1830 - w 1846 grało się spoko, wiele nasłuchałem się o tym, że 1830 to równie (a może nawet lepsza gra) z nastawieniem na manipulacje cenami akcji. Być może tak jest, ale my nie potrafiliśmy tego wykorzystać. W każdym razie, grałem raz, około 6h, przy czym ostatnie 2h to były decyzje typu: "jadę z punkt A do punktu B, wypłacasz całą dywidendę?; tak" i dalej rozdawanie kasy za akcję...

Jakoś w 1846 tego nie było aż tyle. Dam jeszcze szansę 18Chasepeake... ale jestem już bardziej sceptyczny.
7th Continent - bardzo lubię gry z kampanią... lubię klimat i dobrą narrację... ale nie gry mechanicznie płaskie... i nie takie, w których puszczasz się z prądem... i zobaczymy co będzie. A tak jest z tą grą... Może miałem pecha, a może po prostu taka to jest gra. Ale po pierwszym scenariuszu, który grałem dobre 6h lub więcej ... w połowie zauważyłem, ze męczy mnie już to odkrywanie i wieje nudą... by na kończy przekonać się, że jestem nieudolny bo nie zajrzałem tam gdzie zajrzeć powinienem... ot taki przypadek.
Aeon's End - nasłuchałem się, że to świetny deck builder kooperacyjny. Po bardzo fajnym Thunderstone Quest liczyłem na znacznie więcej. Doszedłem do wniosku (dzięki chyba tej grze), że po prostu nie lubię mechanicznych gier karcianych, w których wynik jest 0:1 - czyli wygrana/przegrana... a sukces wynika z ogrania danego bossa/przeciwnika kilka razy i najlepiej ze znajomością marketu. Zaczyna mi to pachnąć CCG...
Container - SUSD zachwalał, Heavycardboard jeszcze bardziej.... a jednak zawiodłem się dość mocno. Gra statyczna i pomimo, że dobrze symuluje popyt i podaż to jednak nie bawiłem się przy tym dobrze. Wydaje mi się, że łatwo przewidzieć zwycięzcę, a "king making" jest mocny.
Feudum - bardzo napaliłem się na tą grę... przed pierwszą rozgrywką liczyłem na fajerwerki... niestety dostałem grę skomplikowaną... ale chyba dla samego skomplikowania. Gdybym miał ocenić ją mechanicznie... to jest to taki "barok"... wszystkiego pełno... ale mało elegancko.
Founders of Gloomhaven - cóż - po Gloomhaven i przeczytaniu kilku wpisów na blogu Childresa (o tym jak podchodzi do projektowania gier i jak dba o mechanikę) liczyłem na grę lepszą. Gra nie jest zła, ale jest niemiłosiernie nieelegancka... i jednak postanowiłem ją sprzedać.
Pola Arle - w teorii powinno mi się podobać. Euro + Rosenberg. W praktyce gra jest zbyt sandboxowa jak na mój gust. Suwaków jest od groma, a całość jakaś taka zbyt rozjechana (by nie pisać po raz kolejny "nieelegancka"). Nie umywa się jednak do Agricoli, Le Havre czy nawet Uczty dla Odyna. Choć ta ostatnia też jest sandboxowa... jednak tam czuję, że spaja ją ciśnienie związane z wyżywieniem oraz nacisk na progres w układaniu tetrisa. W Polach Arle... "róbta co chceta".
Q.E. - i znowu nabrałem się na zachwyty Toma Vasela... myślałem, że to gra z typu giełdowych... gdzie liczy się podejmowanie decyzji "ekonomicznych"... a tu okazuje się, że jest to gra licytacyjno-imprezowa... przynajmniej ja nie czuję, że mam duży wpływ na wygraną... ale może jestem z "gupi"...
Western Legends - miał być fajny sandbox na dzikim zachodzie, a wyszła dość losowa gra. Pamiętam też, że ucieczka przed szeryfem była moim zdaniem źle zaprojektowana i ścieżka złego zbyt ryzykowana... a zatem połowa gry nieużywalna... ale to moje spostrzeżenia po 2 rozgrywkach na 4 graczy.
PS:
"Władca Pierścieni: Podróże przez Śródziemie" - nie do końca w temacie, gdyż nie zależało mi na tym by ją polubić... ale w kategorii rozczarowanie przebija powyższe... jest to płaskie jak dobry stół.