Znajomy przyniósł na ostatnie spotkanie planszówkowe. Zobaczyłem pudełko i przerażony zamarłem - byłem przekonany, że to kolejna gra ucieczkowa w czasie rzeczywistym w stylu Uczieczki z przeklętej świątyni, czy miasta Zombie, których serdecznie nie znoszę.
A tu takie zaskoczenie.
Gra jest dość wiekowa (1982 rok), wydanie nowe jest z 2012. Coś tam pozmieniano w stosunku do oryginału, ale to nadal ta sama gra
O co chodzi? Kierujemy grupą uciekinierów z tonącej Atlantydy. Nasi ludzie mają różną wartość (co ciekawe w trakcie gry nie można sprawdzać jaką wartość mają ludzki - również nasze; taki element memory;). Musza dotrzeć na ląd zanim wybuchający wulkan rozwali wszystko w drobiazgi unikając przy tym rekinów, krakenów, wielorybów i wirów wodnych. W swojej turze mamy do dyspozycji 3 punkty ruchu, które możemy dowolnie rozdysponować pomiędzy naszą ekipę (można również poruszyć jednego człowieka o trzy pola, chyba że jest w wodzie). Po wykonaniu ruchu odkrywamy jeden z kafli wyspy (najpierw plaże, potem las a na koniec góry - symbolizuje to zalewanie Atlandtydy). Na odwrocie może być symbol wydarzenia (pojawienie się zwierzaka lub wiru wodnego) albo dodatkowa akcja. Kafel z akcją zabieramy nie pokazując innym graczom i możemy wykorzystac później. Na koniec rzucamy kością określając które zwierzę się poruszy. Wieloryb może zniszczyć łódkę, rekin zjada napotkanych ludzi a kraken robi i jedno i drugie. Gra się kończy gdy odkrywa się kafel z wulkanem a wygrywa ten, który zdążył uratować ludzi o najwyzszej wartości.
Wykonanie niesamowite - kafelki są różnej grubości w zalezności od tego czy to kafle plaży, lasu czy gór. Drewniane figurki bestii - śliczne i klimatyczne. Sama gra dostarcza mnóstwo emocji. Oczywiście jest losowość, przypadkowość, możliwość kingmakingu, ale już dawno nie grałem w tak klimatyczną i ciekawie zrobioną grę. I na szczęście, poza motywem ucieczki skądś, zupełnie nie przypomina serii Escapowej z QG
