Zagrałem w podstawkę kilkukrotnie, 2 osoby i takie oto spostrzeżenia mam.
Po 7 partiach oceniam to jako całkiem fajny tytuł, przegrywam póki co z kretesem (1-6
), pozycja, w którą chce się grać dalej.
Natomiast co do złożoności...
Nie jest to gra nadmiernie skomplikowana sama w sobie. Całkiem jasne i bardzo dobrze opisane zasady w instrukcji. Jednak łapię się na tym, że (to dotyczy raczej ostatniej rundy, ostatnich tur) rozkminiam i rozkminiam i rozkminiam.... Gra (bądź ja) jest podatna nie tyle na paraliż decyzyjny (nie wiem co zrobić), co na dość długie przeliczanie: będę wiedział co zrobić, gdy sobie dokładnie wszystko policzę. Przeliczanie nie wynika ze skomplikowania samej gry, wynika zaś
z ilości możliwości, których połączenie i zgranie do różnych efektów punktowych prowadzić może.
Porównam to do gier cięższych (wg bgg przynajmniej) - Brass czy inne Pola Arle. W Brass'ie nie mam z tym problemu. Czasem zastanowię się chwilę, owszem. Ale w nim z powodu mniejszej ilości możliwości wypracowywanie ciągu ruchów/efektów/korzyści (wg mnie przynajmniej) nie jest to rozkmina nadmierna. Rzut oka na planszę, zerknięcie na planszetkę i wio. Podobnie w Polach (o ile dobrze pamiętam, bo w te grałem dawniej), zagrania przychodziły mi szybciej. Choć to taki excell na planszy był. No i pozycja niby bardziej wymagająca od Arnaka.
W Arnaku zaś mniej kolorowo. Wczoraj podczas jednej partii, która zajęła X czasu, mój ostatni ruch (nie cała tura, dosłownie: ruch) zajął chyba 1/4 całej gry. Owszem, była to trochę zabawa, w otwartą moją ostatnią kartę wraz ze współgraczką przeliczaliśmy dostępne opcje.
- (1) wersja minimum - kupuję kartę dla przedmiotu dla tylko 1 punktu (bo na to mnie stać)
- (2) wersja wybitnie nie minimum polegała na możliwości podbijania na torze badań w świątyni, które to badania miała umożliwić karta artefaktu, pozwalająca na przesunięcie archeologa i skorzystanie ponownie z dowolnego stanowiska archeo (zatem rozkmina: gdzie, by pozyskać jakieś zasoby), przy czym podbijanie w górę w badaniach też mogło być obarczone dostaniem strachów (ciemna wersja planszy). Dalej - wspomniana rozkmina "gdzie" była związana również z możliwością pójścia po kompasy, które to kompasy mogły dać kolejną kartę artefaktu (zatem i punkt i efekt), dalej - jeśli - to który artefakt, bo jeden pozwalał na skorzystanie ze zdolności pomocnika na torze surowców, który to pomocnik pozwalał na kupno artefaktu (kolejnego zatem) ze zniżką. Do tej powyższej zupy doszła możliwość skorzystania z moich dostępnych bożków i znów przeliczanie, czy zasłonięcie punktowanego pola na planszetce celem łyknięcia jakichś surowców będzie mniej czy bardziej opłacalne punktowo... I ewentualnie ile bożków, bo tych kilku miałem. Zatem potencjalnie kilka pięter w świątyni możnaby...
Przyznam, że to wczorajsze combo było dość mulące. I to wszystko posiadając 1 kartę na ręku i jakieś mizerne zasoby. Stanęło summa summarum na opcji pierwszej. Druga o ile pamiętam była albo taka sama punktowo, albo 1 mniej...
Niejedna gra jeszcze przede mną. Ale mam nadzieję, że nie zepsuję sobie przyjemności grania w ten tytuł tymi ostatnimi ruchami, gdzie - skoro przeliczyć coś można - to przeliczam. A jeśli w grze coś nadmiernie przeliczam - to w to nie gram. Bo nie przepadam za liczeniem słupków w takiej skali. Mogę oczywiście niektóre ruchy robić bardziej intuicyjnie, na czuja, Jeśli ktoś gra w ten sposób - znaczy stara się optymalizować mocno - będzie to cięższy tytuł w odbiorze, niż - gdy akcje przeprowadzać będziemy bardziej intuicyjnie. Część akcji przynajmniej. Wtedy to taki luźny tytuł będzie. - Cóż, zobaczymy.
Ale faktycznie, przyjemna gierka całkiem