Gra miesiąca - Czerwiec 2017
: 01 lip 2017, 10:03
Zapraszam do podsumowania rozgrywek z czerwca.
Czerwiec okazał się dla mnie najbardziej owocnym miesiącem tego roku z 81 rozgrywkami w 46 tytułów. Jest to jednak przybliżony wynik, gdyż niektóre wielokrotne rozgrywki notowałem jako pojedyncze zagranie w daną grę a jakiś odsetek gier w ogóle nie został zanotowany ze względu na zatarcie w pamięci (alkohol miał coś z tym wspólnego
). Niemniej jednak miniony miesiąc był bardzo dobrym wstępem do lata i liczę że uda się utrzymać podobną frekwencję w nadchodzących tygodniach.
NOWOŚCI:
Hanamikoji (Gejsze) – Nowość i jednocześnie gra z największą ilością rozegranych partii. Gejsze zaskoczyły nas zarówno jakością wykonania jak i sporą grywalnością jak na grę z tak niewielką ilością elementów. Jej zdecydowanie mocnym atutem jest też niewielki rozmiar, który pozwolił zabierać ją właściwie wszędzie (często graliśmy w przerwach podczas przejażdżek rowerowych).
Savage Planet: The Fate of Fantos – Nowa gra, która wciąż jest na etapie finansowania na Kickstarterze, gdy piszę te słowa. SP oczarowało mnie całkowicie swoją szatą graficzną, nawiązującą do komiksowej kreski lat 80-tych i kilmatem wzorowanym na klasycznych serialach sci-fi tj. Thundarr, He-Man czy Bravestar – typowym slap sticku lat 80-tych, który przywołał wiele wspomnień, gdyż były to seriale i komiksy moich lat młodzieńczych. Rozgrywka pokazała także iż SP, pomimo małych rozmiarów jest sporą grą pod względem grywalności i zapewnia sporą ilość negatywnej interakcji, którą bardzo lubię w grach.
Villages of Valeria – gra nabyta z giełdy na Pionku, bardzo przypadła mnie i małżonce do gustu, gdyż rozgrywka przypomina nam w dużej mierze Osadników Trzewika, choć jest w niej mniej elementow i jest lżejsza jeśli chodzi o sam ciężar rozgrywki.
303: Battle of Britain – po prawie dwóch latach leżakowania na półce w końcu sięgnąłem po ten tytuł z synem, który w międzyczasie zainteresował się samolotami bojowymi. Rozgrywka dostarczyła sporych emocji, zwłaszcza pociesze, która sterowała poczynaniami Luftwaffe, której siły przeważają w rozgrywce. 303 okazała się o wiele bardziej wciągającą grą niż wcześniej przypuszczałem. Zasady są dosyć proste, ale wprowadzają głębię strategii do samej gry. Jest tu sporo kombinowania, asymetryczność stron i czysta negatywna interakcja poparta solidną dawną losowości przy rzutach kośćmi, co bardzo lubię. Dodatkowy plus należy się IPN-owi za notkę historyczną w instrukcji oraz de facto możliwość wykorzystani gry jako pomocy dydaktycznej aby zainteresować młodzież historią.
Pocket Mars – Kolejna gra o kolonizacji Marsa, choć może nieco bardziej od pozostałych inspirowana Marsjaninem Andiego Weira
Pocket Mars to mała karcianka z czasem rozgrywki ok 20 minut na rozdanie. Niestety poza ładną szatą graficzną i kilkoma nawiązaniami do innych utworów sci-fi w nazwach statków-planszetek graczy, gra nie do końca przypadła mnie do gustu a u większości osób z którymi w nią grałem wywoływała ataki spazmatycznego ziewania. Odnoszę wrażenie że gra nie została do końca przetestowana, albo wręcz przeciwnie – była testowana do tego stopnia, że autorzy postanowili zarzucić dalsze prace z braku pomysłu na rozwiązanie kilku bezsensownych akcji z kart w grze i postanowili wydać grę nie poświęcając jej już więcej czasu. Gra ma pewien potencjał, choćby ze względu na krótki czas rozgrywki oraz tematykę. Niestety spora ilość kart posiada te same akcje, przez co interakcja jest mocno ograniczona. Poziom energii jaki kumulują gracze z rzadka jest wykorzystywany w rozgrywce i służy chyba wyłącznie jako VP na koniec gry. Rzadko w naszych rozgrywkach zagrywaliśmy cudze moduły przygotowawcze a już prawie w ogóle nikogo nie interesowało podglądanie modułów od innych graczy, co sprawiło że spora ilość kart (zwłaszcza w czarnej talii) zwyczajnie stała się bezużyteczna. Podsumowując – meh…
Quests of Valeria – Spore zaskoczenie i jedna z ciekawszych gier odkrytych w ubiegłym miesiącu. Quests of Valeria to w dużej mierze karciane Lords of Waterdeep. Gra się bardzo przyjemnie, zbierając drużynę niczym surowce w LoW aby następnie wykonać questy, które gwarantują zwycięstwo. Swego czasu posiadałem LoW, które ograło nam się i zostało sprzedane. Od jakiegoś czasu chcieliśmy je więc z żoną ponownie zakupić, aczkolwiek teraz po odkryciu Questów Valerii te całkowicie zastąpiły nam LoW podobnie jak Villages of Valeria zastąpiły nam Imperial Settlersów.
Winnica - Bardzo przyjemna mała gra, w której planowanie przestrzenne oraz optymalizacja stanowią główne elementy rozgrywki, gdy gracze planują ścieżki mające na celu zapewnienie możliwie jak największej ilości punktów w poszczególnych rundach. Winnica to bardzo solidna gra łącząca prostą ideę ze świetnym wykonaniem elementów jak na tak niską cenę. Zdecydowanie będziemy wracali częściej do tej gry przy naszych rodzinnych rozgrywkach.
Sagrada – Sagrada to specyficzna gra. W gruncie rzeczy to prosta łamigłówka, oprawiona w niesamowicie ładną szatę graficzną. Z drugiej strony gra cierpi nieco na przerost formy nad treścią, gdyż planszetki graczy, przedstawiające witraże w gruncie rzeczy nie są potrzebne, jednakże tłumaczą poniekąd temat gry i nadają jej sensu. Pomijając ten aspekt, Sagrada to bardzo przyjemna gra kościana, w której gracze starają się ułożyć kości na planszetkach o różnych stopniach trudności wzory, zgodnie z wzorem przedstawionym na samej planszetce. Dodatkowo, gracze mogą planować układy tak, aby uzyskać dodatkowe punkty z kart punktujących konkretne sekwencje kości lub wykorzystywać posiadane kryształki-dżokery do zmiany pozycji wcześniej umieszczonych na planszy kości. Sagrada to typowa gra euro, której trzon stanowi solidna, choć abstrakcyjna mechanika a interakcja pomiędzy graczami ogranicza się do wyłącznego korzystania ze wspólnej puli kości. Wszystko to oprawione jest w jak już wspomniałem, ładną dla oka szatę graficzną w postaci kolorowych, przezroczystych kości i budujące klimat planszetki graczy w które wsuwa się plansze witraży stanowiących wzór do ułożenia w danej rozgrywce. Gra po dwóch rozgrywkach bardzo spodobała się mojej żonie. Mnie trochę mniej, gdyż na dłuższą metę widzę że cierpi ona na ograniczoną regrywalność (ze względu na ograniczoną ilość łamigłówek-planszetek ze wzorami) oraz na brak negatywnej interakcji (jeśli nie liczyć podbierania sobie kości).
Blueprints – Kolejna kościana łamigłówka, jednakże w odróżnieniu od Sagrady, zapewniająca większą głębie strategii w planowaniu układu budynków tworzonych z kości. Zdecydowanie przypadła mi do gustu bardziej, choć niezaprzeczalnie jest mniej miła dla oka niż Sagrada. Poraża jedynie cena, gdyż 100zł za tak niewielką ilość kości i kilkanaście kart to rozbój w biały dzień![Sad :(](./images/smilies/icon_sad.gif)
Sylvion – Dałem się ponieść nostalgii związanej z powrotem do Onirimu po latach i zakupiłem kolejną grę w tej serii jaką jest Sylvion. Przede wszystkim na pozytywną wzmiankę zasługuje wykonanie gry. Solidne, małe pudełko po otwarciu zaskakuje pięknem i wprowadzającej klimatyczny przedsmak przyszłej rozgrywki wyprasce. Sylvion to gra zdecydowanie bardziej rozbudowana pod względem mechaniki i grywalności niż Onirim, jednakże wciąż utrzymująca konwencję onirycznej krainy snów. Jak dotąd udało mi się rozegrać kilka rozdań wariantu podstawowego, który w dużej mierze przypomina mi klasyczne Zombiaki Portalu. Gracze bowiem starają się w grze powstrzymać postępy ogników, które niszczą las za pomocą zagrywania kart pułapek i zwierząt na trasie ogników, co bardzo mocno przypomina zagrywanie pułapek na torach po których przesuwały się zombiaki w grze Potralu. Przy okazji grania w Sylvion nabrałem ochoty na ponowną rozgrywkę w Zombiaki, choć to dwie zupełnie inne gry pod względem trudności (z korzyścią dla Sylvion). Liczę na to że być może w lipcu nadarzy się okazja wypróbowania zaawansowanych trybów rozgrywki.
Ascension: Darkness Unleashed, Dawn of Champions, Realms Unraveled, Return of the Fallen, Rise of Vigil i Storm of Souls – Czerwiec upłynął na poznawaniu kolejnych box-setów Ascension. Była możliwość poznania nowych mechanik oraz sposobów zagrywania dzięki nim kolejnych kart. Spora ilość czasu upłynęła także na wertowaniu i podziwianiu grafik na kartach. Ascension pozostaje jedną z moich ulubionych gier i zdecydowanie jest jednym z najlepszych deckbuilderów jakie grałem i jakie są dostępne na rynku. Jak dla mnie ta gra oferuje niezrównany jak dotąd blend klimaty, pięknych grafik oraz świetnej mechaniki, którą urozmaicają rozwiązania dostępne w poszczególnych zestawach. Z każdą kolejną rozgrywką, gra podoba mi się coraz bardziej.
Carcassonne: Kupcy i Budowniczowie – Z każdym kolejnym dodatkiem Carcassonne staje się grą, po którą sięgamy coraz częściej przy naszych domowych rozgrywkach. Kupcy i Budowniczowie wprowadzają nowe rozwiązania do rozgrywki jednocześnie wpasowując się nieinwazyjnie w istniejące zasady gry, dzięki czemu dodatek można włączyć do rozgrywki praktycznie bez większej potrzeby tłumaczenia zasad.
Enemy Coast Ahead: The Dambuster Raid – Legendarna gra GMT traktująca o śmiałej akcji aliantów o kryptonimie Chastise – nalotach brytyjskich bombowców na tamy wodne w zagłębiu Ruhry z użyciem bomb specjalnie zaprojektowanych do tej akcji. Gra przeleżała sporo czasu na mojej półce, ale dopiero za sprawą świetnej książki Jamesa Hollanda „Niszczyciele Zapór”, którą miałem okazję czytać w ubiegłym miesiącu, moja uwaga została zwrócona ku tej pozycji i w końcu rozegrałem jedną próbną partię. ECA pokazało że GMT nie bez powodu zasługuje na swoją renomę. W grze zastosowano kilka elementów, które rozgrywają się na różnej skali zarówno czasowej jak i operacyjnej. Z jednej strony poświęcamy środki i czas na planowanie nalotów, planując i kompletując eskadry bombowców, przeprowadzając wywiad wojskowy i rozpoznanie celów, aby w następnej części gry przejść do skali taktycznej, której poprowadzimy nasze eskadry przeciwko celom – dobrze bronionym tamom w głębi terytorium wroga. System gry bardzo przypadł mi do gustu i z chęcią, jeśli czas i środki pozwolą, ogram ECA ponownie oraz zapoznam się z drugą grą z tej serii – Bomber Command. W drugiej części roku wyjdzie także kontynuacja Enemy Coast Ahead – The Doolitle Raid, które bezapelacyjnie trafia na mój radar.
Fairy Tale – W ferworze ogrywania różnych gier PnP ściągnałem z BGG wersję tej gry osadzoną w mrocznych klimatach fantasy (tzw. Re-theme Monkey’a). Niestety instrukcja pozostawiła wiele do życzenia i nie udało się rozegrać nawet jednej pełnej rozgrywki. Gra jednak intryguje mnie, gdyż posiada ciekawe połączenie set collection z zagrywaniem akcji z kart na szkielecie modelu matematycznego, który stanowi trzon rozgrywki. Jeśli czas pozwoli, spróbuję odtworzyć zasady w oparciu o instrukcję oryginału i poddam grę ponownej ocenie.
Kanagawa – Kanagawa jest dla gier planszowych tym czym Dziewczyna w Pociągu była dla książek/filmów. Należy pogratulować komuś świetnej kampanii reklamowej, gdyż hype i tzw. word of mouth jaki otrzymała Kanagawa ni jak nie ma do odczuć z rozgrywki w samą grę. Choć ładnie wydana, kanagawa jest niezbyt emocjonującą grą. Podczas rozgrywki nie mogliśmy się oprzeć wrażeniu że gra była inspirowana Viceroyem/Namiestnikiem – kolejną grą, której hype przerósł ostateczny produkt i po wstępnych zachwytach gra utonęła w morzu zapomnienia, gdy masowo na giełdy gier trafiały jej egzemplarze „po jednej rozgrywce”. Nie twierdzę, że Kanagawa jest grą słabą czy złą. Na pewno nie tak słabą jaką był Namiestnik. Niemniej jednak w naszej grupie nie wzbudziła emocji i dziwiliśmy się skąd taka prosta i niczym nie wyróżniająca się gra wzbudziła taki hype wśród graczy. Ale jest to to samo pytanie które ludzie zadają sobie także w stosunku do Dziewczyny z Pociągu![Wink ;)](./images/smilies/icon_wink.gif)
Omega Centauri – kolejny pułkownik, który po kilkunastu miesiącach w końcu doczekał się rozgrywki. OC, choć pretenduje do miana gry 4x jest w rzeczywistości grą euro sprytnie ukrytą w konwencji sci-fi. Gra jest wydana na przyzwoitym poziomie, z bardzo ładną szatą graficzną, choć odbiór estetyki gry nieco cierpi ze względu na brak figurek statków kosmicznych, które są zastąpione drewnianymi dyskami – elementem zdradzającym eurowatą tożsamość gry. Choć z drugiej strony, może niepotrzebnie czepiam się mechaniki euro, gdyż OC to bardziej gra hybrydowa. Bardzo podobał nam się rozwój technologii w grze, oraz tego że występuje ona w ograniczonej ilości. System walki, choć w całości przeliczalny i pozbawiony losowości nie sprawił że grało nam się jakoś specjalnie gorzej, choć brak kostek jakoś dziwnie świerzbił ręce. Brak rywalizacji na planszy, zastąpił jednak wyścig w rozwoju cywilizacyjnym oraz samo Imperium – wróg NPC oddzielający graczy i stanowiący dodatkowe utrudnienie na planszy. Gra dodatkowo posiada dwa warianty rozgrywki. My testowaliśmy wariant podstawowy. Ciężko jest mi cokolwiek więcej napisać po jednej partii. Na pewno mam ochotę ponownie spróbować, tym razem rozgrywki w wariancie zaawansowanym.
Wybuchowa Mieszanka – WM już kilkukrotnie lądowała na naszym stole, podczas organizowanych przeze mnie spotkań, jednakże dopiero teraz miałem okazję w nią zagrać. Dla mnie jest to jedna z bardziej oryginalnych gier na rynku, z ciekawą mechaniką spadających szklanych kul, która pozwala na tworzenie combosów. Dosyć ciekawie wpływa na rozgrywkę zagrywanie mikstur. Gra zdecydowanie przypadła do gustu rodzinie i trafia na radar jako potencjalny zakup w nadchodzących tygodniach.
Tiki – Ciekawa gra z uniwersalną mechaniką. Temat gry, osadzony w maoryskich klimatach jest całkowicie zbędny, jednakże mechanicznie nie mogłem się oprzeć wrażeniu iż Tiki wzorowane było na Sixmaking. Niemniej jednak, gra ma pewien potencjał, choć w trakcie gry brakowało mi dynamiki. Zbyt wiele czasu w tej krótkiej grze jest poświęcone na mozolne wykładanie pionków na planszę w nadziei na zajęcie dogodnej pozycji do przejęcia ananasów (tak, ananasów!)
Osobiście wolę The Duke lub Sixmaking, aczkolwiek nie wykluczam ewentualnego zakupu Tiki do rozgrywek z synem, jako przygotowania do przyszłych potyczek w Szachy, Duke’a czy Sixmaking.
Tiny Epic Galaxies: Beyond the Black – Długo oczekiwane rozszerzenie do świetnej gry kościanej Tiny Epic Galaxies. Podstawka to jedna z moich ulubionych „małych” gier, w dodatku solidna gra kościana z ogromną regrywalnością. BtB wprowadzilo sporo nowych elementów, nakładając sporo mięsa na szkielet gry podstawowej. Jestem dopiero po dwóch rozgrywkach, ale nie potrafię już sobie wyobrazić grania tylko w podstawkę TEG. Beyond the Black to jeden z najlepszych dodatków rozbudowujących grę podstawową jakie miałem okazje poznać w grach planszowych.
STALI BYWALCY:
Onirim– Brakuje mi w edycji cyfrowej Onirimu kilku trybów rozgrywki z pierwszej edycji. Niestety, po kilku partiach gra w wariancie podstawowym zaczyna się dłużyć. Darmowe rozszerzenie za założenie konta Asmodee nie przypadło mi jednak do gustu, gdyż nadmiernie komplikuje grę.
Talisman: Magia i Miecz – Wiele się mówi nt tej starej dobrej gry przygodowej. Pomimo swej prostoty, jak na dzisiejsze standardy, Talisman wciąż potrafi dostarczyć kilku godzin mile spędzonego przy planszy czasu. Nie wstydzę się przyznać iż ten tytuł ląduje u mnie na stole od ponad 20 lat i pewnie jeszcze niejednokrotnie wyląduje, gdyż jest to jedna z najlepszych prostych, casualowych gier planszowych z których zabawę może czerpać cała rodzina niezależnie od wieku![Wink ;)](./images/smilies/icon_wink.gif)
Space Empires: 4X – Mocny powrót po ponad dwuletniej przerwie. Co prawda mieliśmy mały problem z jednym graczem, który źle zrozumiał zasady i wybił się z rozwojem kolonii o dwie, trzy rundy do przodu. Niemniej jednak, miło było ponownie poczuć klimat klasycznego 4x w kosmosie, rozbudowując naszą cywilizację i tocząc wojny z przeciwnikami. Szkoda że takich gier już się nie robi.
Castle: The Detective Card Game – Tę małą karciankę mogę spokojnie nazwać swoim osobistym guilty pleasure. Jest to gra na licencji serialu, który bardzo z żoną lubimy i choć jest do bólu prostą wariacją remika, to wciąż ląduje jako Gateway na naszym stole.
Carcassonne – Najczęsciej gramy w dwie lub trzy osoby w domowym zaciszu. Czynnikiem który sprawia że Carcassonne ciągle trafia na nasz stół i sprawia tak ogromną przyjemność jest spora ilość rywalizacji o punkty, najlepsze miejsce na planszy oraz chęć pokonania przeciwnika za wszelką cenę. Pomimo swej prostoty, gra pozwala na niezwykle wredne zagrania. Ten komu kiedykolwiek postawiono otwarty element drogi w pobliżu niedokończonego miasta wie o czym piszę![Smile :)](./images/smilies/icon_smile.gif)
Five Tribes - Stare dobre Five Tribes. Jedno z moich TOP10.
POWROTY:
Keyflower – po trzymiesięcznej przerwie Keyflower znów zawitał na stole z łączną liczbą trzech rozegranych partii w czerwcu. Liczę że kolejny miesiąc przyniesie długo oczekiwaną okazję do zagrania z dodatkami, choć jak dotąd gra podstawowa nie ograła nam się do tego stopnia abyśmy czuli potrzebę korzystania z jakichkolwiek dodatków. Ogromny plus za skalowalność gry.
Viticulture Essential Edition – Kolejny udany powrót po dwumiesięcznej przerwie. Viticulture trafiło na stół przypadkiem, gdyż szukaliśmy nie wymagającej gry, którą można było zagrać długo po północy podczas jednego ze spotkań. Gra okazała się strzałem w 10, gdyż nie tylko dobrze się przy niej bawiliśmy, ale pomimo późnej pory rozbudziła nas i rywalizacja trwała do samego końca. W wyniku tego do kolekcji trafił dodatek Tuscany, aczkolwiek jeszcze nie było okazji go ograć
Tiny Epic Western – W sumie nawet nie wiem czy powinienem liczyć tę jedną rozgrywkę. Grę przerwaliśmy już po jednej rundzie, gdyż samo tłumaczenie zasad pokazało iż gra jest niepotrzebnie skomplikowana ze zbyt dużą ilością elementów na które trzeba zwracać uwagę i ciągle zaglądać do skrótów zasad. Nie tego oczekiwaliśmy od tej serii, w której zdarzały się lepsze i gorsze gry. TEW zdecydowanie zalicza się do tych gorszych.
Rój – Jedna partia zagrana w międzyczasie, gdy czekaliśmy aż reszta grupy zakończy inną grę. Rozgrywka zakończona impasem. Nie było okazji do rewanżu, jednakże miło było sobie przypomnieć ten tytuł. Zapomniałem już jak dużą ilość kminienia i planowania udało się autorowi zmieścić w tych kilkunastu kafelkach z wizerunkami owadów.
Silent Victory: U.S. Submarines in the Pacific, 1941-45 – Jeden krótki patrol. Tym razem opór Japończyków na Marianach sprawił nieco kłopotów załodze okrętu, jednakże docelowo udało się powrócić do bazy z kilkoma zatopieniami na koncie. W lipcu przewidziany powrót do akcji w kolejnych patrolach![Wink ;)](./images/smilies/icon_wink.gif)
Szalona Misja – kilka partii zagranych z synem. Szalona Misja oczarowuje ładnym wykonaniem oraz w zaskakujący sposób potrafi zaangażować dorosłą osobę w rozgrywkę. Jej drugim niezaprzeczalnym walorem jest pomoc w ćwiczeniu sprawności i koordynacji ręki z okiem u dziecka.
Istambuł – Kilka rozgrywek dla pokazania gry nowej osobie. Gra natychmiast przypadła do gustu i angażowała graczy do samego końca w wyścigu, w którym zwycięstwo rozstrzygało się często o jeden ruch. Dokładnie tego oczekuję od dobrej gry familijnej i sądzę że Istambuł długo utrzyma się w kolekcji.
Jaipur – Gdy nie ma czasu lub miejsca na rozegranie partii Istambułu, Jaipur doskonale wypełnia lukę i zapewnia dobrą zabawę w dwuosobowej rywalizacji o miano najlepszego sprzedawcy.
Pentago – Pierwsze próbne podejście do tej gry z synem. Niestety poziom abstrakcji gry okazał się mało atrakcyjny dla 6-latka i gra chwilowo znów trafiła na półkę. Szukam niemniej jednak wciąż jakiegoś dobrego tytułu, który pozwoli rozwijać w dziecku umiejętność długofalowego planowania i abstrakcyjnego myślenia.
Znak Starszych Bogów – szybka partia przy piwie. Pomimo najlepszych starań polegliśmy z kretesem. Ani gwiazdy ani kości tym razem nam nie sprzyjały. Jestem jednak ciekaw wypróbowania gry z dodatkami, których doczekała się już z resztą całkiem sporo.
Koi-Koi – Długo sobie obiecywałem że nie wrócę do tej gry hazardowej. Pokusa okazała się jednak silniejsza ode mnie. Zaczynam rozumieć, czemu Hanafuda jest zakazana w większości krajów Azjatyckich![Smile :)](./images/smilies/icon_smile.gif)
The Draugr – Świetna, krótka gran a długie wieczory. Klimatem przypomina XIX-wieczne powieści grozy Edgara Allana Poe a klimatyczna oprawa graficzna dodatkowo pogłębia immersję w świat gry. The Draugr to gra krótka, z czasem rozgrywki sięgającym 20-30 min, jednakże dzięki losowemu rozstawieniu zapewnia nieograniczoną regrywalność. Jest to także jedna z tych gier, w których zwycięstwo nigdy nie jest pewne i aby je osiągnąć, trzeba się mocno napracować, zarządzając chaosem ciągle dochodzących wydarzeń losowych oraz lokacji i postaci, które odchodzą w trakcie gry, utrudniając nam osiągnięcie ostatecznego celu zabicia nieumarłych. Klimat, grywalność i klimat, klimat, klimat! Zdecydowanie jest to jedna z najlepszych gier PnP w jakie miałem przyjemność grać i jestem pewien że jeszcze nie raz trafi do miesięcznego podsumowania gier stale goszczących na moim stole.
Mistakos – Bierki z ciekawym twistem. Mistakos to świetny Gateway i jednocześnie gra imprezowa, przy której ilość funu jest wprost proporcjonalna do ilości wypitego alkoholu![Wink ;)](./images/smilies/icon_wink.gif)
Lost Cities – Stara, prosta gra, jednakże coś w niej sprawia iż człowiek wypatruje okazji gdy ktoś na BGA otworzy stół do gry :0). To powiedziawszy, nie wiem czy miałbym ochotę zagrać w nią w realu, gdyż podliczanie punktów jest zdecydowanie wygodniejsze, gdy robi to za ciebie silnik BGA.
Rummikub – Kto powiedział że stare, klasyczne gry planszowe są złe ? No, może poza Monopoly, które jest złem wcielonym
Dorastanie starszego dziecka, które wchodzi powoli w wiek szkolny dało okazję do ponownego zawitania na stole Rummikubowi, głównie ze względu na chęć rozwijania zdolności matematycznych jak i umiejętności planowania i postrzegania wzorów u dziecka. Niemniej jednak gra dostarczyła sporej rozrywki całej rodzinie i z chęcią będziemy do niej wracać w przyszłości, pomimo że dla wielu jest grą przeszłości
ZAWÓD MIESIĄCA:
Pocket Mars – nigdy więcej, chyba że będzie mi zależało na znudzeniu i spławieniu jakiegoś niechcianego gracza.
Tiny Epic Western – Pomimo ładnego wykonania, granie w TEG sprawia bardziej wrażenie przymusu i ciężkiej pracy przy próbie ogarnięcia skomplikowanych zasad zamiast rozrywki.
Pomimo tak sporej liczby rozegranych partii i poznanych gier, nie udało mi się zrealizować planu jaki sobie założyłem na czerwiec. Zabrakło czasu by wrócić do takich tytułów jak Leaving Earth, Warfighter, Jamaica, Formula D czy the Kaiser's Pirates. Ambitne plany obejmowały także rozgrywki w Pola Arle, Spartakusa, Terra Mystikę czy Sushi Go - gry zalegające od miesięcy na mojej półce, lecz okazja do ostatecznego zagrania nie nadarzyła się. Kolejną grą, którą usilnie staram się położyć na stół, lecz wiecznie coś wypada jest Ares Project. Nad tą grą ciąży chyba jakaś klątwa, gdyż ilekroć umawiam się ze znajomym na rozgrywkę, coś sprawia że jednak do rozegrania partii nie dochodzi i tak mija już chyba ze dwa lata od ostatniej rozgrywki
.
Tytuł gry miesiąca zdobywa Savage Planet: The Fate of Fantos
- K.
Czerwiec okazał się dla mnie najbardziej owocnym miesiącem tego roku z 81 rozgrywkami w 46 tytułów. Jest to jednak przybliżony wynik, gdyż niektóre wielokrotne rozgrywki notowałem jako pojedyncze zagranie w daną grę a jakiś odsetek gier w ogóle nie został zanotowany ze względu na zatarcie w pamięci (alkohol miał coś z tym wspólnego
![Wink ;)](./images/smilies/icon_wink.gif)
NOWOŚCI:
Hanamikoji (Gejsze) – Nowość i jednocześnie gra z największą ilością rozegranych partii. Gejsze zaskoczyły nas zarówno jakością wykonania jak i sporą grywalnością jak na grę z tak niewielką ilością elementów. Jej zdecydowanie mocnym atutem jest też niewielki rozmiar, który pozwolił zabierać ją właściwie wszędzie (często graliśmy w przerwach podczas przejażdżek rowerowych).
Savage Planet: The Fate of Fantos – Nowa gra, która wciąż jest na etapie finansowania na Kickstarterze, gdy piszę te słowa. SP oczarowało mnie całkowicie swoją szatą graficzną, nawiązującą do komiksowej kreski lat 80-tych i kilmatem wzorowanym na klasycznych serialach sci-fi tj. Thundarr, He-Man czy Bravestar – typowym slap sticku lat 80-tych, który przywołał wiele wspomnień, gdyż były to seriale i komiksy moich lat młodzieńczych. Rozgrywka pokazała także iż SP, pomimo małych rozmiarów jest sporą grą pod względem grywalności i zapewnia sporą ilość negatywnej interakcji, którą bardzo lubię w grach.
Villages of Valeria – gra nabyta z giełdy na Pionku, bardzo przypadła mnie i małżonce do gustu, gdyż rozgrywka przypomina nam w dużej mierze Osadników Trzewika, choć jest w niej mniej elementow i jest lżejsza jeśli chodzi o sam ciężar rozgrywki.
303: Battle of Britain – po prawie dwóch latach leżakowania na półce w końcu sięgnąłem po ten tytuł z synem, który w międzyczasie zainteresował się samolotami bojowymi. Rozgrywka dostarczyła sporych emocji, zwłaszcza pociesze, która sterowała poczynaniami Luftwaffe, której siły przeważają w rozgrywce. 303 okazała się o wiele bardziej wciągającą grą niż wcześniej przypuszczałem. Zasady są dosyć proste, ale wprowadzają głębię strategii do samej gry. Jest tu sporo kombinowania, asymetryczność stron i czysta negatywna interakcja poparta solidną dawną losowości przy rzutach kośćmi, co bardzo lubię. Dodatkowy plus należy się IPN-owi za notkę historyczną w instrukcji oraz de facto możliwość wykorzystani gry jako pomocy dydaktycznej aby zainteresować młodzież historią.
Pocket Mars – Kolejna gra o kolonizacji Marsa, choć może nieco bardziej od pozostałych inspirowana Marsjaninem Andiego Weira
![Wink ;)](./images/smilies/icon_wink.gif)
Quests of Valeria – Spore zaskoczenie i jedna z ciekawszych gier odkrytych w ubiegłym miesiącu. Quests of Valeria to w dużej mierze karciane Lords of Waterdeep. Gra się bardzo przyjemnie, zbierając drużynę niczym surowce w LoW aby następnie wykonać questy, które gwarantują zwycięstwo. Swego czasu posiadałem LoW, które ograło nam się i zostało sprzedane. Od jakiegoś czasu chcieliśmy je więc z żoną ponownie zakupić, aczkolwiek teraz po odkryciu Questów Valerii te całkowicie zastąpiły nam LoW podobnie jak Villages of Valeria zastąpiły nam Imperial Settlersów.
Winnica - Bardzo przyjemna mała gra, w której planowanie przestrzenne oraz optymalizacja stanowią główne elementy rozgrywki, gdy gracze planują ścieżki mające na celu zapewnienie możliwie jak największej ilości punktów w poszczególnych rundach. Winnica to bardzo solidna gra łącząca prostą ideę ze świetnym wykonaniem elementów jak na tak niską cenę. Zdecydowanie będziemy wracali częściej do tej gry przy naszych rodzinnych rozgrywkach.
Sagrada – Sagrada to specyficzna gra. W gruncie rzeczy to prosta łamigłówka, oprawiona w niesamowicie ładną szatę graficzną. Z drugiej strony gra cierpi nieco na przerost formy nad treścią, gdyż planszetki graczy, przedstawiające witraże w gruncie rzeczy nie są potrzebne, jednakże tłumaczą poniekąd temat gry i nadają jej sensu. Pomijając ten aspekt, Sagrada to bardzo przyjemna gra kościana, w której gracze starają się ułożyć kości na planszetkach o różnych stopniach trudności wzory, zgodnie z wzorem przedstawionym na samej planszetce. Dodatkowo, gracze mogą planować układy tak, aby uzyskać dodatkowe punkty z kart punktujących konkretne sekwencje kości lub wykorzystywać posiadane kryształki-dżokery do zmiany pozycji wcześniej umieszczonych na planszy kości. Sagrada to typowa gra euro, której trzon stanowi solidna, choć abstrakcyjna mechanika a interakcja pomiędzy graczami ogranicza się do wyłącznego korzystania ze wspólnej puli kości. Wszystko to oprawione jest w jak już wspomniałem, ładną dla oka szatę graficzną w postaci kolorowych, przezroczystych kości i budujące klimat planszetki graczy w które wsuwa się plansze witraży stanowiących wzór do ułożenia w danej rozgrywce. Gra po dwóch rozgrywkach bardzo spodobała się mojej żonie. Mnie trochę mniej, gdyż na dłuższą metę widzę że cierpi ona na ograniczoną regrywalność (ze względu na ograniczoną ilość łamigłówek-planszetek ze wzorami) oraz na brak negatywnej interakcji (jeśli nie liczyć podbierania sobie kości).
Blueprints – Kolejna kościana łamigłówka, jednakże w odróżnieniu od Sagrady, zapewniająca większą głębie strategii w planowaniu układu budynków tworzonych z kości. Zdecydowanie przypadła mi do gustu bardziej, choć niezaprzeczalnie jest mniej miła dla oka niż Sagrada. Poraża jedynie cena, gdyż 100zł za tak niewielką ilość kości i kilkanaście kart to rozbój w biały dzień
![Sad :(](./images/smilies/icon_sad.gif)
Sylvion – Dałem się ponieść nostalgii związanej z powrotem do Onirimu po latach i zakupiłem kolejną grę w tej serii jaką jest Sylvion. Przede wszystkim na pozytywną wzmiankę zasługuje wykonanie gry. Solidne, małe pudełko po otwarciu zaskakuje pięknem i wprowadzającej klimatyczny przedsmak przyszłej rozgrywki wyprasce. Sylvion to gra zdecydowanie bardziej rozbudowana pod względem mechaniki i grywalności niż Onirim, jednakże wciąż utrzymująca konwencję onirycznej krainy snów. Jak dotąd udało mi się rozegrać kilka rozdań wariantu podstawowego, który w dużej mierze przypomina mi klasyczne Zombiaki Portalu. Gracze bowiem starają się w grze powstrzymać postępy ogników, które niszczą las za pomocą zagrywania kart pułapek i zwierząt na trasie ogników, co bardzo mocno przypomina zagrywanie pułapek na torach po których przesuwały się zombiaki w grze Potralu. Przy okazji grania w Sylvion nabrałem ochoty na ponowną rozgrywkę w Zombiaki, choć to dwie zupełnie inne gry pod względem trudności (z korzyścią dla Sylvion). Liczę na to że być może w lipcu nadarzy się okazja wypróbowania zaawansowanych trybów rozgrywki.
Ascension: Darkness Unleashed, Dawn of Champions, Realms Unraveled, Return of the Fallen, Rise of Vigil i Storm of Souls – Czerwiec upłynął na poznawaniu kolejnych box-setów Ascension. Była możliwość poznania nowych mechanik oraz sposobów zagrywania dzięki nim kolejnych kart. Spora ilość czasu upłynęła także na wertowaniu i podziwianiu grafik na kartach. Ascension pozostaje jedną z moich ulubionych gier i zdecydowanie jest jednym z najlepszych deckbuilderów jakie grałem i jakie są dostępne na rynku. Jak dla mnie ta gra oferuje niezrównany jak dotąd blend klimaty, pięknych grafik oraz świetnej mechaniki, którą urozmaicają rozwiązania dostępne w poszczególnych zestawach. Z każdą kolejną rozgrywką, gra podoba mi się coraz bardziej.
Carcassonne: Kupcy i Budowniczowie – Z każdym kolejnym dodatkiem Carcassonne staje się grą, po którą sięgamy coraz częściej przy naszych domowych rozgrywkach. Kupcy i Budowniczowie wprowadzają nowe rozwiązania do rozgrywki jednocześnie wpasowując się nieinwazyjnie w istniejące zasady gry, dzięki czemu dodatek można włączyć do rozgrywki praktycznie bez większej potrzeby tłumaczenia zasad.
Enemy Coast Ahead: The Dambuster Raid – Legendarna gra GMT traktująca o śmiałej akcji aliantów o kryptonimie Chastise – nalotach brytyjskich bombowców na tamy wodne w zagłębiu Ruhry z użyciem bomb specjalnie zaprojektowanych do tej akcji. Gra przeleżała sporo czasu na mojej półce, ale dopiero za sprawą świetnej książki Jamesa Hollanda „Niszczyciele Zapór”, którą miałem okazję czytać w ubiegłym miesiącu, moja uwaga została zwrócona ku tej pozycji i w końcu rozegrałem jedną próbną partię. ECA pokazało że GMT nie bez powodu zasługuje na swoją renomę. W grze zastosowano kilka elementów, które rozgrywają się na różnej skali zarówno czasowej jak i operacyjnej. Z jednej strony poświęcamy środki i czas na planowanie nalotów, planując i kompletując eskadry bombowców, przeprowadzając wywiad wojskowy i rozpoznanie celów, aby w następnej części gry przejść do skali taktycznej, której poprowadzimy nasze eskadry przeciwko celom – dobrze bronionym tamom w głębi terytorium wroga. System gry bardzo przypadł mi do gustu i z chęcią, jeśli czas i środki pozwolą, ogram ECA ponownie oraz zapoznam się z drugą grą z tej serii – Bomber Command. W drugiej części roku wyjdzie także kontynuacja Enemy Coast Ahead – The Doolitle Raid, które bezapelacyjnie trafia na mój radar.
Fairy Tale – W ferworze ogrywania różnych gier PnP ściągnałem z BGG wersję tej gry osadzoną w mrocznych klimatach fantasy (tzw. Re-theme Monkey’a). Niestety instrukcja pozostawiła wiele do życzenia i nie udało się rozegrać nawet jednej pełnej rozgrywki. Gra jednak intryguje mnie, gdyż posiada ciekawe połączenie set collection z zagrywaniem akcji z kart na szkielecie modelu matematycznego, który stanowi trzon rozgrywki. Jeśli czas pozwoli, spróbuję odtworzyć zasady w oparciu o instrukcję oryginału i poddam grę ponownej ocenie.
Kanagawa – Kanagawa jest dla gier planszowych tym czym Dziewczyna w Pociągu była dla książek/filmów. Należy pogratulować komuś świetnej kampanii reklamowej, gdyż hype i tzw. word of mouth jaki otrzymała Kanagawa ni jak nie ma do odczuć z rozgrywki w samą grę. Choć ładnie wydana, kanagawa jest niezbyt emocjonującą grą. Podczas rozgrywki nie mogliśmy się oprzeć wrażeniu że gra była inspirowana Viceroyem/Namiestnikiem – kolejną grą, której hype przerósł ostateczny produkt i po wstępnych zachwytach gra utonęła w morzu zapomnienia, gdy masowo na giełdy gier trafiały jej egzemplarze „po jednej rozgrywce”. Nie twierdzę, że Kanagawa jest grą słabą czy złą. Na pewno nie tak słabą jaką był Namiestnik. Niemniej jednak w naszej grupie nie wzbudziła emocji i dziwiliśmy się skąd taka prosta i niczym nie wyróżniająca się gra wzbudziła taki hype wśród graczy. Ale jest to to samo pytanie które ludzie zadają sobie także w stosunku do Dziewczyny z Pociągu
![Wink ;)](./images/smilies/icon_wink.gif)
Omega Centauri – kolejny pułkownik, który po kilkunastu miesiącach w końcu doczekał się rozgrywki. OC, choć pretenduje do miana gry 4x jest w rzeczywistości grą euro sprytnie ukrytą w konwencji sci-fi. Gra jest wydana na przyzwoitym poziomie, z bardzo ładną szatą graficzną, choć odbiór estetyki gry nieco cierpi ze względu na brak figurek statków kosmicznych, które są zastąpione drewnianymi dyskami – elementem zdradzającym eurowatą tożsamość gry. Choć z drugiej strony, może niepotrzebnie czepiam się mechaniki euro, gdyż OC to bardziej gra hybrydowa. Bardzo podobał nam się rozwój technologii w grze, oraz tego że występuje ona w ograniczonej ilości. System walki, choć w całości przeliczalny i pozbawiony losowości nie sprawił że grało nam się jakoś specjalnie gorzej, choć brak kostek jakoś dziwnie świerzbił ręce. Brak rywalizacji na planszy, zastąpił jednak wyścig w rozwoju cywilizacyjnym oraz samo Imperium – wróg NPC oddzielający graczy i stanowiący dodatkowe utrudnienie na planszy. Gra dodatkowo posiada dwa warianty rozgrywki. My testowaliśmy wariant podstawowy. Ciężko jest mi cokolwiek więcej napisać po jednej partii. Na pewno mam ochotę ponownie spróbować, tym razem rozgrywki w wariancie zaawansowanym.
Wybuchowa Mieszanka – WM już kilkukrotnie lądowała na naszym stole, podczas organizowanych przeze mnie spotkań, jednakże dopiero teraz miałem okazję w nią zagrać. Dla mnie jest to jedna z bardziej oryginalnych gier na rynku, z ciekawą mechaniką spadających szklanych kul, która pozwala na tworzenie combosów. Dosyć ciekawie wpływa na rozgrywkę zagrywanie mikstur. Gra zdecydowanie przypadła do gustu rodzinie i trafia na radar jako potencjalny zakup w nadchodzących tygodniach.
Tiki – Ciekawa gra z uniwersalną mechaniką. Temat gry, osadzony w maoryskich klimatach jest całkowicie zbędny, jednakże mechanicznie nie mogłem się oprzeć wrażeniu iż Tiki wzorowane było na Sixmaking. Niemniej jednak, gra ma pewien potencjał, choć w trakcie gry brakowało mi dynamiki. Zbyt wiele czasu w tej krótkiej grze jest poświęcone na mozolne wykładanie pionków na planszę w nadziei na zajęcie dogodnej pozycji do przejęcia ananasów (tak, ananasów!)
![Smile :)](./images/smilies/icon_smile.gif)
Tiny Epic Galaxies: Beyond the Black – Długo oczekiwane rozszerzenie do świetnej gry kościanej Tiny Epic Galaxies. Podstawka to jedna z moich ulubionych „małych” gier, w dodatku solidna gra kościana z ogromną regrywalnością. BtB wprowadzilo sporo nowych elementów, nakładając sporo mięsa na szkielet gry podstawowej. Jestem dopiero po dwóch rozgrywkach, ale nie potrafię już sobie wyobrazić grania tylko w podstawkę TEG. Beyond the Black to jeden z najlepszych dodatków rozbudowujących grę podstawową jakie miałem okazje poznać w grach planszowych.
STALI BYWALCY:
Onirim– Brakuje mi w edycji cyfrowej Onirimu kilku trybów rozgrywki z pierwszej edycji. Niestety, po kilku partiach gra w wariancie podstawowym zaczyna się dłużyć. Darmowe rozszerzenie za założenie konta Asmodee nie przypadło mi jednak do gustu, gdyż nadmiernie komplikuje grę.
Talisman: Magia i Miecz – Wiele się mówi nt tej starej dobrej gry przygodowej. Pomimo swej prostoty, jak na dzisiejsze standardy, Talisman wciąż potrafi dostarczyć kilku godzin mile spędzonego przy planszy czasu. Nie wstydzę się przyznać iż ten tytuł ląduje u mnie na stole od ponad 20 lat i pewnie jeszcze niejednokrotnie wyląduje, gdyż jest to jedna z najlepszych prostych, casualowych gier planszowych z których zabawę może czerpać cała rodzina niezależnie od wieku
![Wink ;)](./images/smilies/icon_wink.gif)
Space Empires: 4X – Mocny powrót po ponad dwuletniej przerwie. Co prawda mieliśmy mały problem z jednym graczem, który źle zrozumiał zasady i wybił się z rozwojem kolonii o dwie, trzy rundy do przodu. Niemniej jednak, miło było ponownie poczuć klimat klasycznego 4x w kosmosie, rozbudowując naszą cywilizację i tocząc wojny z przeciwnikami. Szkoda że takich gier już się nie robi.
Castle: The Detective Card Game – Tę małą karciankę mogę spokojnie nazwać swoim osobistym guilty pleasure. Jest to gra na licencji serialu, który bardzo z żoną lubimy i choć jest do bólu prostą wariacją remika, to wciąż ląduje jako Gateway na naszym stole.
Carcassonne – Najczęsciej gramy w dwie lub trzy osoby w domowym zaciszu. Czynnikiem który sprawia że Carcassonne ciągle trafia na nasz stół i sprawia tak ogromną przyjemność jest spora ilość rywalizacji o punkty, najlepsze miejsce na planszy oraz chęć pokonania przeciwnika za wszelką cenę. Pomimo swej prostoty, gra pozwala na niezwykle wredne zagrania. Ten komu kiedykolwiek postawiono otwarty element drogi w pobliżu niedokończonego miasta wie o czym piszę
![Smile :)](./images/smilies/icon_smile.gif)
Five Tribes - Stare dobre Five Tribes. Jedno z moich TOP10.
POWROTY:
Keyflower – po trzymiesięcznej przerwie Keyflower znów zawitał na stole z łączną liczbą trzech rozegranych partii w czerwcu. Liczę że kolejny miesiąc przyniesie długo oczekiwaną okazję do zagrania z dodatkami, choć jak dotąd gra podstawowa nie ograła nam się do tego stopnia abyśmy czuli potrzebę korzystania z jakichkolwiek dodatków. Ogromny plus za skalowalność gry.
Viticulture Essential Edition – Kolejny udany powrót po dwumiesięcznej przerwie. Viticulture trafiło na stół przypadkiem, gdyż szukaliśmy nie wymagającej gry, którą można było zagrać długo po północy podczas jednego ze spotkań. Gra okazała się strzałem w 10, gdyż nie tylko dobrze się przy niej bawiliśmy, ale pomimo późnej pory rozbudziła nas i rywalizacja trwała do samego końca. W wyniku tego do kolekcji trafił dodatek Tuscany, aczkolwiek jeszcze nie było okazji go ograć
Tiny Epic Western – W sumie nawet nie wiem czy powinienem liczyć tę jedną rozgrywkę. Grę przerwaliśmy już po jednej rundzie, gdyż samo tłumaczenie zasad pokazało iż gra jest niepotrzebnie skomplikowana ze zbyt dużą ilością elementów na które trzeba zwracać uwagę i ciągle zaglądać do skrótów zasad. Nie tego oczekiwaliśmy od tej serii, w której zdarzały się lepsze i gorsze gry. TEW zdecydowanie zalicza się do tych gorszych.
Rój – Jedna partia zagrana w międzyczasie, gdy czekaliśmy aż reszta grupy zakończy inną grę. Rozgrywka zakończona impasem. Nie było okazji do rewanżu, jednakże miło było sobie przypomnieć ten tytuł. Zapomniałem już jak dużą ilość kminienia i planowania udało się autorowi zmieścić w tych kilkunastu kafelkach z wizerunkami owadów.
Silent Victory: U.S. Submarines in the Pacific, 1941-45 – Jeden krótki patrol. Tym razem opór Japończyków na Marianach sprawił nieco kłopotów załodze okrętu, jednakże docelowo udało się powrócić do bazy z kilkoma zatopieniami na koncie. W lipcu przewidziany powrót do akcji w kolejnych patrolach
![Wink ;)](./images/smilies/icon_wink.gif)
Szalona Misja – kilka partii zagranych z synem. Szalona Misja oczarowuje ładnym wykonaniem oraz w zaskakujący sposób potrafi zaangażować dorosłą osobę w rozgrywkę. Jej drugim niezaprzeczalnym walorem jest pomoc w ćwiczeniu sprawności i koordynacji ręki z okiem u dziecka.
Istambuł – Kilka rozgrywek dla pokazania gry nowej osobie. Gra natychmiast przypadła do gustu i angażowała graczy do samego końca w wyścigu, w którym zwycięstwo rozstrzygało się często o jeden ruch. Dokładnie tego oczekuję od dobrej gry familijnej i sądzę że Istambuł długo utrzyma się w kolekcji.
Jaipur – Gdy nie ma czasu lub miejsca na rozegranie partii Istambułu, Jaipur doskonale wypełnia lukę i zapewnia dobrą zabawę w dwuosobowej rywalizacji o miano najlepszego sprzedawcy.
Pentago – Pierwsze próbne podejście do tej gry z synem. Niestety poziom abstrakcji gry okazał się mało atrakcyjny dla 6-latka i gra chwilowo znów trafiła na półkę. Szukam niemniej jednak wciąż jakiegoś dobrego tytułu, który pozwoli rozwijać w dziecku umiejętność długofalowego planowania i abstrakcyjnego myślenia.
Znak Starszych Bogów – szybka partia przy piwie. Pomimo najlepszych starań polegliśmy z kretesem. Ani gwiazdy ani kości tym razem nam nie sprzyjały. Jestem jednak ciekaw wypróbowania gry z dodatkami, których doczekała się już z resztą całkiem sporo.
Koi-Koi – Długo sobie obiecywałem że nie wrócę do tej gry hazardowej. Pokusa okazała się jednak silniejsza ode mnie. Zaczynam rozumieć, czemu Hanafuda jest zakazana w większości krajów Azjatyckich
![Smile :)](./images/smilies/icon_smile.gif)
The Draugr – Świetna, krótka gran a długie wieczory. Klimatem przypomina XIX-wieczne powieści grozy Edgara Allana Poe a klimatyczna oprawa graficzna dodatkowo pogłębia immersję w świat gry. The Draugr to gra krótka, z czasem rozgrywki sięgającym 20-30 min, jednakże dzięki losowemu rozstawieniu zapewnia nieograniczoną regrywalność. Jest to także jedna z tych gier, w których zwycięstwo nigdy nie jest pewne i aby je osiągnąć, trzeba się mocno napracować, zarządzając chaosem ciągle dochodzących wydarzeń losowych oraz lokacji i postaci, które odchodzą w trakcie gry, utrudniając nam osiągnięcie ostatecznego celu zabicia nieumarłych. Klimat, grywalność i klimat, klimat, klimat! Zdecydowanie jest to jedna z najlepszych gier PnP w jakie miałem przyjemność grać i jestem pewien że jeszcze nie raz trafi do miesięcznego podsumowania gier stale goszczących na moim stole.
Mistakos – Bierki z ciekawym twistem. Mistakos to świetny Gateway i jednocześnie gra imprezowa, przy której ilość funu jest wprost proporcjonalna do ilości wypitego alkoholu
![Wink ;)](./images/smilies/icon_wink.gif)
Lost Cities – Stara, prosta gra, jednakże coś w niej sprawia iż człowiek wypatruje okazji gdy ktoś na BGA otworzy stół do gry :0). To powiedziawszy, nie wiem czy miałbym ochotę zagrać w nią w realu, gdyż podliczanie punktów jest zdecydowanie wygodniejsze, gdy robi to za ciebie silnik BGA.
Rummikub – Kto powiedział że stare, klasyczne gry planszowe są złe ? No, może poza Monopoly, które jest złem wcielonym
![Wink ;)](./images/smilies/icon_wink.gif)
![Wink ;)](./images/smilies/icon_wink.gif)
ZAWÓD MIESIĄCA:
Pocket Mars – nigdy więcej, chyba że będzie mi zależało na znudzeniu i spławieniu jakiegoś niechcianego gracza.
Tiny Epic Western – Pomimo ładnego wykonania, granie w TEG sprawia bardziej wrażenie przymusu i ciężkiej pracy przy próbie ogarnięcia skomplikowanych zasad zamiast rozrywki.
Pomimo tak sporej liczby rozegranych partii i poznanych gier, nie udało mi się zrealizować planu jaki sobie założyłem na czerwiec. Zabrakło czasu by wrócić do takich tytułów jak Leaving Earth, Warfighter, Jamaica, Formula D czy the Kaiser's Pirates. Ambitne plany obejmowały także rozgrywki w Pola Arle, Spartakusa, Terra Mystikę czy Sushi Go - gry zalegające od miesięcy na mojej półce, lecz okazja do ostatecznego zagrania nie nadarzyła się. Kolejną grą, którą usilnie staram się położyć na stół, lecz wiecznie coś wypada jest Ares Project. Nad tą grą ciąży chyba jakaś klątwa, gdyż ilekroć umawiam się ze znajomym na rozgrywkę, coś sprawia że jednak do rozegrania partii nie dochodzi i tak mija już chyba ze dwa lata od ostatniej rozgrywki
![Wink ;)](./images/smilies/icon_wink.gif)
Tytuł gry miesiąca zdobywa Savage Planet: The Fate of Fantos
- K.