Grałem w pierwszą (chyba) wersję, czyli
Flinke Pinke. Mam też czwartą, najbardziej kompaktową, czyli
Thor (dodano kilka kart specjalnych, nie zmieniają jakoś rozgrywki, można też grać bez nich), a najładniejsza jest właśnie piąta
Botswana.
Prosta mechanika, trudno jest tak naprawdę komuś szkodzić, bo jest bardzo mało czasu, żeby samemu coś uzbierać. Rozgrywka kończy się tak szybko, że lepiej jest się koncentrować na zarabianiu punktów, niż na szkodzeniu innym. Oczywiście to ostatnie jest możliwe, ale jeśli będzie osią naszej strategii, to prawie na pewno przegramy.
Natomiast faktycznie jest trochę negatywnej interakcji, bo cały czas widzimy, co biorą inni, a co bierzemy my i istotą gry jest przypisywanie punktów sobie, a ujmowanie przeciwnikom. Ponieważ jednak zwykle bierzemy karty w kilku kolorach, a te same kolory są u przeciwników, sednem jest nie tyle szkodzenie, ile raczej sprawienie, żeby karty, których mamy więcej niż przeciwnicy, punktowały wyżej.
Mnie się podobało i nawet grając z osobami, które źle znoszą negatywną interakcję, nie usłyszałem słowa skargi. Ale jeśli trafimy na kogoś, kto lubi dowalać innym, może to wpłynąć na wynik. Tylko że w następnej partii wszyscy pojadą po nim i w ten sposób wytworzy się krucha równowaga
. Bo gra jest tak szybka, że gra się do kilku wygranych.