Ad blocker detected: Our website is made possible by displaying online advertisements to our visitors. Please consider supporting us by disabling your ad blocker on our website.
Tutaj można dyskutować o konkretnych grach planszowych i karcianych. Każda gra ma swój jeden wątek. W szczególnych przypadkach może być seria gier. NIE NALEŻY TUTAJ PYTAĆ O ZASADY, MALOWANIE, ROBIENIE INSERTÓW ORAZ KOSZULKI! OD TEGO SĄ INNE PODFORA
Dlaczego "działa magia kolejki" ? Kolejka to gra o PRLu, a kapsle faktycznie były kultową grą PRLu. W kapsle grał każdy i wszędzie. Raczej wpisuje się w klimat Top-A-Top czyli odkopywania i przerabiania na odpustowy/kiczowaty plastik pomysłów starych, dobrych i sprawdzonych.
Znowu się zaczyna narzekanie...
30 lat temu kapsle rządziły całym moim światem
A teraz ktoś postanowił zainwestować i wykorzystać koniunkturę żeby zarobić pesos (które to, nota-bene, obecnie rządzą całym (nie tylko moim) światem )
Tak to już jest i ja się z tego cieszę
Nie mniej, w grze Pitchcar bandy są tylko na kilku krótkich fragmentach toru, poza tym band nie ma, więc jest duża trudność gry i wielka przyjemność z mijania przeciwników i zarazem unikania wypadnięcia z toru. Na zdjęciach gry Kapsle wygląda, że tor jest jakby rynną po której się zasuwa na pełnej prędkości bez żadnej finezji.
Gdy gra pojawi się na konwentach na pewno szybko dowiemy się czy wytrzymuje porównanie z Pitchcarem.
Zresztą gra w kapsle to nie tylko wyścigi. Na moim podwórku (i nie tylko) grało się także (a może przede wszystkim) w kapslową piłkę nożną. Miałem cudowne bramki z siatką po ziemniakach, do których piłka wpadała i zawijała się w nią niczym na prawdziwych zawodach sportowych.
Poza tym uważam, że gra w kapsle bez prawdziwych kapsli to nigdy nie będzie to samo, choćby autor gry/producent się skichał. Umiejętne operowanie kapslami czy to w wyścigu, czy to w grze w piłkę nożną wynikało z takiego, a nie innego kształtu tychże kapsli.
"Cała kraina gier jest oczywiście krainą maniactwa, a jednak rejon gier naśladowczo-wojennych jest w tej krainie bardziej maniacki niż inne rejony. Jak na mój gust, jest to już 'konik' posunięty zbyt daleko, hermetyczny, bez przyszłości."
Dzisiaj wraz z narzeczoną przetestowaliśmy Kapsle na Gratislavii i bardzo nam się spodobały. Bandy założone były tylko na niektórych elementach toru, i jak się je dobrze wykorzystało to można było osiągnąć sporą przewagę. Jak dla mnie same kapsle były trochę za lekkie i trzeba było delikatnie je "pykać" bo łatwo wyskakiwały poza tor szczególnie na fragmentach bez barierek. Nie grałem w PitchCar więc nie mogę porównać obu pozycji jednak, Kapsle sprzedawane były za 69 zł a ceny PitchCar są lekko kosmiczne...
Ja zostawiłem dla syna jakieś 100 kapsli i jednak pobawię się kredą i wzorami na dywanie Może flaga ZSRR, czy nazwisko Abdużaparowa nic mu nie powiedzą, ale zasmakuje retro rozrywki
Lothrain pisze:Ja zostawiłem dla syna jakieś 100 kapsli i jednak pobawię się kredą i wzorami na dywanie Może flaga ZSRR, czy nazwisko Abdużaparowa nic mu nie powiedzą, ale zasmakuje retro rozrywki
O właśnie! Był rok 1988. Któregoś popołudnia przybiegłem do domu i krzyczę od progu:
- Mamo! Wygrałem turniej kapslowy! W finale pokonałem Włochów 3:0!
- Świetnie synku! Brawo! A kim grałeś?
- ZSRR!
Mina Mamy bezcenna i po chwili krępującej ciszy:
- Wiesz co? Może następnym razem zagrasz na przykład Holandią??
Lothrain pisze:Ja zostawiłem dla syna jakieś 100 kapsli i jednak pobawię się kredą i wzorami na dywanie Może flaga ZSRR, czy nazwisko Abdużaparowa nic mu nie powiedzą, ale zasmakuje retro rozrywki
Jak preparowaliście kapsle? Bo za moich czasów (czyli w epoce Szurkowskiego, Mytnika i Szozdy) zalewaliśmy wnętrze kapsla stearyną, a po jej zastygnięciu na powierzchni przyklejaliśmy przezroczystą taśmą (to był wówczas towar deficytowy!) małą flagę, wyciętą z atlasu geograficznego.
Ale to były wyścigi!
Gdy wszystko inne zawiedzie, rozważ skorzystanie z instrukcji.
Lothrain pisze:Ja zostawiłem dla syna jakieś 100 kapsli i jednak pobawię się kredą i wzorami na dywanie Może flaga ZSRR, czy nazwisko Abdużaparowa nic mu nie powiedzą, ale zasmakuje retro rozrywki
Jak preparowaliście kapsle? Bo za moich czasów (czyli w epoce Szurkowskiego, Mytnika i Szozdy) zalewaliśmy wnętrze kapsla stearyną, a po jej zastygnięciu na powierzchni przyklejaliśmy przezroczystą taśmą (to był wówczas towar deficytowy!) małą flagę, wyciętą z atlasu geograficznego.
Ale to były wyścigi!
Za moich była plastelyna w kapslach przystosowanych do długich prostych a flagi wycięte z atlasu do geografii przyklejane były na byle co.Co do kapsli przeszkodowych wnętrze musiało być puste aby dwa palce mieściły się w środku
Jezusie Chrystusiasty jak myśmy się w to zagrywali.Przypomnieliście mi i chyba juro wezme krede i poszpilam z synalkiem na podwórku
Planszówkowym skrytożercom mówię stanowcze NIE !!!
Nie dociążałem. Miałem wrażenie, że nie mam wtedy dostatecznej kontroli nad kapslem. Troszkę eksperymentowałem z plasteliną - a flagi sam rysowałem i oznaczałem numerami. Ba miałem kilka drużyn piłkarskich pełnych. Szkoda mi było atlasów - cięcie książek to grzech.
Istniała jeszcze technika ścierania kapsla o chodnik. Szlifowało się go aby nadać odpowiednią śliskość. Ale tego patentu też nie lubiłem stosować.
Całe podwórko zamalowane trasami, cały ogródek przekopany aby zrobić odcinki dżunglowe - ach to były czasy.
Pamiętam nawet były trasy z przeszkodami wodnymi - wykopany dół nalana woda a na dnie były patyki ostre które miały utrudniać operowanie dłonią (kłuło). Jakieś bardziej intensywne pomysły też chyba mieliśmy.
U nas cały myk polegał na tym, żeby znaleźć kamień, który pięknie się wpasuje w kapsel i go dociąży. Niektórzy preferowali ciężkie niszczyciele, inni szybkie lżejsze torpedy No i jak się zgubiło kamień to się odpadało. A w ogóle to najlepsza zabawa była ze spychaniem kapsli przeciwników z blatu, a nie wyścigi... i to wcale nie za prlu!
A co do Kapsli, od których zaczął się temat - dziś popróbowane, nie przypadły do gustu. W ogóle się toru nie trzymają, latają na prawo i lewo. A odlewanie plastikowych imitacji kapsli to dla mnie całkiem jakieś kuriozum jest. Ale biorąc pod uwagę, że gra jest trzy razy tańsza od PitchCara... Czemu nie?
A myśmy się ścigali na murkach, krawężnikach, a moim ulubionym torowiskiem była piaskownica - butem formowało się tor tak, by po bokach formowały się nasypy/bandy... Dodatkowo można było z patyków i mokrego piasku robić wiadukty, rampy, zapadnie, wyrzutnie... Ehhhh...
A niektórym kapslom można było odkleić uszczelkę i ją odwrócić, tworząc taką poduszkę - full wypas tjuning...
Dodatkowo, odpowiednie kapsle na odpowiednią nawierzchnię... to była cała gałąź gospodarki...
Na wschodzie kraju dociążaliśmy kapsle rozgrzaną cyną: (dziesiątki popalonych łyżeczek spędzało sen z powiek szkolnej pani pedagog), przygotowanie zawodnika zawierało kulanie (walcowanie po krawędzi w celu podniesienia zderzaka), tor budowany w piaskownicy dzięki wyobraźni napędzanej pierwszymi dostępnymi hitami video zawierał Spalarnie (podpalona pasta do butów) czy rozpuszczany karbid (jezioro z kwasem).
Po co piać, gdy można grać?
Odkrycie roku 2019: nie każdego interesuje moje zdanie.
Jako młody chłopak mieszkałem bardzo blisko poznańskiego browaru. Pamiętam, że raz na jakiś czas urządzaliśmy wycieczki z kolegami do browaru, gdzie miła pani w sekretariacie wydzielała każdemu partię NOWYCH kapsli (ha ha ha i kto mi podskoczy ) Była przygotowana na pielgrzymki dzieci Do dziś mam więc sentyment do piwa Lech, pomimo, że w zasadzie piwa nie pijam.
Kapsle dociążaliśmy plasteliną, na nią flaga. U mnie modne były w zasadzie dwie konkurencje - wyścig po torze na asfalcie i pojedynek na trafienie w kapsla przeciwnika.
Dzięki za temat, zamierzam włączyć kapsle do repertuaru pomysłów na zabawę z synem w tym sezonie.
donmakaron pisze:U nas cały myk polegał na tym, żeby znaleźć kamień, który pięknie się wpasuje w kapsel i go dociąży. Niektórzy preferowali ciężkie niszczyciele, inni szybkie lżejsze torpedy No i jak się zgubiło kamień to się odpadało. A w ogóle to najlepsza zabawa była ze spychaniem kapsli przeciwników z blatu, a nie wyścigi... i to wcale nie za prlu!
My obciążaliśmy czymkolwiek, błotem, plasteliną, woskiem.
A w piłkę nożną na stole to tylko monetami i linijką! Kapsle to tylko beton, asfalt, kreda (cegła) i wyścigi!
Ja wklajałem flagi własnoręcznie narysowane i wycięte na dnoa kapsla. Nastepnie zalewałem kapsel woskiem ze świeczki. Najlepiej działała biała świeczka, jakość wosku w tych czasach nie porażała, był praktycznie przezroczysty więc flaga była bardzo dobrze widoczna. I nie wiem czemu wszystkie moje kapsle miały flagę Japoni w różnych wydaniach. Japończycy w Wyścigu Pokoju Tour de comunism and frirends
Małpa nie żyje. Przedstawienie skończone.
Moja skromna kolekcja: matoozik
U nas na Ursynowie kapsle zastępowało się tak zwanymi "maściakami" albo "fabułami". "Fabuły" dzieliły się na plastikowe i żelazne i występowały na zatyczce wlotu paliwa Skody Fabuły. Super płaskie, lekkie i szybkie. Niestety niezbyt etyczne
Bardziej popularne były maściaki a te dzieliły się na grube i cienkie. Z jednej chińskiej maści na ból głowy (nigdy nie wiem czy ona powodowała ten ból czy go leczyła ) były dwa maściaki.
Produkcja kapsla opierała się na "poduszkach" bądź "korkach" i "folii lotniczej". Poduszka to guma wyciągnięta z kapsla i obrócona. W napoju Ptyś występowały "białe poduszki" i dlatego poduszkę z Ptysia dawało się zwykle na wierzch żeby przykryć zwykłe szare poduszki od oranżady. Przeciętny kapsel miał do obciążenia 3-4 poduszki (plastelina uchodziła za obciach). Na poduszkę kładło się flagę i wszystko mocno zawijało w folię lotniczą. "Folia lotnicza" była dostępna u osób pracujących na Okęciu i była bardzo wytrzymała na rozciąganie. Teraz to by była zwykła folia spożywcza.
Szczytem szpanu było zdobycie zakrętki od CIN&CIN i wycięcie z niej korka a następnie położenie flagi na korku. Żeby znaleźć taką butelkę w śmietniku, to trzeba było się nieźle nachodzić po osiedlu.
Ostatnio zmieniony 04 kwie 2012, 12:18 przez Karol Madaj, łącznie zmieniany 1 raz.
Ach maściaki to było to Nie zapomnę do końca życia jak babcia mi zrobiła prezent i kupiła dziesięc tych maści na ból głowy, przełozyła je sobie do innego pojemnika a ja miałem 20 maściaków co sprawiło że nagle stałem się ważną personą na podwórku. A za wycięcie flag z atlasu też mi się kiedys dostało.
Karol Madaj pisze:U nas na Ursynowie kapsle zastępowało się tak zwanymi "maściakami" albo "fabułami". "Fabuły" dzieliły się na plastikowe i żelazne i występowały na zatyczce wlotu paliwa Skody Fabuły. Super płaskie, lekkie i szybkie. Niestety niezbyt etyczne
Bardziej popularne były maściaki a te dzieliły się na grube i cienkie. Z jednej chińskiej maści na ból głowy (nigdy nie wiem czy ona powodowała ten ból czy go leczyła ) były dwa maściaki.
A Wy tam we Stolycy zawsze musicie coś wymyśleć i odwrócić kota ogonem
Planszówkowym skrytożercom mówię stanowcze NIE !!!
W Polsce centralnej, region łódzki dawne województwo piotrkowskie... kapsle nie były obciążane a flagi w środku, to i owszem...były malowane lub wyklejane.
Mój kolega Darek powycinał swemu ojcu niemiecką przedwojenną encyklopedię. Pamiętam jakby to było dziś, że byliśmy mocno zdziwieni brakiem flagi ... NRD.
Well... ale życie nie znosi próżni. Słynny ówcześnie Olaf Ludwig "ślizgał" się po flagą z hakenkreuzem.