![Obrazek](https://i.postimg.cc/5yMbBw7J/pic4962813.jpg)
O rany, jakież to jest dobre! Byłem niezwykle zaskoczony, choć słyszałem wcześniej recomendację Quinnsa z SU&SD, więc nie szedłem tak zupełnie w ciemno. Jestem pod ogromnym wrażeniem ile udało się wycisnąć z talii zaledwie 6 kolorów kart! W Mandali pod spodem dzieje się wiele subtelnych ciekawostek. Przestrzeń decyzyjna jest intrygująca i tworzy niemal w każdym ruchu ciekawe napięcie. Jest tu atak (na większości), atak (na przyspieszanie końca gry), zwiększanie wartości (na zyski), obrona prewencyjna (na większości), blok (na wyłączenie kolorów), a na dobitkę jeszcze manipulacja wartościami poszczególnych kolorów, które mają inne wartości pomiędzy graczami. A wszystko kończy się po 20 minutach. W grach dwuosobowych tego kalibru ciężko jest z wyważeniem, bo albo są to gry złożone, wymagające dużych inwestycji czasowych i znajomości kart albo są to uproszczone gry fillery/płytkie/nijakie, które po 1-2 partiach nie mają już nic do zaoferowania. Mandala plasuje się cudownie pośrodku, gdzieś obok Hanamikoji, jako jeden z niewielu wybitnych tytułów, który potrafi wiele niewielkim nakładem i każdą partią oferuje wystarczająco zróżnicowania, by dać się zaangażować. Myślę jednak, że poznają się na Mandali tylko niektórzy - z zewnątrz bowiem wygląda jak nudny set collection, a interakcji (w tym silnie negatywnej) jest tu na pęczki. Sam fakt, że gra do tej pory nie miała swojego wątku jest już znaczący :). Ja jednak bardzo polecam.
Szmatka jest z jednej strony fajnym dodatkiem, a z drugiej w sumie mogłoby jej nie być, bo ani jakościowo/kolorystycznie nie zabija (mdło-zgniło-zielone przebrawienie), ani też funkcjonalnie nie jest konieczna, bo istnienie poszczególnych pól łatwo zapamiętać. Cała gra zmiesciałby się do małego, prostokątnego pudełeczka (nawet z tą szmatką złożoną kilka razy) - i trochę szkoda, że się na takie nie zdecydowano, bo kompaktowość i przenośność tej gry są jej wielkimi zaletami w stosunku do mocy, jaką potrafi wygenerować. Nie jest to jednak nic, czego nie można by naprawić przepakowując karty do własnego pudełka.
Fun fact: ilustratorem jest Klemens Franz. Jak się okazuje, jak mu dać abstrakty do ręki, to nawet potrafi tego nie spieprzyć :)