O kulcie nowości słow kilka
: 17 kwie 2018, 23:55
Trochę się ostatnio zastanawiam, czy w naszym hobby chodzi o granie w gry planszowe, czy bardziej o ich posiadanie?
Na większej grupie przy każdej premierze jakiejś nowości widzę posty na zasadzie „mam i ja”. Każdy, kto tylko może chwali się, że posiada jakiś gorący tytuł. Coraz mniej widzę przy tym refleksji, opinii czy było warto – raczej skupienie się na tym, że „ja też mam – nie przegapiłem tego”. Jednak czy uleganie tej pogoni za nowościami nie sprawia, że tracimy to, co jest istotną tego hobby – rozrywkę? Znacie to uczucie, jakby gry uciekały wam przez palce, kiedy odpuściliście jakiś tytuł, bo w natłoku zajęć jesteście w stanie zagrać kilka razy miesięcznie, a przecież ciekawych premier w tym miesiącu było co najmniej kilkanaście? Obawiamy się, że stracimy coś ważnego, bo nie ma czasu, by grać / pieniędzy, żeby kupić / miejsca na półce.
Ulegamy presji wydawnictw, które przy niemal każdej wydanej grze piszą, że jest objawieniem, must have. Gra jest towarem, a towar trzeba sprzedać – czyli stworzyć potrzebę jego posiadania. Jak w przypadku każdego produktu, również rynek gier planszowych sztucznie nakręca parcie na kupowanie nowości. Potrzebę tak silną, że nieposiadanie czegoś sprawia, iż czujemy się z tym źle. Żyjemy w czasach, w których nowość jest swego rodzaju fetyszem. Nowe jest niejako uświęcone, uznawane automatycznie za lepsze. Sam dokładam do tego cegiełkę, w końcu nie tylko kupuję gry, ale również piszę o nowościach, czym w pewien sposób niejako nakręcam maszynkę. W momencie, w którym wychodzi nowa gra, czujemy się zmuszeni, by: jak najszybciej w nią zagrać, jak najszybciej pochwalić się, udowodnić innym, że jesteśmy na bieżąco z nowościami, pokazać, że nadążamy za resztą społeczeństwa. Tworzy to swego rodzaju presję.
Jakiś czas temu pojawiło się pojęcie, które dobrze to opisuje – FOMO (Fear of Missing Out), czyli lęk przed pominięciem, ominięciem czegoś istotnego. Stąd być może bierze się tak dużo pytań o to, co kupić (w przypadku, gdy finanse nie pozwalają na kupno każdej właśnie ukazującej się gry) oraz ofert sprzedaży gier w folii (gdy to czas nie pozwala na ich ogranie).
Czy „muszę” oznacza jednak „chcę”?
Zapominamy, że podstawowym celem naszego hobby jest rozgrywka, miłe spędzanie czasu, gdy zaś coś staje się obowiązkiem, przestaje być przyjemnością. Jeśli czujecie, że gdzieś w tej pogoni za nowym straciliście tę frajdę, jaką mieliście z delektowania się grą, uczenia się strategii, cieszenia się z miło spędzonego czasu – zwolnijcie. Prawda jest taka, że wszystkich gier, podobnie jak innych dóbr kultury, książek czy filmów i tak nie dacie rady poznać, zaś im dłużej robisz coś, bo musisz, tym mniej chcesz.
Osobiście jestem typem gracza, o który, lubi poznawać nowe mechaniki i tytuły, szukam swojego „Świętego Graala”. Z jakiegoś powodu najwięcej satysfakcji sprawia mi zawsze uczenie się gry, przez co jestem podatny na nowości. Jednak doświadczenie nauczyło mnie, że nie zawsze da się wynaleźć koło na nowo, zaś sporo gier planszowych jest w rzeczywistości mało innowacyjnych. Mając ograniczony czas, staram się więc mimo wszystko wybierać te tytuły, w przypadku których jest największa szansa na to, że znajdę chętnych do gry. Niestety – często oznacza to, że z wielu pozycji muszę w ostatecznym rozrachunku zrezygnować.
Więcej na ten temat (i poglądy innych osób) w felietonie http://www.przystole.org/2018/03/13/o-k ... osci-slow/
Na większej grupie przy każdej premierze jakiejś nowości widzę posty na zasadzie „mam i ja”. Każdy, kto tylko może chwali się, że posiada jakiś gorący tytuł. Coraz mniej widzę przy tym refleksji, opinii czy było warto – raczej skupienie się na tym, że „ja też mam – nie przegapiłem tego”. Jednak czy uleganie tej pogoni za nowościami nie sprawia, że tracimy to, co jest istotną tego hobby – rozrywkę? Znacie to uczucie, jakby gry uciekały wam przez palce, kiedy odpuściliście jakiś tytuł, bo w natłoku zajęć jesteście w stanie zagrać kilka razy miesięcznie, a przecież ciekawych premier w tym miesiącu było co najmniej kilkanaście? Obawiamy się, że stracimy coś ważnego, bo nie ma czasu, by grać / pieniędzy, żeby kupić / miejsca na półce.
Ulegamy presji wydawnictw, które przy niemal każdej wydanej grze piszą, że jest objawieniem, must have. Gra jest towarem, a towar trzeba sprzedać – czyli stworzyć potrzebę jego posiadania. Jak w przypadku każdego produktu, również rynek gier planszowych sztucznie nakręca parcie na kupowanie nowości. Potrzebę tak silną, że nieposiadanie czegoś sprawia, iż czujemy się z tym źle. Żyjemy w czasach, w których nowość jest swego rodzaju fetyszem. Nowe jest niejako uświęcone, uznawane automatycznie za lepsze. Sam dokładam do tego cegiełkę, w końcu nie tylko kupuję gry, ale również piszę o nowościach, czym w pewien sposób niejako nakręcam maszynkę. W momencie, w którym wychodzi nowa gra, czujemy się zmuszeni, by: jak najszybciej w nią zagrać, jak najszybciej pochwalić się, udowodnić innym, że jesteśmy na bieżąco z nowościami, pokazać, że nadążamy za resztą społeczeństwa. Tworzy to swego rodzaju presję.
Jakiś czas temu pojawiło się pojęcie, które dobrze to opisuje – FOMO (Fear of Missing Out), czyli lęk przed pominięciem, ominięciem czegoś istotnego. Stąd być może bierze się tak dużo pytań o to, co kupić (w przypadku, gdy finanse nie pozwalają na kupno każdej właśnie ukazującej się gry) oraz ofert sprzedaży gier w folii (gdy to czas nie pozwala na ich ogranie).
Czy „muszę” oznacza jednak „chcę”?
Zapominamy, że podstawowym celem naszego hobby jest rozgrywka, miłe spędzanie czasu, gdy zaś coś staje się obowiązkiem, przestaje być przyjemnością. Jeśli czujecie, że gdzieś w tej pogoni za nowym straciliście tę frajdę, jaką mieliście z delektowania się grą, uczenia się strategii, cieszenia się z miło spędzonego czasu – zwolnijcie. Prawda jest taka, że wszystkich gier, podobnie jak innych dóbr kultury, książek czy filmów i tak nie dacie rady poznać, zaś im dłużej robisz coś, bo musisz, tym mniej chcesz.
Osobiście jestem typem gracza, o który, lubi poznawać nowe mechaniki i tytuły, szukam swojego „Świętego Graala”. Z jakiegoś powodu najwięcej satysfakcji sprawia mi zawsze uczenie się gry, przez co jestem podatny na nowości. Jednak doświadczenie nauczyło mnie, że nie zawsze da się wynaleźć koło na nowo, zaś sporo gier planszowych jest w rzeczywistości mało innowacyjnych. Mając ograniczony czas, staram się więc mimo wszystko wybierać te tytuły, w przypadku których jest największa szansa na to, że znajdę chętnych do gry. Niestety – często oznacza to, że z wielu pozycji muszę w ostatecznym rozrachunku zrezygnować.
Więcej na ten temat (i poglądy innych osób) w felietonie http://www.przystole.org/2018/03/13/o-k ... osci-slow/