tak graliśmy do końca. Czy przypadkiem podczas drugiej i trzeciej fazy cena nie wraca do wyjściowych pięciu monet (w wariancie na trzech graczy)?
Co do reszty – dobra, solidna robota. No i plus za fajną widokówkową planszę.