Gra ma duzy potencjał związany z ciekawym klimatem, zniweczony jednym wielkim błędem w mechanice i wykonaniu.
1) Wojna.
Żałosna. Walka jest wybitnie losowa i nieprzewidywalna. Istnieje efekt domku z kart. Jak już biją to na całego. Autor może się Guderiana naczytał, ale nieco wypaczył blitzkrig. Tutaj mamy istne szaleństwo szczęścia. Wygrasz - rozwalisz przeciwnkowi 2/3 księstwa. Przegrasz - przeciwnik zrobi to samo tobie. Wyobraźcie sobie, że sobie możecie w jednym ruchu spalić przeciwnikowi 2/3 księstwa... fajne nie? Dlaczego? Bo Twoje konie są bardzo szybkie a dodatkowo zwyciężca nigdy nic nie traci a obrońca spokojnie czeka sobie aż go wymordują pole po polu. Dodatkowo, aby wprowadzić jeszcze większy bezsens grania w tę grę, twórca wprowadził zasadę silnego lidera. Ma on bonusy do starcia i to nie jakieś tam małe ale gigantyczne. Ot przykładowo ty masz 6 żołnierzyków lider 4 i jest on w stanie wygrać z Tobą potyczkę i zabić Ci z 1 żołnierzyka w 1 riuchu, dwóch w drugim ruchu resztę w trzecim ruchu, potem spalić ci kolejne osady nie tracąc przy tym ani jednego ludzika. Nie ma to jak prawdziwy symulator prawdziwego pola bitwy !!! Do tego dochodzą jeszcze karty bitewne (eventy)... Oj tam np podwajają siłę Twoich sił, albo usuwają efekt zagranej karty... istna loteria. Wypstrykaj się z kart i czekaj, aż gracz który się niewypstrykał przyjdzie do Ciebie... Zginiesz marnie tracąc wszystko setki wojowników - a on, ten który ma jeszcze karty nie straci nawet kulawego bezębnego wojownika, który zaciągnął się do niego przez przypadek...
2) Strategia.
Strategia jest jedna. Módl się, żeby ktoś inny bił się między sobą. Powypstrykują się z kart i wtedy wchodzisz w ich państewka jak w masełko.
3) Ekonomia.
Praktycznie nie istnieje. Nie opłaca się gromadzić pieniędzy bo i tak Cię ograbią eventami. Nie możesz stworzyć giganta ekonomicznego... bo zabraknie żetoników wojsk na obstawienie wszystkich grodów.
4) Różnorodność rozgrywki.
Nie wydaje się aby gra miała na celu coś innego niźli zdobycie i utrzymanie Gniezna i Poznania. Po kilku rozgrywkach ta jedna ścieżka do zwycięstwa musi być nudna.
5) Wykonanie
Oglądaliście serial "Przyjaciel wesołego diabła"? Kochaliście ten serial? Tak więc jak zobaczycie w pudełku wielki polakierowany plakat w klimacie tego serialu, przerobiony na planszę do gry, to będziecie zachwyceni. Grafika tego plakatu jest bardzo ciemna i zlewa się z polami - gracze przecież lubią gdy nie wiedzą co stoi na polu... gród, wojsko... ale jeszcze trzeba wiedzieć czyje wojsko. Ale jak się zbliży nosem gdzieś tak 20 cm od stosiku żetonów to już wiadomo co tam jest. Trzeba tylko jeszcze wygrzebać z tych żetonów co tam się pod nimi znajduje i już wiadomo co i jak. Taki mrok jak... w "Przyjacielu wesołego diabła". Dodatkowo nie wiem dlaczego punkty prestiżu (czy jak to tam jest zwane) umieszcza się na trzech penisach (takie słowiańskie posągi), zamiast jednego. Może to jakieś nawiązanie historyczne czy co... Żetoniki to stary poczciwy klimat, do nich nic nie mam. Chociaż nie wiem po co tyle koni, skoro gracz może ich mieć max 4, nie można było na drugiej stronie wprowadzić np. 2 piechurów? Bardzo historyczne jest też wprowadzanie najeźdzców... Tylko nie wiesz gdzie, bo na planszy mrok plakatu nie wskazuje gdzie ich umieszczać.
6) Smaczki.
Pewnie takimi miały być karty eventów. Niestety po dwóch rundach znamy już wszystkie rodzaje takich kart i ciągle dobieramy podobne, różniące się tylko wartościami. Kart tych jest za dużo.
7) Licytacja.
Gra polega m.in. na licytacji. Może i to słuszne założenie, tyle, że wygrywając nie masz pewności czy dostaniesz gorsze karty od gracza który przegrał. Ot po prostu masz większą szansę na lepsze karty, iż gracz który przegrał licytację. Zniechęca to po części do lisytowania, a w pewnym momencie właściwie sobie możesz odpuścić, bo lider ma duże bonusy do licytacji.
![Cool 8)](./images/smilies/icon_cool.gif)
Jakieś plusy?
Tak... fajna tematyka.