Jedną z żelaznych zasad jest oczywiście to, że podczas gry demo nakierowujemy uczącego się gracza na zwycięstwo. "Podkładamy się" bo to tutorial, nowy gracz ma się uczyć i zobaczyć jak się wygrywa w grę.
Nawet gdy newbie wyjdzie już poza samą naukę zasad gry czeka go ciężka droga, bo WM&H nie wybacza błędów a liczba opcji i możliwości jest oszałamiająca. Na szczęście bitewniaki mają metody na dogadanie się tak by gra była ciekawa dla obu stron - nie za trudna dla newbie, nie za łatwa dla weterana. Można grając z nowym wziąć mniejszą armię, albo skonstruować ją w wołający o pomstę do nieba niesynergiczny sposób (zdarzało mi się np całkowicie losować skład armii do takich gier).
I nie bez powodu - w środowisku bitewniaków funkcjonują określenia zapożyczone z gier online takie jak ROTFLstomping albo Baby Seal Clubbing. Granie na maksa z nowym graczem po to by bez żadnego wysiłku zgarnąć "fraga" jest traktowane z pogardą jako niegodne.
W planszówkowym świecie napotykam podobny, etyczny (:P) problem. Najbardziej lubię bezpardonową grę z ogranymi znajomymi w grę, w którą każdy z nas ma kilkadziesiąt partii doświadczenia. Wtedy rozgrywka jest niczym filmowy pojedynek Jeta Li z Jackie Chanem

Pierwsza rozgrywka to nauka więc tak naprawdę newbies co najwyżej rywalizują między sobą, a ja mogę sobie być graczem-statystą. Próby wygrania w takiej sytuacji byłyby strasznie słabe. A w drugiej? Kolejnych? Czy po to zapraszam nowych graczy, żeby w easy mode zgarnąć nic nie znaczące zwycięstwo? Ale z drugiej strony czy zapraszam ich po to, by altruistycznie ich gry nauczyć i stanowić dla nich tło, samemu robiąc udawane ruchy i się nudząc ?
A kiedy Wy przestajecie się podkładać noobsom, których nauczyliście nowej gry? Jakie stosujecie handicapy, by nie wyjść na Rotflstomperów?