Elasund baj najt
: 29 sty 2009, 02:20
Godzinę temu wróciłam z wieczorku towarzyskiego 3 piętra wyżej. Wszystko wypadło odwrotnie niż zakładaliśmy. Film, na który się spotkaliśmy (Mamma Mia) znudził nas kompletnie, Boomtown - który miał być dopełnieniem wieczoru, okazał się tak naprawde jego początkiem; przyniesione później TtREuropa - zazwyczaj będące obiadem - okazało się przystawką a prawdziwą ucztą był Elasund.
Skład 4osobowy, w tym jeden nowicjusz. między Bogiem a prawdą, reszta też prawie z zerowym doświadczeniem początki - kilka dni temu - ciężkie. że niby skomplikowane, trudno spamiętać ruchy i jakoś opornie idzie.
dziś - REWELACJA! mimo późnej pory (dla nas to późna), wina, piwa i grypy była to najbardziej zaciekła i strategiczna rozgrywka, do jakiej miałam okazję ostatnimi czasy zasiąść.
Zaczęło się też niemrawo, nowicjusz o wszystko pytał, a że ambitny to pytał naprawdę o wszystko dopóki na planszy panował luz dopóty gra działała na niektórych trochę usypiająco. nawet zniwelowalismy znaczniki z 10 do 7, gdy pudełkowa informacja o 60min czasie rozgrywki okazała się już dawno fikcją.
i nagle, poziom pokojowego "baju baju ja se w środek a ty z kraju" osiągnął punkt krytyczny. nowicjusz ruszył do ataku i położył ostatni 7 znacznik. pozostałe osoby natychmiast wrzuciły z powrotem na stół te odłożone wcześniej i chciały grać dalej! od tego momentu to była masakra ...
Każdy ruch obliczony na położenie swojego znacznika przy równoczesnym zdjęciu cudzego. przeliczanie pozostałych kawałków muru, sztuk złotych monet, przewagi w pozwoleniach. wciąż i ciągle. w każdej kolejce zabudowanie cudzych budynków i walka o te największe. kto komu jako ostatni wywali szóstkę, wyścig! prowadzenie zmieniało się jak w kalejdoskopie. skrupulatnie przygotowany plan albo przypadkiem ktoś zepsuł swoim albo - co częstsze - celowo nam zniweczył. wszyscy siedzieli jak struny wpatrzeni w planszę z mocnym postanowieniem zwycięstwa, która to determinacja w tym gronie nie zdaża się często.
ciosy padały gęsto, padały znaczniki, walka o wiatraki, zaciskanie kciuków o dobry rząd punktujący. aż wreszcie nadeszła ostatnia kolejka, gdy wszystko zależało ode mnie...
kolejne dwie osoby miały możliwość wygrania w swoim następnym ruchu. mogłam zniweczyć albo zamiar jednej albo próbować zniweczyć Drugiej licząc, że ta Pierwsza dokończy dzieła swoim posunięciem i moment ścięcia zostanie opóźniony. czwarta osoba głowiła się razem ze mną. dwa pojedyncze znaczniki czekały już aby dołączyć do 9 towarzyszy na planszy. ostatnie chwile:
- wykupuję ostatni kawałek wolnego miejsca pod mur. dzięki temu uniemożliwiam jego zajęcie Pierwszej (a miała jako następny kawałek nr 6!) a także ciągnę dwie karty. szczęśliwie trafiła się trzecia czerwona, więc...
- biorę neutralną dwójkę i przymierzam się do zdjęcia z planszy dwójki Drugiego, która stoi na dwóch wiatrakach. poleciałby w dół. cóż, kiedy mam tylko 3 złota a ona kosztuje 5! próbuję inaczej...
- jako, że Drugi ma przewagę pozwoleń pod neutralną czwórkę (4 pola zajęte: (on) 3, 2, 0 i (ja) 0) podmieniam za 2 czerwone karty to "0" na "4", może chociaż koszta go zablokują.
- w tym miejscu Drugi macha mi przed nosem 7 złotymi monetami... nie zablokują
- kończę ruch i kibicuję Pierwszemu, żeby jednak wygrał. no bo kto to pomyślał, żeby nowicjusz... Teraz my w dwójkę myślimy jak pozbyć się znacznika, skoro sama zablokowałam mur. mijają długie chwile... i nagle olśnienie! wykopaliska! Pierwszy liczy monety - SZEŚĆ...
Po 3 godzinach Nowicjusz wygrał.
the end
p.s. chyba nie będzie to zaskoczeniem, że nie mogę się doczekać kolejnej rozgrywki?
Skład 4osobowy, w tym jeden nowicjusz. między Bogiem a prawdą, reszta też prawie z zerowym doświadczeniem początki - kilka dni temu - ciężkie. że niby skomplikowane, trudno spamiętać ruchy i jakoś opornie idzie.
dziś - REWELACJA! mimo późnej pory (dla nas to późna), wina, piwa i grypy była to najbardziej zaciekła i strategiczna rozgrywka, do jakiej miałam okazję ostatnimi czasy zasiąść.
Zaczęło się też niemrawo, nowicjusz o wszystko pytał, a że ambitny to pytał naprawdę o wszystko dopóki na planszy panował luz dopóty gra działała na niektórych trochę usypiająco. nawet zniwelowalismy znaczniki z 10 do 7, gdy pudełkowa informacja o 60min czasie rozgrywki okazała się już dawno fikcją.
i nagle, poziom pokojowego "baju baju ja se w środek a ty z kraju" osiągnął punkt krytyczny. nowicjusz ruszył do ataku i położył ostatni 7 znacznik. pozostałe osoby natychmiast wrzuciły z powrotem na stół te odłożone wcześniej i chciały grać dalej! od tego momentu to była masakra ...
Każdy ruch obliczony na położenie swojego znacznika przy równoczesnym zdjęciu cudzego. przeliczanie pozostałych kawałków muru, sztuk złotych monet, przewagi w pozwoleniach. wciąż i ciągle. w każdej kolejce zabudowanie cudzych budynków i walka o te największe. kto komu jako ostatni wywali szóstkę, wyścig! prowadzenie zmieniało się jak w kalejdoskopie. skrupulatnie przygotowany plan albo przypadkiem ktoś zepsuł swoim albo - co częstsze - celowo nam zniweczył. wszyscy siedzieli jak struny wpatrzeni w planszę z mocnym postanowieniem zwycięstwa, która to determinacja w tym gronie nie zdaża się często.
ciosy padały gęsto, padały znaczniki, walka o wiatraki, zaciskanie kciuków o dobry rząd punktujący. aż wreszcie nadeszła ostatnia kolejka, gdy wszystko zależało ode mnie...
kolejne dwie osoby miały możliwość wygrania w swoim następnym ruchu. mogłam zniweczyć albo zamiar jednej albo próbować zniweczyć Drugiej licząc, że ta Pierwsza dokończy dzieła swoim posunięciem i moment ścięcia zostanie opóźniony. czwarta osoba głowiła się razem ze mną. dwa pojedyncze znaczniki czekały już aby dołączyć do 9 towarzyszy na planszy. ostatnie chwile:
- wykupuję ostatni kawałek wolnego miejsca pod mur. dzięki temu uniemożliwiam jego zajęcie Pierwszej (a miała jako następny kawałek nr 6!) a także ciągnę dwie karty. szczęśliwie trafiła się trzecia czerwona, więc...
- biorę neutralną dwójkę i przymierzam się do zdjęcia z planszy dwójki Drugiego, która stoi na dwóch wiatrakach. poleciałby w dół. cóż, kiedy mam tylko 3 złota a ona kosztuje 5! próbuję inaczej...
- jako, że Drugi ma przewagę pozwoleń pod neutralną czwórkę (4 pola zajęte: (on) 3, 2, 0 i (ja) 0) podmieniam za 2 czerwone karty to "0" na "4", może chociaż koszta go zablokują.
- w tym miejscu Drugi macha mi przed nosem 7 złotymi monetami... nie zablokują
- kończę ruch i kibicuję Pierwszemu, żeby jednak wygrał. no bo kto to pomyślał, żeby nowicjusz... Teraz my w dwójkę myślimy jak pozbyć się znacznika, skoro sama zablokowałam mur. mijają długie chwile... i nagle olśnienie! wykopaliska! Pierwszy liczy monety - SZEŚĆ...
Po 3 godzinach Nowicjusz wygrał.
the end
p.s. chyba nie będzie to zaskoczeniem, że nie mogę się doczekać kolejnej rozgrywki?