A War of Whispers / Wojna Szeptów (Jeremy Stoltzfus)
: 14 cze 2021, 13:49
Projektant: Jeremy Stoltzfus
Liczba graczy: 2-4
Czas gry: 30-60 minut
Szybki i w miarę prosty miks area kontrol i worker placementu z kilkoma twistami. Głównym z nich jest fakt, że w grze nie kierujemy konkretnym królestwem. Na planszy jest ich pięć i w trakcie gry będą ze sobą walczyły, a gracze wcielają się w szare eminencje, które wpływają na losy wojny. Przed grą każdy gracz losuje jak będzie punktowała dla niego dana frakcja i jest to oczywiście informacja niejawna. Przeciwnicy widzą więc, że ewidentnie wykonuję ruchy umacniające Lwy. Nie wiedzą jednak, czy robię to dlatego, że Lwy mocno dla mnie punktują, czy to tylko blef i próba odwrócenia uwagi od moich prawdziwych celów, a może tak naprawdę chcę Lwami wyczyścić drogę dla Niedźwiedzi, więc moje ruchy tylko chwilowo są dla Lwów korzystne? Kapitalna sprawa. Dodatkowo 3 razy w trakcie gry można odsłonić dwa żetony królestw i zamienić je miejscami, co jest trochę kołem ratunkowym w przypadku, kiedy moje wysoko punktujące królestwo dostaje bęcki, bo najwidoczniej jest nisko u innych.
Akcje w grze wykonujemy instalując swoich agentów na dworach królestw. Każde królestwo ma cztery pozycje do obsadzenia, z przypisanymi na sztywno akcjami. Jeśli więc chcę wyprowadzić kampanię wojskową Słoni, to muszę mieć swojego agenta w odpowiednim miejscu. Bardzo fajna jest zasada rozpatrywania nieobsadzonych akcji. Mianowicie sprawdzamy, kto ma agenta na następnym obsadzonym na tym dworze miejscu. Jeśli więc trzy pierwsze pozycje są puste, a ja mam agenta na ostatnim, to dostanę wszystkie cztery akcje! Wprowadza to bardzo fajne dylematy, instaluję agenta na akcji, na której bardzo mi zależy czy próbuję wyłożyć go tak, żeby zagwarantował mi więcej akcji?
Same akcje są banalne. Dołożenie na mapę jednostek, dociągnięcie kart bądź atak. Walka jest deterministyczna, jeśli w atakowanej prowincji jest wieża, to zabija jednego agresora, a później armie wybijają się w stosunku 1:1. Jeśli jakaś prowincja jest pusta, to należy do tej frakcji, której ma kolor. Jednak już pojedyncza kosteczka przejmuje kontrolę. Na koniec gry punktują tylko regiony z miastami, ale na mapie są również obronne wieże i farmy, pozwalające na większe zgrupowanie armii.
Całą tę niemal szachową policzalność trochę łamią karty, które dają różne efekty typu zabijanie, przestawiania jednostek albo odpalanie innych akcji, niż te, na których mamy agenta. Efektów jest na szczęście niedużo, ale w pierwszej partii potrafią zaskoczyć i bardzo zmienić sytuację na planszy.
Ogólnie nie przepadam za grami area control i walką na planszy. Tutaj bawiłem się bardzo dobrze, głównie przez fakt, że nie wcielamy się w konkretne królestwa. Próby blefu i rozpracowania przeciwników dają sporą satysfakcję. Gra jest bardzo szybka, w cztery osoby graliśmy godzinę, a była to nasza pierwsza partia. Natomiast jak na czas gry i przystępność zasad, rozgrywka jest satysfakcjonująco głęboka.