Kooperacje to jeden z moich ulubionych gatunków. Stoją one u mnie bardzo wysoko - generalnie wyszukiwanie nowych gier do kolekcji zaczynam od sprawdzenia, czy są to gry kooperacyjne. Poniżej kilka moich przemyśleń.
Battlestar Galactica - na tej grze zjadłem zęby i jest to dla mnie najlepsza gra świata (wliczając te, w które jeszcze nie grałem).
![Smile :)](./images/smilies/icon_smile.gif)
Grywam w nią
regularnie średnio raz na tydzień/półtora i w ogóle mi się nie nudzi. Ciągle umiem w niej odnaleźć coś nowego i każda gra jest niezapomnianym przeżyciem. Regrywalność jest gigantyczna.
Jednak po reakcjach nowych graczy widzę, że gra ma wysoki próg wejścia. Nie odważyłbym się polecić tej gry ekipie, w której są sami nowicjusze (w tym sensie, że nikt z Was jeszcze w to nie zagrał). Będziecie mieli co chwilę pytania, będziecie grali źle i sami będziecie żmudnie dochodzić do tych mniej oczywistych rozwiązań. Ze dwie gry w "obeznanym" towarzystwie wystarczą, żeby załapać większość niuansów.
Gears of War - to była moja pierwsza "duża gra" i oceniam ją bardzo pozytywnie. Reguły proste jak drut, pełna kooperacja bez zdrajcy, kilka scenariuszy. Fajnie znać klimat uniwersum (czytaj: zagrać w pierwowzór, czyli grę wideo), ale bez tego też powinno być okay. W pudełku jest sporo plastiku z najwyższym poziomem szczegółowości.
Arkham Horror - jedna z pierwszych kooperacji, w jakie grałem. W tej grze niestety bardzo mocno widać "syndrom lidera", czyli ktoś stale mówi ci jak masz grać. Wielkim fanem tej gry nie jestem, wydaje mi się być po prostu okay. Sam bym jej jednak nie kupił z powodu zbyt małego wyboru tego co można robić.
Space Alert - bardzo lubię tę grę, ale do tego potrzebna jest STAŁA ekipa. Podczas gry z nowicjuszami, pierwsze 2-3 gry trzeba spisać na straty (nauka mechaniki, zgranie się, dogadanie). Bez dogadania się nic tu nie zdziałasz. Jeśli nie masz odpowiednich ludzi to odpuść. Od nowości mam w domu nierozpakowany dodatek do Space Alert - nie było sensu zdejmować go z półki
Shadows Over Camelot - to jeden z najlepszych wyborów na początek. W grze panuje świetny klimat (instrukcja NAKAZUJE porozumiewać się w "języku stylizowanym na średniowieczny"), no i można grać bez zdrajcy. Zasady są proste jak drut, a radość z wygranej spora. Naprawdę fajna sprawa dla ludzi zupełnie zielonych w temacie - widok komponentów przykuwa uwagę, a prosta mechanika załatwia resztę
Zombicide - nie lubię tej gry, jest dla mnie zbyt prostacka, ale generalnie święci triumfy i warto w nią przynajmniej zagrać. Oprawa wizualna jest fajna, mechanika... okay, nie będę marudził - wypożycz, wkręć się do gry, może chwyci. Zwłaszcza, że do gry jest masa dodatków.
Castle Panic - kooperacja, w której zwycięzca może być tylko jeden, czyli współpracujemy, ale nie tak do końca
![Smile :)](./images/smilies/icon_smile.gif)
Chociaż wiele osób gra w to bez orientacji na bycie najlepszym - po prostu, żeby pokonać potwory. Mechanika jest fajna, gra jest kolorowa, aczkolwiek bez dodatku Wizard`s Tower gra wiele traci. Polecam, raczej nie spotkałem się z negatywnymi opiniami.
Room 25 - gra wzorowana na filmie "Cube". Kooperacja z motywem zdrajcy. Gra jest fajna i wymaga dużo współpracy, ale skrzydła rozwija w zasadzie tylko przy komplecie 6 graczy. W każdym razie ja nie lubię do niej siadać kiedy jest mniej osób. Jest to jednak chyba najtańsza gra z tego zestawienia. Może oprócz:
Alcatraz - polska produkcja, która jednocześnie jest i nie jest koopem
![Smile :)](./images/smilies/icon_smile.gif)
Z powodu ceny warto się nad nią zastanowić, zwłaszcza, że posiada ciekawą mechanikę: wspólnie wykonujemy misje i z więzienia uciekamy wszyscy... oprócz jednej osoby. Najlepsze jest to, że niemal do końca trudno stwierdzić kto zostanie za kratami. W grze jest dużo blefu, ale bez współpracy się nie obejdzie. Czasem tworzą się grupki - dwóch na dwóch - ale im dłużej trwa gra, tym większa szansa, że sojusz nie dotrwa do końca.
Robinson Crusoe: Adventure on the Cursed Island - jedna z niewielu gier, jakie sprzedałem. Jest to euro, które udaje ameritrasha. Kooperacja jest tam NIEZBĘDNA do wygrania. Gra jest piekielnie trudna, co może odstraszyć początkujących graczy.
Pathfinder - grałem raz i mi się nie spodobało. Pewnie to dlatego, że narobiłem sobie przed grą nadziei na coś w rodzaju "planszówkowego RPGa fabularnego". Po tym jak zostałem sprowadzony na ziemię przestałem się całkowicie interesować grą (ale mam rzeszę znajomych, którzy intensywnie grają). Współpracy jest tam jednak bardzo mało.
Last Night on Earth, Descent itd. - względne kooperacje (czyli jeden przeciwko reszcie). Lubię obie gry, ale stawiam je niżej niż pełne coopy/coopy z motywem zdrajcy. W LNoE mam wrażenie, że Zombie Master bawi się znacznie lepiej niż gracze-ludzie, a w Descencie - że Mroczny Władca bawi się gorzej. Podstawowy problem w tych grach pojawia się wówczas, gdy nikt nie chce grać "po drugiej stronie".